(Tekst wygłoszony podczas Konferencji naukowo-artystycznej z cyklu "Partnerstwo w Muzyce" na Uniwerystecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, 5 kwietnia 2014)
Refleksja o środowiskowym postrzeganiu grania zespołowego
pianisty
I. Gra indywidualna – gra zespołowa
Refleksja, która służy jako motto moich rozważań brzmi
następująco: „W powszechnym odczuciu środowiska muzycznego, granie zespołowe
pianisty ma mniejszy walor niż granie
solowe”.
I tu zaczynają się problemy. Chciałoby
się taką refleksję, która przecież ma formę pewnego stwierdzenia, jakoś
udowodnić. Zwłaszcza, że adresatem wystąpienia jest gremium, mające uzasadnione
powody oczekiwać argumentacji jasnej i jednoznacznej, może nawet konkretnej. Jest
to, niestety, teren pełen zasadzek, które zawsze pojawiają się na styku sztuki
i nauki.
Metafor nauki i sztuki nie udaje się wszak wzajemnie,
jednoznacznie przenosić na ich domeny. W nauce, jak w krzyżówce, wszystko
powinno się zgadzać w pionie i w poziomie. W sztuce, sprawy się nieco
komplikują: w pionie i w poziomie wszystko się zgadza, a Sztuki nie ma.
Kto wie, czy w sztuce walor indywidualny nie jest tym
dominującym tak, jak - być może - w
nauce, jest nim głównie walor obiektywny.
Jednakże, wydaje mi się być czymś łatwo
dostrzegalnym, że między nauką i sztuką nie ma żadnej, jakiejś
nieprzekraczalnej linii demarkacyjnej, oddzielającej te dwie piękne, niezwykłe
właściwości ludzkiego umysłu. Pewne metody naukowe mogą okazać się być ogromnie
przydatne i pożyteczne na terenie należącym do sztuki, zwłaszcza dla jej,
nazwałbym - „logistyki”, a niemal zastrzeżone dla sztuki - intuicja,
natchnienie i emocja, również w nauce mogą zdziałać rzeczy niezwykłe.
Ponieważ uważam się za człowieka
nieskończenie bardziej związanego ze sztuką niż z nauką, dlatego czując się
usprawiedliwiony powyższymi argumentami pragnę zastrzec, że niemal wszystkie
wypowiedzi dotyczące przedstawionej na wstępie refleksji, winny zaczynać się od
słów „moim zdaniem”. Biorę za nie odpowiedzialność i podpisuję się pod
nimi, aczkolwiek oczywiście nie czuję się władny przekonać wszystkich do ich
słuszności.
Zacznę od próby określenia, czym jest
gra indywidualna, czym jest gra zespołowa.
Obie, związane są nierozdzielnie ze sposobem realizacji dzieła
muzycznego, które choć jednorodne, składa się z wielu elementów. Elementy podstawowe,
według definicji prof. Kazimierza Sikorskiego to: rytm, melodia, harmonia,
kontrapunkt, dynamika, artykulacja, forma, agogika i zawartość emocjonalna. Myśl
kompozytora, jego twórczy zamiar zawierają się w wymienionych elementach. A
przekazanie odbiorcy myśli i zamiarów twórcy, to fundamentalna powinność
wykonawcy.
Dzieło może być wykonane przez jednego,
albo przez wielu wykonawców. Przez jednego - a więc indywidualnie, przez wielu
- a więc, zespołowo. Dzieło pozostaje zawsze jedno; charakter i rola wykonawców
nieco się zmieniają. Jeśli jest to wykonawca indywidualny, wtedy sam realizuje
wszystkie elementy dzieła. Robi to na
swoją odpowiedzialność, według wizji, rozumienia i kryteriów, których
realizacja kończy się wyłącznym jego sukcesem lub niepowodzeniem. Wykonawca
zespołowy, realizuje tylko niektóre elementy dzieła, według klucza ustalonego
przez twórcę. Niekiedy elementy te pozostają przez cały okres trwania dzieła
domeną jednego wykonawcy – szczególnie melodia, rytm, harmonia; niekiedy –
wymiennie przechodzą pomiędzy różnymi wykonawcami, zależnie od woli
twórcy. Sukces lub porażka takiego
wykonania, pozostają w sposób oczywisty udziałem wszystkich wykonawców zespołu.
I to jest w istocie jedyna różnica
pomiędzy wykonaniem indywidualnym i zespołowym. Wydaje się, że nie jest ona
odległa od wszystkiego, co wiąże się z
każdą ludzką działalnością, realizowaną samodzielnie, albo w układach
partnerskich z innymi. Satysfakcje z działalności samodzielnej i zespołowej,
mają wprawdzie nieco inny odcień, ale zawsze też pozostają satysfakcją i
radością z odniesionego sukcesu, mniej istotne czy wyłącznego, czy
zbiorowego.
Istnieje jednakże jeden wymóg absolutnie wspólny,
obowiązujący bez żadnej koncesji wszystkich wykonawców. Jest to oczekiwanie
perfekcji profesjonalnej. Każdy element dzieła musi być wykonany w sposób
optymalnie doskonały, bez względu na to, czy jest grany przez wykonawcę jako
jednego z wielu, czy jako jedynego, realizującego utwór samodzielnie. Tu nie
może być żadnej taryfy ulgowej, niezależnie od tego czy aktualnie wykonywany
element jest wiodący, czy wtórujący. Dla lepszego zrozumienia problemu
wystarczy odrobina wysiłku, aby wyobrazić sobie
np. Chopinowski Nokturn grany przez pianistę, kiedy piękno nawet
najdoskonalej zaśpiewanej kantyleny prawej ręki jest niweczone przez bylejakość
realizacji kontrapunktów lewej. Wszystkie elementy dzieła muszą być traktowane
z równym oczekiwaniem perfekcji, bez scholastycznych rozważań która kwestia
jest bardziej, a która mniej ważna. Podobnie w graniu zespołowym, w którym
jeden wykonawca gra „prawą rękę” Nokturnu, a drugi jego „lewą”. (Tylko gwoli
porządku sygnalizuję oczywiste oczekiwanie perfekcji w posługiwaniu się
instrumentem).
II. Nauczanie gry indywidualnej i gry
zespołowej
Problem nauczania gry indywidualnej i gry zespołowej
dotyczy oczywiście wszystkich wykonawców. Przypadek pianistów, jednakże, jest
dość specyficzny, wynikający z faktu, że fortepian należy do nielicznych
instrumentów, na którym jeden wykonawca, nie uciekając się do współpracy z
innymi, może sam zrealizować wszystkie elementy dzieła muzycznego. Właściwie,
niemal wszyscy inni wykonawcy, od samego zarania nauki uzależnieni są od
pianistów, bez względu na to czy są śpiewakami, czy wszelkiego autoramentu
instrumentalistami (z wyjątkiem oczywiście, instrumentów klawiszowych). W
szczególny sposób, obok umiejętności posługiwania się swoimi instrumentami, w
całym okresie nauki a również w okresie już dojrzałej aktywności artystycznej,
związani są, w pewnym sensie - uzależnieni od pianistów. Równolegle z
problemami gry indywidualnej, realizują całą problematykę gry zespołowej.
W jakiejś sytuacji bardzo indywidualnej, możliwe byłoby zaistnienie pianisty, który zrealizuje swą
karierę, być może nawet światową, grając wyłącznie sam, bez współpracy z
jakimkolwiek innym muzykiem. Przypadek
trudny do wyobrażenia sobie ze śpiewakiem, lub instrumentalistą. Albowiem, niezależnie od problemów związanych
z kształceniem, wystarczy odpowiedzieć na proste pytanie, ile recitali solowych
(bez fortepianu) może mieć w swym repertuarze nawet skrzypek lub
wiolonczelista; zaledwie kilka; chyba nie ma też śpiewaka, który byłby w stanie
wykonać choćby jeden recital a capella. Można wręcz uznać za oczywiste,
że dydaktykę i sporą część artystycznej aktywności wykonawczej śpiewaków, oraz
instrumentalistów, bez udziału pianisty wyobrazić jest sobie niepodobieństwem.
Kilka słów o podstawie współpracy pomiędzy wykonawcami.
Właściwie, znam tylko jedno określenie, oddające wymagania najbardziej pożądanego
układu. Jest to, partnerstwo. Nie relacje solistyczno – akompaniatorskie, lecz
właśnie, partnerskie. Te pierwsze, akompaniatorskie, zakładają jakby
aprioryczne uprzywilejowanie jednego wykonawcy w stosunku do drugiego w całym
utworze; te drugie, partnerskie, uznają rzeczywistą równość wszystkich
wykonawców dzieła, dwu lub więcej, a uprzywilejowanie lub subordynacja jednego
w stosunku do drugiego, lub innych, wynika jedynie z relacji pomiędzy
elementami dzieła muzycznego, zależnie od jego struktury.
W tym samym utworze, łatwo dostrzegalne są przecież
elementy uprzywilejowane lub subordynowane, albo -inaczej mówiąc – wiodące i
wtórujące. Determinują one wymiennie ważność ról wykonawców. Rolę wykonawcy
aktualnie realizującego element uprzywilejowany, wiodący, porównałbym do roli
leadera, sterującego sytuacją dramaturgiczną. Oczekuje się od niego autorytetu
i przekonania o klarownym obrazie recytowanej kwestii. Główną powinnością
wtórującego mu partnera będącego aktualnie na pozycji subordynowanej, jest
zapewnienie optymalnego komfortu leaderowi i realizowanej przez niego kwestii.
Sytuacja ta zmienia się wielokrotnie w trakcie utworu. Wymiennie wykonawcy są w
stosunku do siebie raz leaderami, raz – w pewnym sensie - akompaniatorami. Jest
to, w moim odczuciu, jedna z cech najważniejszych i jeden z fundamentalnych wymogów autentycznego
partnerstwa.
Realizacja tego, wydawałoby się prostego i oczywistego stwierdzenia,
komplikuje się nieco i zaciemnia na skutek rzeczywistości szkolnej, w której
obecność pianisty w dydaktyce przedmiotu określanego jako główny, czyli śpiewu
lub instrumentu innego niż fortepian, sprowadzona jest do roli ewidentnie
usługowej, pomocniczej.
U śpiewających lub grających na instrumentach
orkiestrowych utrwala się więc od zarania zdeformowany i fałszywy obraz
pianisty i jego roli, opartej na subordynacji i uległości. Presja ta ma
tendencje stawania się nawykiem i tylko w bardzo niewielkim stopniu ulega
korekcie w momencie, kiedy pianista powinien być już traktowany jako równy,
pełnoprawny partner, nawet jeśli jest to partnerstwo pomiędzy uczniami lub
studentami. Dość nagminne jest np. oczekiwanie studentów-skrzypków, aby ich
koledzy, studenci-pianiści „akompanio-wali” im
Sonaty Brahmsa i Beethovena!
Relacje w okresie szkolnym pomiędzy pianistami i uczniami
dyscyplin wykonawczych są relacjami dość szczególnymi, w istocie – niewiele
mającymi wspólnego z pożądanym, naturalnym układem partnerskim pomiędzy
grającymi, z ich porównywalnym poziomem umiejętności profesjonalnych i doświadczenia.
Bardzo młodzi uczniowie znajdują się w sytuacji, w której grający z nimi
pianista jest o wiele od nich starszy i co oczywiste, bardziej doświadczony.
Paradoksalnie, to właśnie ten bardziej doświadczony zmuszony jest być w
szczególny sposób podporządkowany młodszemu.
W istocie jednakże, rola takiego pianisty jest zbliżona do roli pedagoga
i w znacznym stopniu, jako artystycznego opiekuna i doradcy. Trwa ona na
wszystkich trzech szczeblach edukacji, tzn. w szkolnictwie niższym, średnim i
wyższym. Autentyczne, naturalne układy partnerskie zaczynają się pojawiać
dopiero na poziomie szkoły średniej i oczywiście, akademii, kiedy uczniowie i
potem, studenci zaczynają grać wspólnie ze swoimi rówieśnikami.
Wobec pianistów współpracujących w procesie dydaktycznym ze śpiewakami i
instrumentalistami, używa się generalnie określenia „akompaniator”. Skutkiem
tego, w świadomości uczniów utrwala się zdeformowany obraz pianisty, którego
głównym zadaniem jest rodzaj usługi, polegającej niemal wyłącznie na zapewnieniu
uczniowi wykonawczego komfortu. Jest to sytuacja raczej niemożliwa do uniknięcia, skoro niezależnie
od ewidentnych problemów dydaktyki, jedynie wyjątkowo można oczekiwać, aby
dorosły, doświadczony pianista mógł traktować ucznia a nawet, studenta jako
pełnowartościowego partnera i samemu wzajem być traktowanym na bazie
koleżeńskiej równości. Ta szczególna nierówność stanowi element rzeczywistości
konserwatoryjnej dla której nie ma alternatywy i którą, po prostu, należy ze
zrozumieniem, krytycznie zaakceptować.
Jej negatywne echa odzywają się, niestety, jeszcze w dorosłym życiu
artystycznym, w którym większość koncertujących śpiewaków i instrumentalistów
oczekuje od pianisty niemal wyłącznie,
właśnie akompaniatorskiej posługi. Ogromnie ważną rolę w zapobieżeniu tej
deformacji mają do odegrania pedagodzy instrumentaliści i wokaliści, oraz
pracujący z ich uczniami etatowi pianiści.
W istocie, jednym ze skutków wspomnianej wcześniej, bardzo
kuszącej i komfortowej specyfiki instrumentalnej pianisty, pozwalającej
realizować jednemu wykonawcy całe dzieło muzyczne, jest styl dydaktyki, niemal
całkowicie faworyzujący granie indywidualne, solowe. Jak gdyby przeoczeniu
ulega oczywisty, wspomniany już fakt, że wykonawcza aktywność artystyczna
pianisty ma dwie formy, grę solową (indywidualną) i grę zespołową
(kameralistyczną), które wprawdzie nie identyczne, mają równy walor i łączący
je wspólny wymóg absolutnej, profesjonalnej perfekcji. Wydawałoby się więc być
czymś naturalnym, że cały, wieloletni proces dydaktyczny winien obejmować w
równym stopniu, choć być może w różnych proporcjach, obydwie formy, solową i
zespołową.
Niezależnie od wspomnianych powyżej racji par
excellence artystycznych i ściśle profesjonalnych, na szczególne
podkreślenie zasługuje również aspekt, którego nie waham się nazwać
„życiowym”. Traktuje on o aktywności
artystycznej zawodowych, dojrzałych już pianistów. Wystarczy odrobina uważnej
obserwacji, aby dostrzec fakt oczywisty, wskazujący na to, że zaledwie
minimalny procent, jeśli nie promil zawodowo czynnych pianistów, realizuje
swoje profesjonalne aspiracje i życiowe ambicje jako soliści. Cała reszta,
czyni to w różnych formach grania zespołowego, albo jako pedagodzy wszystkich
szczebli szkolnictwa. Należałoby w tym miejscu potrudzić się nad znalezieniem
odpowiedzi na ważkie pytanie, czy są przez szkoły odpowiednio przygotowani,
profesjonalnie i psychologicznie, aby wejście w dorosłe życie artystyczne
odbyło się bez poczucia losowej krzywdy,
frustracji i generalnej degradacji.
Postulat równoczesnego kształcenia w graniu indywidualnym
i zespołowym pianistów od niemal pierwszych lat nauki, stopniowo zaczyna sobie
torować drogę realizacji zarówno w programach szkolnych, jak i w tym co
najważniejsze, tzn. w świadomości środowiskowej. Ewidentne korzyści dla młodych
pianistów wynikające z grania zespołowego, to przede wszystkim walory
profesjonalne poszerzonego słyszenia, wzbogaconej wyobraźni dźwiękowej,
dyscypliny muzycznej, bezpośredniego kontaktu z dramaturgią słowa. Nie do
przecenienia jest kontakt grającego na fortepianie, będącym w rzeczywistości
instrumentem perkusyjnym, z instrumentami śpiewnymi, monofonicznymi. Wspólne
granie jest również doskonałą szkołą współżycia z drugim człowiekiem i kultury
partnerstwa. Groźba zamknięcia się w zdradzieckim, ogromnie szkodliwym,
destruktywnym impasie kariery solistycznej jako jedynej alternatywy, staje się
możliwa do uniknięcia. Pokazanie młodym adeptom pianistyki istnienie piękna,
sztuki, satysfakcji także poza graniem solowym, jest wdzięcznym obowiązkiem
szkoły.
W istniejącej rzeczywistości, właściwie dopiero na
szczeblu akademickim kształcenie w graniu zespołowym ma charakter programowo
zamierzony. Pierwsze jaskółki zwiastujące pełną, normalną edukację w tej
dziedzinie na poziomie średnim i niższym, dopiero sporadycznie pojawiają się na
horyzoncie. Niezwykle dużo zależy tu od inicjatywy i świadomości dyrektorów
szkół i pedagogów. Oficjalnie obowiązujący szkolny program, jest niestety
obciążony szkodliwym kojarzeniem z akompaniowaniem, jako główną powinnością
pianisty grającego, szczególnie w duetach.
Idea partnerstwa jako podstawy współpracy pomiędzy wykonawcami, czeka
jeszcze na powszechne odkrycie i zaakceptowanie.
III. Aktywność
artystyczna indywidualna i zespołowa
Sukces aktywności artystycznej jest wypadkową wielu
elementów. Oczywiście, talentu oraz innych, naturalnych predyspozycji, ale
również wykształcenia, charakteru, postawy życiowej, przygotowania
profesjonalnego, sytuacji i tradycji kulturowej środowiska odbiorców, zapotrzebowania
i zwyczajnego łutu szczęścia. Pozostanę chwilę właściwie tylko z jednym z tych
elementów.
Konkretnie, z wykształceniem. Wielce szkodliwym rezultatem
wspomnianego wyżej stylu edukacji szkolnej, zdecydowanie preferującego granie
indywidualne, jest utrwalony w mentalności pianisty, niełatwy do skorygowania
ślad na całe życie. Wychowywany w
klimacie presji kariery solistycznej jako jedynej opcji, młody człowiek płaci
okrutną cenę, często dożywotniego rozczarowania, jeśli ta kariera, bez winy zainteresowanego
nie realizuje się, zwyczajnie, jako rezultat ograniczonego zapotrzebowania,
gigantycznej konkurencji, zakłóceń pomiędzy podażą i popytem. Szukanie jakichś
życiowych rozwiązań zastępczych, połączone jest w sposób nieunikniony z
frustracją, która nierzadko prowadzi do katastrofy. Życiowy wrak, zamiast
człowieka i artysty realizującego pełnię swojego życia w poczuciu radości i
satysfakcji! Jestem przekonany, że nie
do przecenienie byłby skorygowany, nieco inny program nauczania i klimat szkolny
towarzyszący graniu zespołowemu, wskazujący młodym ludziom alternatywę
dorosłego życia zawodowego, realizowanego w przekonaniu, że pełnowartościowym
artystą jest się nie tylko wtedy, kiedy gra się samemu, ale w równym stopniu,
choć może trochę inaczej, również wtedy, kiedy gra się w zespole.
Do usunięcia są tu przeszkody techniczne, takie jak zabieg
wprowadzenia w życie odpowiednich sugestii programowych, czy nawet postulatów
ze strony ciał zarządzających kształceniem. Te bariery wydają mi się zresztą być
stokrotnie łatwiejsze do pokonania, wobec barier psychologicznych i obciążeń
złej tradycji istniejącej w zbiorowej świadomości samego środowiska muzycznego,
nawet z tą jego częścią, która określiłbym jako elitarną. Wprawdzie pojawiają
się już sygnały zwiastujące nową, lepszą i zdrowszą rzeczywistość pianistów,
ale pełniejsze zrealizowanie ich to jeszcze kwestia czasu, może nawet zmian
kilku generacji. Z lubością stwierdzam, że generacja najmłodsza jest też tą,
najbardziej otwartą na zmiany. Z generacjami wcześniejszymi, bywają kłopoty.
Pojawił
się już przypadek niezwykły i precedensowy, w postaci Katedry Kameralistyki
Fortepianowej w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Wydaje mi się
być pożytecznym zacytowanie treści notki o Katedrze, zamieszczonej w Internecie:
„6 października 2002 roku, Senat AMFC
historycznym głosowaniem, powołał oficjalnie Katedrę Kameralistyki
Fortepianowej. W ten sposób, zakończony został wieloletni, burzliwy okres
dojrzewania zbiorowej świadomości pianistów, pokonywania środowiskowej
nieufności, niedoinformowania a nawet, pewnej niechęci.
Katedra
Kameralistyki Fortepianowej (KKF) jest unikatową strukturą w całym wyższym
szkolnictwie muzycznym. Wszędzie, nie tylko w Polsce, wydziały fortepianu
kojarzone są wyłącznie z graniem indywidualnym, solowym. Podobnie jak pojęcie
pianisty, w tradycyjnym odczuciu, kojarzone jest również wyłącznie z graniem
solowym. Pianista, który nie gra sam, jakby pianistą być przestawał.
Granie zespołowe pianistów, ustawiane
jest w roli głównie usługowej. Jest to rola fałszywa, szkodliwa artystycznie i
psychologicznie. Relacje pomiędzy grającymi w zespole, opierają się przecież na
relacjach partnerskich, a nie apriorycznym założeniu uprzywilejowania jednych i
subordynacji, drugich.
Istnienie KKF stwarza możliwość
profesjonalnego przygotowania absolwentów do sprostania wyzwaniom współczesnych
oczekiwań wykonawczych. Za niezmiernie ważne należy uznać również ich
przygotowanie psychologiczne, aby jako dorośli, samodzielni muzycy mogli żyć w
słusznym przekonaniu, że artystą jest się nie tylko wtedy, kiedy gra się
solistycznie, lecz w równym stopniu, zespołowo. Aspekt ten powinien pozwolić
uniknąć ogromnej rzeszy pianistów spędzenia życia w poczuciu frustracji, degradacji i
rozgoryczenia.
Fakt, że na Wydziale Fortepianu UMFC
istnieją w tej chwili dwa równorzędne typy katedr, katedra wykonawstwa solowego
i katedra wykonawstwa zespołowego, stawia warszawski Muzyczny Uniwersytet w pozycji zarówno
wyjątkowej jak i pionierskiej.”
Zbliżając się do konkluzji mych uwag,
zatrzymam się nad tym, co uważam w tej problematyce za najbardziej
esencjonalne, a być może i najważniejsze. Dotyczy to bezpośrednio samego
wykonania i kompleksowej relacji pianisty z utworem. Deformacja, która w
świadomości grających spowodowana jest wadami programów szkolnych, oraz silnie
zakorzenioną mentalnością środowiskową, przyczynia się do karygodnych zaniedbań
w opracowywaniu utworów i poczuciu odpowiedzialności za perfekcję
wykonawczą. Wydaje się być oczywistym
fakt, że pianista, zarówno młody jak i dojrzalszy, przygotowując utwór solowy,
jest gotów szlifować go nawet przez wiele miesięcy. Przygotowując utwór zespołowy, ulega
fałszywemu i bardzo mylącemu przekonaniu, że wystarczy kilka pobieżnych
przegrań i rozwiązanie pianistycznych problemów fakturalnych, aby poziom
opanowania utworu nadawał się do publicznego wykonania. Sprzyja temu po trosze
fakt grania z nut, których obecność pozornie zwalnia wykonawcę z dłuższych
studiów nad utworem. Dla doświadczonego
i odpowiedzialnego artysty jest czymś naturalnym nierzadko wieloletnia praca
nad Mazurkami Chopina, chociaż znakomita większość z nich dałaby się zagrać a
vista. Niektóre wykonania Pieśni tegoż
kompozytora albo jego Tria sprawiają rzeczywiście wrażenie, jakby
istotnie grane były niemal a vista.
Gwoli sprawiedliwości należałoby tu wspomnieć
wielu prawdziwych artystów, którzy
zbliżają się do klawiatury ze świadomością nie tyle kontaktu z instrumentem
co z dziełem sztuki, wobec którego zawsze obowiązuje respekt bez względu na to,
czy jest utworem solowym, czy zespołowym. Taki stosunek stanowi skuteczną
ochronę przed wielce niepożądaną spuścizną szkolnego systemu i klimatu
towarzyszącego pianiście grającemu utwory zespołowe. Tym szkodliwym
dziedzictwem jest wielokrotnie wspominane już oczekiwanie od pianisty głównie
akompaniatorskiej usługi. I nie jest to specyfika tylko jednego, naszego kraju.
Właściwie, króluje ona, w mniej lub bardziej
zakamuflowany sposób, we wszystkich, nawet najbardziej renomowanych i
uznanych uczelniach muzycznych świata.
Pianista grający szczególnie w układach
duetowych, jakby automatycznie staje się akompaniatorem nawet wtedy, kiedy jest
już samodzielnym, dojrzałym wykonawcą. W niepojęty sposób potrafi zapominać o
tym, że jest pianistą, który zawsze powinien wykorzystywać cały swój potencjał
profesjonalny, bez względu na to, czy gra sam czy z partnerem. Pojawia się
rodzaj chwilowej atrofii posiadanych umiejętności. Gra staje się wątła,
bezbarwna, subordynowana, daleka od o wymogów partnerstwa. Dopiero po
uświadomieniu różnicy pomiędzy pojęciem „akompaniatora” i „pianisty”, kwalitet wykonania zespołowego
potrafi się drastycznie zmienić na korzyść, ze skutkiem niemal natychmiastowym.
Wspomniana już wielokrotnie spuścizna
wadliwego kształcenia i zaniechań w kierunku kultury grania zespołowego, oraz
presja złej, ale głęboko zakorzenionej tradycji całego środowiska muzycznego -
włączając w to prasę - powoduje, że na wykonaniach wszystkich tzw.
akompaniatorów, nawet tych najbardziej renomowanych, ciąży piętno fałszywej uległości,
subordynacji, antypartnerstwa. Wykonanie przypomina lot ptaka o dwu nierównych
skrzydłach. Te same utwory realizowane przez znakomitego śpiewaka lub
instrumentalistę i akompaniatora, nawet jeśli byłby nim sam „cesarz”
akompaniatorów, mają się nijak do wykonań dwu mistrzów, śpiewaka i pianisty,
nie akompaniatora (vide Brahmsa „Magelone”
kreowaną przez Dietricha Fischer-Dieskaua i Światosława Richtera, albo Pieśni Mozarta
wykonywane przez Elisabeth Schwarzkopf i Waltera Giesekinga).
I to właśnie jest ten aspekt
psychologiczny postrzegania grania zespołowego pianisty, który chciałem
przedstawić. Psyche, a więc świadomość, mentalność, która w zdumiewający,
wymierny sposób przekłada się na konkretny, dźwiękowy rezultat stricte artystyczny,
pozytywny lub negatywny. Niezwykłym
jest, że dotyczy to w równym stopniu pianistów mniej szczodrze wyposażonych
przez naturę, jak i tych, wybitnych. Nawet i tym się zdarza, że kiedy grają
sami jako soliści, potrafią olśniewać blaskiem wielobarwnego warsztatu i
wspaniałym przesłaniem. Kiedy zaczynają współgrać, zwłaszcza w układach
duetowych, ich gra staje się niepełna, bez barwy i autorytetu. Dopiero apel
pedagoga, albo inteligentnego i bardziej doświadczonego partnera o bycie
pianistą a nie akompaniatorem, potrafi przywołać cały ich profesjonalny
potencjał. Z kolei, skromnie wyposażony
pianista, jeśli grając w układach duetowych przestanie postrzegać siebie
jako akompaniatora a zacznie się
realizować się właśnie jako pianista, jego wykonanie potrafi ulec radykalnej,
pozytywnej transformacji w kierunku artyzmu i pożądanego partnerstwa.
Absolutnie zdaję sobie sprawę z
trudności przekonywania jedynie słowem, bez szansy na dowód empiryczny. W tej
bardzo delikatnej, niełatwo sprawdzalnej rzeczywistości wykonawczej, jest to
szczególnie utrudnione. Pozostaje mi
tylko żywić nadzieję, że adresat tych dywagacji zrozumie i zaakceptuje sposób w
jaki przedstawiłem postrzeganą przeze mnie specyfikę losu pianistów i być może,
uzna go za wystarczający argument potwierdzający słuszność refleksji o upośledzającym
profesjonalnie i psychologicznie traktowaniu ich grania zespołowego.
Refleksja końcowa –
relacje partnerskie i solistyczno-akompaniatorskie
Ulegam pokusie i sygnalizuję jeszcze
jako ostatni akord, refleksję o partnerowaniu w muzyce i w tzw. życiu. Uważam,
że podstawą partnerstwa jest wolność i wewnętrzna przestrzeń, że takie relacje
tworzą klimat najbardziej sprzyjający kreacji, rozwojowi i satysfakcji. Relacje
typu dominacja i subordynacja, czyli inaczej mówiąc, solista – akompaniator,
zarówno w muzyce jak i w życiu wydają się być kalekie, a ich rezultat wątpliwy.
(jmarchwinski@gmail.com)
A reflection on the psychological aspect of ensemble performances by a
pianist
I. Solo vs. Ensemble Performance
The following reflection serves as a motto of this
presentation: “The musical community generally perceives ensemble performances
of a pianist as less valuable than solo performances”.
The problems start right here. Such
reflection, being a certain statement, should be proven in some manner, the
more so that it has been voiced at a scientific session, to an audience which
has well-justified reasons to expect a clear and uniform, and even concrete
argumentation. Regrettably, the discussed domain is full of traps which always
emerge wherever art borders with science. Scientific and artistic metaphors
cannot be applied across the border in an uniform manners. Science wants
everything to fit nicely, vertically and horizontally, as in a crossword
puzzle. Art is a bit more complicated:
the vertical matches the horizontal, and yet no Art seems to dwell there. Who
knows, perhaps the individuality is a dominating aspect in art, while science
is mostly dominated by objectivity.
It seem quite easy to notice that
science and art are not separated by any demarcation line which would set apart
these two beautiful, awesome properties of human mind. Certain scientific
methods may prove very helpful and useful in the domain of art, particularly
for art's logistics, and phenomena which seem to be almost reserved for art such as intuition, inspiration and emotion –
can do wonders in science as well.
As I consider my relation with art
infinitely stronger than that with science, I'll take the above arguments as a
justification for a reservation which I would like to make here: almost all of
my opinions on the aforementioned reflection should begin with “in my opinion”.
I accept responsibility for them and I can sign my name thereunder, although,
naturally enough, I am not able to convince everyone that they are right.
To start with, let me define the
individual and ensemble performance. Both are inseparably related to the manner
of performing a musical work. Albeit uniform, a musical work consists of many
elements, with basic ones including the rhythm, melody, harmony, counterpoint,
dynamics, articulation, form and agogics. The composer's thought and creative
intention are included within these elements, while the fundamental duty of
performer is to convey to the audience the thoughts and intentions of the
author.
A musical work can be performed by
one or more artists. A solo performance is individual, while ensemble
performance is a team work. However, the musical work is only one, while the
character and roles of the performers may change. A solo performer has to implement all the
elements of the work in his own and on his responsibility, following a vision,
understanding and criteria which, when realized, can bring his individual
success or failure. An ensemble performer executes selected elements of the
work, following guidelines provided by the author. Sometimes, these elements
remain the domain of the same performer throughout the whole performance. This
refers in particular to melody, rhythm and harmony. In other contexts, they
pass from one performer to another, depending on the intention of the
author. The success or failure of the
performance are obviously shared by all members of the ensemble.
Actually, it constitutes the sole
difference between and individual and ensemble performance. It does not seem
too distant from aspects of every human
activity, performed independently or in partnership relations with others.
Although the satisfaction from independent and team activity has different hue,
it still remains the satisfaction and joy from a success, and it seems of
lesser importance whether it was exclusive or shared.
However,
there is one requirement which is definitely common and binding for all
performers without any exceptions. It is the expectation of professional
perfection. Each element of the work has to be performed in a perfect, optimal
manner, whether it is played in a team or solo, at an independent performance.
There is no fare reduction applicable here – irrespective of whether the
currently played element is leading or accompanying. To understand the issue
better, just make an effort to imagine, for instance a Chopin’s Nocturne, in
which the beautiful cantilena, sung perfectly by the pianist's right hand, is
damaged by slapdash counterpoints played by the left one. Perfection is
required uniformly for all the elements of the work, without scholastic consideration
ascribing higher or lesser importance to various utterances. Similarly, in
ensemble performance one artist plays “the right hand of the Nocturne”, while
the other performs the “left hand's part”. Just to clarify matters further, I
signal that perfect mastery of the instrument is an obvious requirement there.
II. Teaching how to play solo and in
ensemble
Obviously,
the problem on teaching solo and ensemble playing concerns all the performers.
However, pianists constitute a specific case, because the piano is one of the
few instruments on which a single performer, without co-operation of others,
can execute all elements of a musical work. Actually, almost all the other
performers, almost from the start of the learning process, are dependent on the
pianist, whether they are vocalists or instrumentalists of any kind (naturally,
with the exception of keyboard instruments). In addition to the mastery of
their own instruments, they develop a close relationship with pianists which is a dependency of sorts,
throughout their whole study and also their mature artistic activity. In
addition to the issues related to individual playing, they are involved in all
the issues of ensemble playing.
It might be
possible for a pianist in very special, individual circumstances, to develop
his career, even on the international scale, by performing only solo, without
partnering with any other musician. However, such situation would be
unimaginable for a vocalist or instrumentalist, particularly one who plays a
string instrument. Just answer a simple question, irrespective from educational
issues: “How many solo recitals (without piano) can be given by a violinist or
a cellist?” Probably no singer can perform even one recital a capella, either. It seems
obvious that teaching and a major part of artistic endeavours of vocalists and
instrumentalists would not be possible without the participation of a pianist.
A few words
on the foundations of partnership between performers Actually, partnership is
the only term known to me to adequately
describe the requirements of the most desirable relationship between them. Not
soloist/accompanist relation, but partnership. The former presumes that one of
the performers is a priori privileged throughout the whole musical piece. The
latter accepts the actual equality of all the performers of the work, whether
there are two of them or more, while the privileged or subordinated position in
relation to the others results only from the relationship between the elements
of the musical work and depends on its structure. It is easy to identify
privileged and subordinated – or in other words: leading and accompanying –
elements in every work. They are the determining factor for the switches in
importance of the parts played by the performers. One may justifiably say that
musical works with a fixed domination of only one of the performers throughout
the whole piece are extremely rare (Paganini’s “Moto perpetuo’, for instance?).
The role of
a performer who currently plays the privileged element is the one of a leader
who architects the dramatic situation. He should do it with authority,
convincingly presenting his recitation. The main duty of the accompanying
partner, who for the time being occupies the subordinated position, is to
provide optimal comfort for the leader and the utterances which is being
expressed. This arrangement undergoes dynamic changes throughout the
piece, as the performers swap their leading or accompanying (in a certain
sense) positions. In my opinion, this is one of the most important features and
one of the fundamental requirements for authentic partnership.
The
implementation of this seemingly simple and obvious precept turns a bit
complicated and dimmed in the result of the school reality in which the
presence of the pianist in the process of teaching the subject which is defined
as the leading one – that is vocal or an instrument other than the piano – is
reduced to a supportive, service-providing role. Therefore, a deformed and false image of a
pianist and his subordinated and vulnerable role is instilled in vocalists or
orchestra instrumentalists from the early days of their career. This pressure
tends to turn into a habit and undergoes but a slight correction at the stage
when a pianist should be treated as an equal partner enjoying the same rights,
even if only the partnership on a student or disciple level is at stage. For
instance, it is quite common among violin student to request that their piano
playing colleagues play for them the “accompaniment” to Brahms Sonata!
The school
relationships between pianists and other performers are of special character
and in fact they have little in common with the desirable, natural partnership
arrangement of performers who share a comparable level of professional mastery
and experience. Very young students find themselves playing with pianists who
are much older and, naturally enough, much more experienced. Paradoxically, the more experienced partner
has to subordinate himself to the younger one. In truth, such pianist plays a
similar role to a teacher and is to a large extent an artistic mentor and
advisor. His role continues throughout all the levels of education, from
primary to university. The authentic, partnership arrangements begin to emerge
at the secondary school, and naturally at the university, when the students
begin to perform with their peers.
Pianists
involved in training of vocalists and instrumentalists are usually named
“accompanists”. In the result, the students get a fixed and deformed idea of a
pianist whose main task is to perform a service of sorts, and who focuses
almost without exception on making the young performer comfortable at
work. However, such situation seems
unavoidable, as setting the obvious didactic issues aside, an adult,
experienced pianist can hardly treat a young or older student as a fully-fledged
partner and expect to be treated like a colleague at work. This characteristic inequality is an
unavoidable element of conservatory reality which one has to accept with
understanding and healthy self-objectivity. Regrettably, negative ramifications
of such arrangement echo in adult artistic life, when the majority of
performing vocalists and instrumentalist expect the pianist to provide -almost
with no exceptions – only the pianistic service. Teachers of instrumental music
and vocal, together with their co-operating school and university pianists,
have an extremely important role to play in preventing such deformations.
Actually,
this aforementioned, highly tempting and comfortable, special character of the
piano as an instrument which allows a single artist to perform the whole
musical work on his own results, among other things, in a didactic style which
almost always favours individual, solo endeavours. It seems to overlook the
obvious fact that the performing activity of a pianist can adopt two forms:
solo (individual) and ensemble (chamber) which, setting aside obvious
differences, are equally valuable and equally demand absolute, professional
perfection. It would seem natural for the whole, long lasting educational
process to encompass both solo and ensemble music on an equal basis perhaps
just with varying proportions.
Respective
from the aforementioned, par
excellence artistic and professional reasons, one should also emphasize
another aspect, that is the everyday life, as I call it without much
hesitation. It encompasses the artistic activity of professional, mature
pianists. A tad of in-depth observation is enough to notice the obvious fact;
just a minimal percentage, or perhaps permillage of active professional
pianists follow their professional aspirations and life ambitions a soloist.
Others are involved in various forms of ensemble performances or work as
teachers on all the levels of musical education. It might be worth an effort to
find to a reply to a weighty question: are these young people sufficiently
prepared by their schools, professionally and mentally, to begin their mature
artistic life without the sense of loss, frustration and general
degradation.
The
postulate of simultaneous education of pianists in solo and ensemble
performances from the very first years of teaching is gradually finding its way
to school curricula and – which is most important – to the awareness of the
community. Self-evident benefits of ensemble playing for young people include
primarily professional ones: expanded hearing skills, enriched musical
imagination, discipline and direct contact with the dramaturgy of words. One
cannot overestimate the contact of the pianist, whose instrument is actually a
kind of percussion instrument, with the singing, monophonic instruments. Ensemble
performances are also a perfect training in coexistence with other people and
in the culture of partnership. In the result, one has a chance to avoid the
risk of the treacherous, extremely destructive, damaging stalemate of solo
career. It is a pleasant duty of the
schools to show their young adepts of the piano that beauty, satisfaction and
art can also thrive outside the solo enclosure.
In the
reality of today, the ensemble music actually acquires its intended expression
mostly on the university level. However, the first few heralds of the shift to
full, normal education in this domain on the primary and secondary level have
appeared on the horizon. The initiative and awareness of headmasters and
teachers seems to be of paramount importance there. The official school
curriculum is regrettably corrupted with the harmful associations with
accompaniment understood as the main duty of a pianist, particularly in duos.
The concept of partnership as a cooperative attitude of the performers still
waits to be discovered and accepted as a common phenomenon.
III. Individual and Ensemble
Artistic Activity
The artistic
success is a combination of many factors, including, naturally, talent and many
other natural predispositions, but also education, character, attitude to life,
professional background, the situation and cultural tradition of the audience,
demand and simply a dose of good luck. Let me discuss just one of these
elements which is education.
The
aforementioned educational style at schools which definitely prefers solo
activity, leaves a fixed mark on the pianist's mentality which stays for life and
is very difficult to reform. The young
man, educated in the atmosphere of pressure on the solo career as the only
option, pays a cruel price which often means lifelong disappointment, if his
career does not happen without his fault, but only in the result of limited
demand, knick-out competition and supply-demand distortions. The search for
some substitute solutions in life is unavoidably tied with frustration which
often leads to a disaster. A human wreck instead of an artist and man who lives
his life to the full, happy and satisfied! I am positive that an amended,
reshaped curriculum and atmosphere created at schools around ensemble
performances would be invaluable, if they could direct young people to an
alternative in their mature professional life and convince them that it is not
only a soloist who fully deserves the name of an artist, but also an ensemble
performer, although the character of the artistry may slightly differ in both
cases.
Technical
challenges such as the introduction of
suitable curriculum guidelines or even postulates of managing bodies of
the educational system seem quite surmountable. I think they are a hundred
times easier to pass than the mental barriers and burdens resulting from
harmful tradition which exists in the collective awareness of the musical
community, including even the elite. Although signals heralding new, better and
healthier reality for pianists and other ensemble performers have emerged, but
it may take time, even a few generations for them to become commonplace. I am
happy to say that the youngest generation accepts the changes with the greatest
openness. Their older colleagues have certain problems with such acceptance.
An extraordinary precedent has already been
established, in the form of the Chair of Piano Chamber Music at Frederic Chopin
Music University in Warsaw. It may be interesting to add here an information
about CPCM available on the Web:
„On October 6, 2002 the Senate of the Chopin Academy of Music (now Fryderyk
Chopin Music University) held a historic vote in the result of which the Chair
of Piano Chamber Music was officially established, ending a long, stormy period
throughout which the collective awareness of pianists kept maturing and the
concept worked its way through distrust, shortage of information and even
certain unwillingness of the community.
The Chair of Piano Chamber Music (CPCM) is probably a
unique structure in the musical university education worldwide. Everywhere, not
only in Poland, piano faculties are associated only with individual, solo
performances. Similarly, the traditional perception of a pianist is reduced
only to a soloist. A pianist, who does not play solo, somehow ceases to be a
pianist.
Pianists' ensemble performances are positioned mostly among services.
However, such classification is false and harmful both artistically and
psychologically. The relations between performers are based on partnership and
not on the a priori privileges granted to some of them, while
subordinating the others.
The professional activity of the pianist can adopt two worms which are
equal in their importance: solo and ensemble work. The requirements concerning
perfection are identical for both.
The establishment of the CPCM provides an opportunity to equip graduates
with professional background adequate for meeting the challenges of
contemporary expectations posed to performers. It is equally important to
provide them with appropriate psychological background, so that they could
enjoy their mature, independent artistic life being justly convicted that an
artist is not only a soloist, but also, equally so, an ensemble performer. This
will help a huge number of pianist avoid a lifetime of frustration, degradation
and disappointment.
The fact that the Piano Faculty of the Fryderyk Chopin University in Warsaw
has currently two Chairs, one devoted to solo performances and one for chamber
music, elevates the University to an exceptional, pioneering position.”
Approaching the conclusion, I would like to elaborate on a topic which
in my understanding is essential and most important in this domain, and refers
directly to the performance itself and to the comprehensive relationship of the pianist with the musical piece.
The deformation of the awareness of the performers resulting from the defects
of school curricula and the deeply rooted mentality of the community,
contributes to gross neglect in the work on the musical pieces and the sense of
responsibility for the perfection of the performance. It seems obvious that a
pianist, both young and mature, is ready to spend many months perfecting a solo
piece. However, when working on the ensemble piece, he falls victim to a false
and highly misleading conviction that it is enough to run through it a couple
of times and to solve pianistic textural problems to master the piece to an
extent suitable for a public performance.
This is to some extent fostered by using the music sheets, which
seemingly release the performer from the obligation to study the work in depth.
However, it is a natural thing for an
experienced and responsible artist to spend many years on Chopin Mazurkas,
although he could play a vista a vast majority of them. At the same
time, certain renditions of Songs or the Trio by the same Composer seem as if
they were really played almost a vista.
To be fair, one should mention also many true artists who approach the
keyboard aware that they will not only touch the instrument, but will also get
in touch with a work of art which should always be respected, whether a solo or
an ensemble piece. Such approach is an effective protection against the
undesirable inheritance of the school system and the atmosphere surrounding a
pianist who performs in an ensemble. As discussed before, this harmful
inheritance consists in expecting from the pianist just a service. This
phenomenon is not limited to one country, for instance to Poland, but it rules,
more or less openly in all musical universities worldwide, including the most
renowned and prestigious ones.
A pianist, particularly one who specialises in duos, somehow, almost
automatically, turns in an accompanist, even when he is an independent, mature
performer. In some incomprehensible way
he tends to forget that he remains a piano artist who should always employ his
full professional potential, irrespective of whether he plays solo or in a
partnership. Instead, he suffers from momentary atrophy of his skills. His
music becomes weak, colourless, subordinated and a far cry from any
requirements posed by partnership. However, once musicians are made aware of the difference between
“accompanist” and “pianist”, the quality of the ensemble performance can
undergo a dramatic improvement, almost in a nick of time.
Due to the heritage of faulty education and neglected culture of
ensemble performances, as well as the pressure of the mistaken, yet deeply
rooted tradition of the whole music community, press included – performances by
all the so-called accompanists, even the most renowned, are stained with
false submissiveness, subordination and anti-partnership. Such performances remind of a flight by a
bird with a clipped wing. Works performed by an excellent vocalist or
instrumentalist and an accompanist, even if he is the Emperor of accompanists,
are incomparable with the same works by two masters – a soloist and a pianist
(c.f. Brahms' Magelone by Dietrich Fischer-Dieskau and Sviatoslav
Richter).
This is precisely the psychological aspect of ensemble performances by
pianists, which I intended to present here. The psyche – awareness,
consciousness and mentality which amazingly and measurably translates into a
material, audible result of stricte artistic
character, with positive or negative effect. Surprisingly, this refers equally
to pianists who have been more and less generously endowed with talent by
nature. Even some outstanding masters who – when playing solo – inspire awe
with the brilliance of their multi-coloured technique and marvellous message,
may lose their fullness, lustre and
authority when sharing the stage with others, particularly in a duo.
Only an appeal of a teacher, or an intelligent and more experienced partner who
asks them to quit accompanying and go back to being a pianist, can help them
restore their full professional potential. Conversely, if a moderately talented
pianist ceases to perceive himself in a duo as an accompanist and begins to
employ his pianistic potential, his performance can be radically transformed,
heading towards artistic excellence and partnership, which is so
desirable.
I am fully aware of how difficult it is to consider my arguments which
have been presented only verbally, without any chance to provide empirical
evidence. I can only hope, in this extremely delicate and hardly verifiable
context, that my readers will be willing to understand and approve the manner
in which I explained my view on the special situation of pianists and hopefully
they will consider them a sufficient argument in favour of the opinion that the
common approach to playing in an ensemble is debilitating both in the
professional and the psychological sense.
Final reflection on
Partnership and Soloist/Accompanist Relations
Yielding to temptation, I
would like to add as a final chord my reflection on partnership in music and in
life. The foundation of partnership is freedom; in my understanding, such
relations create the most conducive atmosphere for creativity, development and
satisfaction. Domination/subordination relationship, or in other words the
soloist/accompanist arrangement, seem to be lame both in music and in life, and
they bring questionable results.
(jmarchwinski@gmail.com)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz