piątek, 21 października 2016

TERESA ŻYLIS-GARA, LÓDŹ, 12 PAŹDZIERNIKA 2016

Prof. Jerzy MARCHWIŃSKI
Rejowiecka 17A
PL 04-897 WARSZAWA
Tel/Fax: (48-22) 872 1500
Mob: (48) 601 235 576
Blog: jerzy-marchwinski.Blogspot.com 



Teresa ŻYLIS-GARA

Recenzja związana z otrzymaniem tytułu Doktora Honoris Causa w Akademii Muzycznej w Łodzi.


O Pani Teresie Żylis-Garze.

          Dość długo się wahałem, zanim odpowiedziałem pozytywnie na propozycję Pani Prof. Urszuli Kryger napisania recenzji o Teresie Żylis-Garze, w związku z przyznaniem Jej tytułu Doktora Honoris Causa w Akademii Muzycznej w Łodzi. Nie wydawało mi się możliwe móc słowami określić wielkość tej niezwykłej Artystki.

          Ponieważ miałem szczęście i przywilej być przez pewien czas Jej artystycznym partnerem, zdecydowałem w końcu napisać osobistą refleksję

          Kiedy przed kilku laty red. David Shengold z „Opera News” zwrócił się do mnie o krótką wypowiedź o Teresie Żylis-Garze, posłałem mu dwa zdania, w których zawarłem istotę tego, co miałem do powiedzenia o tej Wielkiej Artystce. „Teresa’s artistry was not only at the highest professional level, but also full of light, love and beauty. I think that quite exceptional even among the greatest artists” („Artyzm Teresy był nie tylko na najwyższym profesjonalnym poziomie, ale również pełen światła, miłości i piękna. Myślę, że jest to czymś wyjątkowym nawet pośród największych artystów”). I to zdanie pozostanie mottem mojej recenzji o wielkiej Teresie Żylis-Garze.

          Moje pierwsze spotkanie z Teresą było na antenie Polskiego Radia, kiedy Jej zagorzały wielbiciel red. Jan Weber poinformował mnie był o transmisji wywiadu z Nią i recitalu, w którym towarzyszył Jej Erik Werba. Pierwsze wrażenie, zarówno wtedy, kiedy mówiła, jak i wtedy, kiedy zaczęła śpiew, poraziło mnie swą autentyczną siłą. W słowach wywiadu, nie było nawet cienia sztuczności ani mizdrzenia się, w śpiewie, niewysłowione piękno samego głosu i absolutnie naturalnej narracji.

          Drugie spotkanie, już tym razem „na żywo”, było w Nowym Jorku. Mój impresario powiadomił mnie, że Teresa Żylis-Gara, chciałaby mnie spotkać. Z nieskrywaną emocją szedłem do Jej apartamentu przy Central Park West. Byłem niesamowicie wzruszony propozycją wspólnych nagrań i recitali. Po wyjściu, pierwsze kroki skierowałem do kwiaciarni, skąd zdążyłem posłać Jej róże przed odjazdem na JFK. Już na lotnisku, w oczekiwaniu na odlot, usłyszałem w megafonie moje nazwisko z prośbą, abym się zgłosił do kontuaru jeszcze ówczesnego PanAmerican. Przekazano mi message od Teresy z podziękowaniem za kwiaty. Nie skrywam, że zrobiło to na mnie wrażenie, bo ileż sławnych śpiewaczek stać byłoby na taki niewielki, ale jakże sympatyczny gest?

          Kolejne spotkanie z Teresą było w mojej „kajucie” na Żoliborzu, gdzie odbyliśmy pierwszą próbę. Nie czułem ani tremy ani zdenerwowania. Jedyne, czego chciałem, to zagrać na swoim poziomie. Pierwszą pieśnią była „Atczewo”, („Dlaczego”), wielkiego Piotra Ilijcza. Zanim zacząłem kilka taktów inicjujących pieśń zapytałem o tempo. Usłyszałem, „Proszę, niech pan gra”. I zagrałem. I nie było żadnych problemów. Jedyne, co istniało, to uczucie wielkiego komfortu, naturalności i przestrzeni. W przestrzeni tej mieścił się zarówno Jej cudowny śpiew, jak i moje, absolutnie swobodne granie.

          I uczucie tej swobody i przestrzeni towarzyszyło mi nieodmiennie podczas wszystkich nagrań i występów w Kraju, we Francji, czy Stanach. Generalnie, odczuwałem zwykłe napięcie przed występem, ale właściwie, żadnej tremy ani zdenerwowania. Była to radość z uczestniczenia w tworzeniu piękna.

          Niedawne, profesjonalne, – jako słuchacz - spotkanie z Teresą było podczas Jej kursu mistrzowskiego w warszawskiej Akademii im.Fr.Chopina. Słuchałem ze wzruszeniem jak szczodrze, z wyraźnie obecnym uczuciem, obdarowywała młodych adeptów śpiewu swą wiedzą profesjonalną, w klimacie troski o urodę interpretacji. Nie zapomnę wrażenia, jakie zrobiła na mnie żywa demonstracja słuszności wypowiadanych przed chwilą słów. Jej głos wciąż oszałamiał nietkniętym przez czas pięknem, a artystyczny przekaz wydawał się nie mieć alternatywy.

          I jeszcze coś ważnego i chyba, rzadkiego. Teresa ma wielki talent kreowania rzeczywistości. Codzienność w jej wykonaniu, to naturalne tworzenie czegoś niezwykłego i pięknego. Nie ma w nim miejsca na banał, pospolitość. Co więcej, nie ma miejsca na żadną sztuczność ani celebrę. Wszystko dzieje się naturalnie i autentycznie.

           I tak właśnie, jak wspomniałem w moim „Motto”, w całym Jej istnieniu dostrzegam żywą obecność światła, uczucia i piękna.


          Jerzy Marchwiński 


Warszawa, 2016


         


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz