poniedziałek, 23 stycznia 2012

O roli pianisty w kształceniu śpiewaków i instrumentalistów

Pragnę podzielić się z Czytelnikami refleksjami o roli i udziale pianisty w kształceniu śpiewaków i instrumentalistów. Myśli te, jak wszystkie, jakie do tej pory opublikowałem, będą mieć charakter indywidualny, autorski, bez aspiracji do jakichkolwiek uogólnień, doktryn, instrukcji i pouczeń.

Nie przypominam sobie, by poruszano ten temat w jakiejkolwiek formie, w którymkolwiek periodyku krajowym lub zagranicznym. Nie wpadła mi również w ręce żadna praca doktorska, która traktowałaby o tym, wydawałoby się marginesowym, a przecież ważnym problemie. Dotyczy on, bowiem jednej z form aktywności artystycznej najpopularniejszego chyba i najczęściej spotykanego muzyka, jakim jest pianista.

W przekonaniu ogółu pianista to prawie zawsze artysta występujący solo. Pianista, który nie gra sam, jakby pianistą być przestawał. Staje się dziwnym stworem, kimś zbliżonym do akompaniatora. Wszyscy inni wykonawcy – skrzypkowie, klarneciści, trębacze – pozostają sobą bez względu na to, czy grają sami, czy z innym wykonawcą, czy siedzą w orkiestrze, czy przed nią stoją. Jedynie pianista staje się kimś innym. Niestety również we własnej świadomości.

Uważam to za sytuację wielce szkodliwą artystycznie i psychologicznie dla rzeszy adeptów fortepianu. W moim pojmowaniu człowiek grający na fortepianie jest i pozostaje zawsze pianistą, bez względu na to, czy gra sam, czy z kimś, również wtedy, kiedy określa się go mianem korepetytora albo gdy pełni funkcję „coacha”. Wymóg perfekcji profesjonalnej jest zawsze taki sam. Dla pianistów-solistów jest stosunkowo niewiele miejsca w świecie muzyków; dla pianistów-niesolistów sposobność wartościowej samorealizacji w rozmaitych formach aktywności artystycznej jest niemal nieograniczona.

Fortepian to jeden z niewielu instrumentów, które grającym na nich umożliwiają realizację całej treści utworu. Wszystkie inne, te homofoniczne zwłaszcza, nie mogą się obyć bez pianisty ani w okresie kształcenia wykonawcy, ani w ogromnej części jego aktywności estradowej. Poniższe uwagi dotyczyć będą roli pianisty w nauczaniu śpiewaków i instrumentalistów oraz powinności pianisty pracującego w teatrze operowym.

Kim jest pianista-korepetytor?

Jest to pianista pracujący w szkole lub uczelni muzycznej albo w teatrze operowym. W szkolnictwie dzieli swoje obowiązki pomiędzy uczestniczenie w zajęciach profesorów-instrumentalistów i profesorów-wokalistów a indywidual-ne zajęcia z uczniami lub studentami, w ramach przedmiotu dotychczas powszechnie nazywanego „praca z akompaniatorem”. W teatrze operowym naczelnym obowiązkiem pianisty-korepetytora jest granie na próbach muzycznych i reżyserskich, odbywających się w asyście dyrygenta i pod jego kierownictwem, oraz zajęcia indywidualne ze śpiewakami.

W swych wyborach estetycznych pianista-korepetytor uzależniony jest w znacznym stopniu od pedagoga instrumentu i od dyrygenta. Również w trakcie zajęć indywidualnych z uczniami i studentami, a także zajęć indywidualnych ze śpiewakami operowymi w pewnym stopniu zobowiązany musi respektować orientację estetyczną profesora i dyrygenta. Trudno wręcz sobie wyobrazić, aby wybory estetyczne pianisty-korepetytora pozostawały w opozycji wobec wyboru profesora lub dyrygenta.

Kim jest „pianista-coach”?

Jest to termin zapożyczony z angielskiego, coraz powszechniej używany w środowisku muzycznym na świecie, oznaczający – w pewnym uproszczeniu – połączenie funkcji korepetytora i trenera. Najczęściej spotykany w praktyce wykonawczej śpiewaków, nawet tych już dojrzałych i samodzielnych. Bez pianisty-coacha trudno się obyć nawet śpiewakom najwybitniejszym. Potrzebny im jest bowiem pianista, z którym mogą współpracować nad repertuarem operowym i pieśniarskim.

Pianista-coach jest artystą samodzielnym, pracującym na własną odpowiedzialność. Bardzo często nie koncertuje ze śpiewakami, z którymi opracowuje repertuar recitalowy. Do partnerskiego udziału w recitalach i nagraniach śpiewaków, zwłaszcza ostatnio, wybierani są koncertujący pianiści, nawet spośród tych najbardziej renomowanych. Wystarczy wymienić Polliniego, Brendla, Ohlssona, Barenboima.

Dlaczego „pianista-korepetytor” zamiast „akompaniator”?

Akompaniator jest to muzyk znajdujący się – w relacji do innych wykonawców – od samego początku na pozycji pośledniejszej artystycznie i psychologicznie. Jego naczelnym zadaniem jest zapewnienie komfortu tzw. soliście, bez względu na jego status. Solistą może być artysta dojrzały, ale może też być bardzo młody uczeń lub abiturient akademii. Tymczasem według mnie, relacje pomiędzy grającymi winny być budowane na zasadzie partnerstwa. W układzie takim wykonawcy wymiennie przejmują role tak zwanego solisty i tak zwanego akompaniatora, zależnie od rzeczywistej struktury utworu.

Nazywanie pianisty pracującego w szkolnictwie wszystkich szczebli „akompaniatorem”, a zajęcia z nim „pracą z akompaniatorem”, jest – moim zdaniem – zjawiskiem niesłychanie szkodliwym, którego negatywne skutki, psychologiczne i profesjonalne, ciążą dożywotnio zarówno na samych pianistach, jak ich instrumentalnych i wokalnych partnerach.

Młody, często bardzo młody, zgoła początkujący instrumentalista, od samego zarania wzrasta w przekonaniu, że podstawową powinnością grającego z nim pianisty, zwykle zresztą dojrzałego i doświadczonego, jest uległość i zapewnienie mu wykonawczego komfortu. „Akompaniowanie” sonat na zajęciach instrumentalnych uważam wręcz za karygodne. Przekłada się to na zdeformowane relacje nawet pomiędzy instrumentalistami już dojrzałymi, którzy w sposób władczy i niekiedy niewybredny próbują wyegzekwować od swych pianistycznych partnerów postawę subordynacji i uległości. Wielu pianistów, z różnych, nawet niekiedy pozaprofesjonalnych powodów, podporządkowuje się tej presji, zwykle z marnym rezultatem artystycznym.

Jednakże – jak zauważa pewien mój przyjaciel, pianista i krytyk nowojorski – póki profesorowie skrzypiec czy wiolonczeli będą mówić swoim studentom o sonatach skrzypcowych czy wiolonczelowych z akompaniamentem fortepianu, póty bardzo trudno będzie zbudować pożądane relacje partnerskie. O istocie partnerstwa i roli pianisty muszą przecież być przekonani nie tylko zainteresowani pianiści-korepetytorzy, ale co najmniej w równym stopniu właśnie profesorowie instrumentalistów i wokalistów.

Apeluję o zastąpienie w szkolnictwie określenia „akompaniator” zgodnym z rzeczywistością określeniem „pianista”, a zamiast przedmiotu „praca z akompaniatorem”, używanie określenia „praca z pianistą”. Stworzy to realną podstawę do twórczych relacji między instrumentalistami i wokalistami – a pianistami. Podstawę, na której będzie mogło rozkwitnąć owocne partnerstwo.

Określenie „pianista-korepetytor” wydaje się znacznie bliższe prawdziwej roli pianisty w kształceniu innych wykonawców. Pianista-korepetytor stanowi nieocenioną pomoc dla profesora i dyrygenta, jest jak gdyby przedłużeniem ich myśli. Swoją wiedzą i doświadczeniem, nie tylko zawodowym, ale również – po prostu – życiowym, pomaga dojrzewać młodym talentom.

I jeszcze coś, co uważam za – być może – najważniejsze. To właśnie pianista jest najbardziej odpowiedzialny za nauczenie swych podopiecznych partnerstwa w muzyce! Pedagodzy gry na instrumentach, także uczący śpiewu, mają prawo koncentrować się bez reszty na przekazywaniu uczniom i studentom informacji technicznych o posługiwaniu się instrumentem i ogólnie zawodowych. Chyba nikt tak celnie, jak właśnie pianista, nie wskaże swym podopiecznym drogi do partnerstwa w muzyce, tego fundamentu wykonawstwa zespołowego. Warunek: musi być pianistą, a nie – akompaniatorem.

Jak powinno wyglądać przygotowanie profesjonalne pianisty-korepetytora?

Wbrew pozorom, za najważniejsze uważam przygotowanie psychiczne. Uwolnienie się od destruktywnego przekonania, że jedynie rola solisty może zapewnić pianiście spełnienie w zawodzie i w życiu. Z tym chwastem winno się walczyć od najwcześniejszych lat nauki grania. Uczenie muzyki winno być uczeniem sposobu porozumienia z drugim człowiekiem; uczenie posługiwania się fortepianem winno służyć umożliwieniu przemawiania językiem muzyki. Nie kariera, nie rozpaczliwa pogoń za konkursowymi laurami, nie destruktywne pragnienie sławy ani zniewolenie chorobliwą ambicją, która przecież przy największych staraniach i wyrzeczeniach nigdy nie zastąpi talentu. A talent zawsze się wybroni i sposobem często zgoła niezwykłym zaprowadzi Konstantego czy Rafała do artystycznych triumfów.

Niestety, od początku świata dystrybucja talentów nigdy nie była sprawiedliwa. Jakże zdrowe i mądre jest więc akceptowanie własnych możliwości, nawet niewielkich. Ileż piękna i radości, a także pełnej satysfakcji życiowej, również w sensie dosłownym, można odnaleźć właśnie w pracy korepetytora – pod warunkiem, że nie jest ona zabarwiona frustracją, poczuciem zawodu i degradacji. Świat nauki też nie składa się z samych Einsteinów; można przecież czerpać zadowolenie z tego, że jest się zwykłym laborantem, bez którego, notabene, nawet najcenniejsze doświadczenie naukowe miałoby niewielkie szanse powodzenia. Jakże wielka odpowiedzialność spoczywa tu na całym szkolnictwie muzycznym, które powinno chronić uczniów przed solistyczną obsesją, przekonując ich, że pianista ma przed sobą wiele innych wartościowych możliwości!

W procesie kształcenia i przygotowania zawodowego za najważniejsze uważam więc nie sprawy par excellence instrumentalne i wykonawcze, lecz ukształtowanie postawy. Za warunek sine qua non wszelkich poczynań artystycznych, oczywiście również w przypadku korepetytora, uważam doskonałe przygotowanie. Uczę swych podopiecznych, że nigdy i pod żadnym pozorem, w żadnych warunkach, nie wolno usiąść do grania utworu niewystarczająco nauczonego – czy jest to recital w Narodowej, czy lekcja skrzypiec w szkole podstawowej. Granie utworu nienauczonego jest wykroczeniem wobec sztuki i profesji, jest też wstąpieniem na równię pochyłą, prowadzącą do nieuniknionej degradacji i lichoty. Mówiąc na marginesie: uważam, że każdy pianista, cokolwiek by w życiu robił, nigdy nie powinien rozstawać się z graniem solowym. Nawet jeśli nie występuje się często na estradzie, dzień warto zacząć od Preludium i Fugi, nie rozstawać się z Mozartem, generalnie – z podstawowym repertuarem solowym.

Pianista-korepetytor pracujący w teatrze operowym i pianista-coach powinni w czasie studiów akademickich zetknąć się z pewnymi propedeutycznie potraktowanymi, specyficznymi wymaganiami zawodowymi. Więcej do – i tak już krańcowo napiętego – programu studiów wprowadzić nie sposób, a może nawet nie ma potrzeby. Katedra Kameralistyki Fortepianowej warszawskiej Akademii przygotowuje natomiast program studiów podyplomowych dla korepetytorów i coachów. Będzie on obejmować technikę grania wyciągów operowych, elementy czytania partytur, dyrygowania, grania w kluczach, opanowanie umiejętności równoczesnego grania i śpiewania różnych partii operowych, podstawy emisji głosu, realizację recytatywów barokowych, dykcję, artykulację w obcych językach, elementy retoryki, historię opery. Niezmienione pozostają wspomniane wyżej wymagania dotyczące indywidualnego przygotowania się do grania oraz bezwarunkowy wymóg nieustannego kontynuowania gry solowej. Ten wymóg uważam za niezwykle ważny, ponieważ u bardzo wielu operowych pianistów-korepetytorów, na skutek zaniechania solowej praktyki pianistycznej, w sposób nieunikniony dochodzi do dostrzegalnej degradacji sztuki gry na fortepianie.

Coda

Zdecydowałem się przedstawić Czytelnikom „Ruchu Muzycznego” powyższe rozważania z kilku powodów.
Dlatego że – jak wspomniałem na początku – nigdzie nie natrafiłem na ślad jakiegokolwiek sygnału odnoszącego się do sytuacji pianistów-korepetytorów, których liczba, jak sądzę, jest niemała. Temat ten czeka na opracowanie naukowe, być może przez kogoś z grona pianistów-korepetytorów, kto – znając problem od środka – wszechstronnie omówi to zagadnienie. Moje refleksje są jedynie zbiorem sygnałów.

Także z powodu nabrzmiałej problemami sytuacji zawodowej tej grupy muzyków. Dochodzą do mnie liczne sygnały o niegodnym szkolnictwa artystycznego traktowaniu etatowych „akompaniatorów”, w sposób nierzadko uwłaczający ich profesjonalnej i ludzkiej godności. Ta sytuacja domaga się korekty. Przeobrażenie „akompaniatora” w „pianistę”, jest – moim zdaniem – tej korekty ważnym elementem.

Wiem oczywiście, że w znacznej mierze winni tej sytuacji są również sami zainteresowani, zwykle wskutek braku właściwego przygotowania zawodowego i psychologicznego, często przez niską jakość świadczonych usług artystycznych. Jest to najczęściej wynik wspomnianych wyżej zaniedbań w zakresie indywidualnego uczenia się wymaganego repertuaru. Zapomina się, że tych wszystkich sonat, wyciągów fortepianowych koncertów instrumentalnych, rozlicznych pieśni i arii, trzeba się – zwyczajnie i po prostu – doskonale nauczyć. Bez żadnej taryfy ulgowej.

Również dlatego, że jestem orędownikiem wyłącznego używania terminu „pianista”, bez względu na to, czy chodzi o granie indywidualne-solowe, czy o wszelkie możliwe formy grania zespołowego. Dokładnie tak, jak ze wspomnianym skrzypkiem, który zawsze, w każdej sytuacji profesjonalnej, pozostaje skrzypkiem. Jestem przekonany, że ten wydawałoby się niewielki niuans ma znaczenie psychologiczne nie do przecenienia w sytuacji pianisty oraz wymierny, pozytywny wpływ na rezultat artystyczny jego działalności.
Zawsze buntowałem się przeciwko utożsamianiu pojęcia pianisty wyłącznie z graniem solowym, szczególnie w czasie budowania fundamentów profesjonalnej i psychicznej sylwetki przyszłego artysty. Uważałem, i nadal uważam, że pianistą jest człowiek, który po prostu gra na fortepianie. Mniej istotne, co robi; ważniejsze jest, jak gra. Jakże często się zdarza, że solista produkuje kicze, a nie-solista – kreacje wybitne!

I wreszcie, z potrzeby spełnienia czegoś w rodzaju zobowiązania wobec samego siebie, datującego się z czasów, kiedy rozmyślałem o przyszłym kształcie Katedry Kameralistyki Fortepianowej, istniejącej wówczas jedynie w mojej głowie. W strukturze takiej katedry zawsze widziałem miejsce nie tylko dla pianistów-pedagogów, kształcących studentów fortepianu w zakresie wykonawstwa zespołowego, ale również dla licznej grupy pianistów-korepetytorów, zgromadzonych w Zakładzie Korepetycji Fortepianowej, działającym w ramach KKF. Zakład taki wyobrażałem sobie nade wszystko jako rodzaj forum doskonalenia profesjonalnego.

Dla uniknięcia ewentualnych nieporozumień związanych z przedstawionymi powyżej uwagami o pianiście-korepetytorze pragnę podkreślić, że możliwie pełne opanowanie sztuki pianistycznej uważam za warunek nie podlegający żadnym koncesjom ani w okresie kształcenia, ani podczas dojrzałej aktywności. Bez względu na to, czy pianista – jako już samodzielny artysta – wybierze drogę solisty, czy będzie realizować swe życiowe pasje w fascynacjach partnerstwa, czy też spróbuje swych sił w obydwu opcjach – solistycznej i zespołowej.

Prof.Jerzy Marchwiński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz