Postrzegam śpiewaków, oczywiście w wielkim uproszczeniu, jakby na dwu krańcach osi: na jednym, jest śpiewak wokalista/instrumentalista, na drugim – śpiewak dramatyczny. Pierwszy jest zdominowany przez walory wokalne, niemal jako jedyne kryterium wartościowania; dla drugiego, dramaturgia utworu, narracja, czas, artykulacja tekstu są dominującą cechą ich sztuki wykonawczej. Oczywiście, perfekcyjne opanowanie techniki wokalnej, czyli umiejętności posługiwania się głosem, jest w obydwu opcjach czymś ewidentnym. A te dwie skrajności, to np. Joan Sutherland i Maria Callas. Apollo i Dionizos w spódnicy?
Generalnie, dyrektorzy Oper preferują tych pierwszych jako swoiście bezpieczniejszych. Śpiewacy z drugiej opcji są na ogół uważani za wykonawców kontrowersyjnych, budzących silne emocje. Emocje te przekładają się na skontrastowane oceny, dotyczące szczególnie tych śpiewaków dramatycznych, którzy mają licznych zagorzałych wielbicieli i równie zajadłych adwersarzy, zarówno pośród słuchaczy jak i krytyków. Ci ostatni, oczekujący głównie oferty wokalnej, nie są zdolni zrozumieć i zaakceptować pewnych, niekiedy nietypowych sposobów posługiwania się głosem, takich jak przydech, zmiana barwy lub rejestru,świadomie przez śpiewaka stosowanych dla osiągnięcia zamierzonego efektu dramatycznego nie tylko w utworach charakterystycznych, ale zawsze kiedy pragną uwiarygodnić swą interpretację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz