Mnie osobiście, od blisko 40 lat impresaria wykonawców muzyki poważnej, propagowana przez Autora idea partnerstwa jest szczególnie bliska i ważna, bo respektowanie zasad partnerstwa było zawsze istotnym elementem podjęcia przeze mnie współpracy z artystą. Doświadczenie pokazało, że wówczas gdy to partnerstwo było w pełni przez obie strony respektowane, współpraca przynosiła najlepsze rezultaty. Nie trzeba nikogo przekonywać, że podjęcie współpracy pomiędzy artystą i impresariem jest dla obu stron momentem niezwykle ważnym - artysta powierza swoje sprawy impresariowi z założeniem, że będzie prawidłowo dbał organizacyjnie i na podstawie swej wiedzy, doświadczenie i kontakty wspierał jego artystyczną karierę, a ten z kolei swój zawodowy byt i swoją renomę opiera na artystycznym rozwoju, sukcesach i publicznym wizerunku artysty. Dlatego tak istotne jest, by umowa o współpracy była jak najbardziej spersonalizowana, partnerska właśnie, oparta na pełnej otwartości i szczerości, gdzie impresario oferuje pomoc wykraczającą szeroko poza samo zdobywanie kontraktów, zapewniając artyście komfort maksymalnej koncentracji na zadaniach artystycznych, a artysta traktuje impresaria jak partnera, który pracuje na jego rzecz, i który ma często całkiem istotny wkład w końcowy sukces artystyczny.
W omawianej książce najciekawszy wydaje mi się jednak poruszony przez Profesora nieco szerzej niż we wcześniejszych publikacjach, aspekt partnerstwa w życiu pozamuzycznym. Chwała Autorowi za odwagę, bo wszak w popularnej publicystyce i mediach, ale także w wypowiedziach większości prominentów, partnerstwo i wszystko, co jest z nim związane, kojarzone jest, a właściwie raczej „wytykane”, środowiskom feministycznym i LGBT. Wprawdzie sporo osób jest, w słowach, entuzjastami partnerskiej postawy w życiu, ale w praktyce jest przecież najczęściej zupełnie na odwrót – u osób ambitnych, zarówno wybitnych, jak i miernych, zwyciężają dążenia przywódcze i władcze, wycinające wszelkich ewentualnych konkurentów zawodowych czy politycznych, a u osób przeciętnych, pomimo czasami całkiem spektakularnych przejawów buntu, zwycięża na ogół tęsknota czy to za dominującym życiowym partnerem/partnerką, który za nich rozwiąże kłopoty dnia codziennego, czy to za dominującym „ukochanym przywódcą” albo innym przewodniczącym lub prezesem, który za nich o wszystkim pomyśli, wskaże co mają robić i mówić, a przede wszystkim, cóż za błogie uczucie, zwolni ich z odpowiedzialności. Bo partnerstwo, jak słusznie podkreśla Autor, to przede wszystkim współodpowiedzialność.
To jest przyczyną, jak sądzę, że przemyślenia
Prof. Jerzego Marchwińskiego i jego wieloletnia aktywność zawodowa w kierunku realizacji
życiowej pasji - upowszechniania i wprowadzania w życie zasad partnerstwa - pomimo
ogólnikowych miłych frazesów, jacy to wszyscy są „za”, natrafia na dystansowanie
się, a nawet na opór części środowiska zawodowego (symbolicznym przykładem może
być uporczywe trzymanie się określenia „akompaniator”). Szczególne zdumienie
budzi nikłe zainteresowanie problematyką partnerstwa pracowni socjologicznych i
mediów. Mogę tylko mieć nadzieję, że takowe zostaną omawianą publikacją
zainspirowane do pogłębienia tematu, aby wyszedł on szerzej poza rozważania akademickie
czy środowiskowe i stał się częścią debaty publicznej.
Poznań, 10 lutego 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz