niedziela, 13 listopada 2011

PIANISTA: solista-partner-akompaniator

PIANISTA:

Solista-partner-akompaniator

Na wstępie, trzy określenia, które będą mi potrzebne do omówienia sygnalizowanych powyżej pojęć.
Pierwsze, to określenie czym jest dzieło muzyczne i jakie są jego rozpoznawalne cechy. Dzieło muzyczne, jest tworem powołanym do istnienia przez muzyka, kompozytora. Wydaje mi się, że jego najbardziej charakterystyczne cechy lapidarnie zdefiniował Kazimierz Sikorski mówiąc: Wprawdzie dzieło muzyczne jest jednością, ale składa się z wielu elementów: melodii, rytmu, harmonii, dynamiki, agogiki, artykulacji, kontrapunktu, formy i zawartości emocjonalnej.
Drugie, to sprecyzowanie określeń gra solowa – gra zespołowa. Gra solowa, to oczywiście jeden wykonawca; gra zespołowa to dwu, lub więcej. Gra solowa, to realizowanie indywidualne, na własna odpowiedzialność, wszystkich elementów dzieła muzycznego; gra zespołowa, to realizowanie na wspólna odpowiedzialność niektórych elementów dzieła, określonych przez strukturę zdeterminowana przez kompozytora.
W moim od czuciu, takie i tylko takie dwie formy wykonawcze stanowią alternatywę dla pianisty. Podział grania zespołowego na akompaniament i kameralistykę uważam za sztuczny i anachroniczny. Bo czy kameralistyka, jak chcą niektórzy, rozpoczyna się od tria? Czy sonaty na skrzypce i fortepian to jeszcze kameralistyka, czy już akompaniament? Czy Dichterliebe to akompaniament czy kameralistyka? Itp., itd. Fundament grania zespołowego realizowanego przez duet, jako podstawową komórkę, obowiązuje we wszystkich formach, bez względu na ilość wykonawców.
Jako rezultat struktury utworu, w którym elementy wiodące i wtórujące są wymiennie ważne, najbardziej pożądane relacje pomiędzy wykonawcami winny być partnerskie, a nie solistyczno-akompaniatorskie
I trzecie, to określenie czym jest partnerstwo. Partnerstwo, w moim pojmowaniu, stanowi rodzaj dobrowolnego układu pomiędzy dwoma lub wieloma osobami, dla osiągnięcia celu, jakim jest wspólne dobro, sukces, korzyść, zysk, wartość wszelkiego autoramentu, czyli – jednym słowem – kreowanie życia.
Muzyczne partnerstwo pomiędzy wykonawcami, to wspólne starania o możliwie najdoskonalsze, najbardziej zrozumiałe, najprawdziwsze, najpiękniejsze przekazanie odbiorcy myśli i uczuć twórcy, zamkniętych w zapisie nutowym.
Partnerstwo, jak każda wartość, nie dzieje się samo. Podobnie jak kultura czy cała sfera uczuć, oczekuje troski, wysiłku, mądrości. Trudno jest mi sobie wyobrazić udane partnerstwo bez poczucia wolności, szacunku do partnera, akceptowania postawy dialogu i otwartości, świadomego starania o rozumienie drugiego człowieka, poszanowania jego wewnętrznej przestrzeni i intymności.
Partnerstwo muzyczne, oprócz sygnalizowanych wartości, oczekuje ewiden-tnej perfekcyjnego opanowania profesji wykonawczej. Ważność ról w partnerstwie rozumiem jako wartość wymienną, zależną od sytuacji i dziejącej się rzeczywistości.
Antytezą muzycznego partnerstwa jest układ solista-akompaniator. Generalnie, w takim układzie, jeden z wykonawców jest a priori uprzywilejowany, drugi - a priori subordynowany. Nie waham się użyć wobec niego określenia anachroniczny, a nawet artystycznie szkodliwy.

Pianista-solista: To, oczywiście pianista, który gra sam, na swoją własną odpowiedzialność realizuje całe dzieło muzyczne, wszystkie jego elementy składowe. Instrument zapewnia mu takie możliwości, daje szanse wyrażenia najbardziej intymnych zwierzeń, aż po niemal apokaliptyczne dramaty. Stosunkowo duża dostępność fortepianu dodatkowo zwiększa jego atrakcyjność. Trudno się wiec dziwić wielkiemu zainteresowaniu tych, którzy wyposażeni w zdolności i muzyczne predyspozycje, właśnie na fortepianie rozpoczynają swą edukacje muzyczną. Ci bardziej zdolni lub zgoła utalentowani, angażują w tą edukację wszystkie siły i ambicje, również swoich mentorów.
Konfrontacja z rzeczywistością środowiskową, szczególnie po zakończeniu studiów, niesie ze sobą wiele dramatów, rozczarowań, sytuacji doprawdy bardzo trudnych psychologicznie. Dla realizacji w równej mierze swych pragnień artystycznych jak i trywialnej egzystencji, wymagana jest aktualnie nie tylko perfekcja profesjonalna, w tym zespół wielu umiejętności instrumentalnych, ale również wysokiej próby talent. Poziom przygotowania profesjonalnego jest bardzo wyśrubowany, a podaż talentów budzi zdumienie. Egzystowanie jako pianista-solista, to przygoda porównywalna z wyrafinowanym alpinizmem.

Pianista-partner: czyli pianista, który nie gra sam, tylko realizuje dzieło muzyczne wspólnie z jednym lub wieloma muzykami. W kategorii czystej sztuki, jest to przygoda muzyczna, wzbogacona o fascynujące bycie z drugim człowiekiem. Tu, wszystkie muzyczne oczekiwania sukcesu takiego bycia razem, w istocie, w niczym się nie różnią od tych zwyczajnych, tzw. życiowych. Czyli, odpowiedzialność, zaufanie, szacunek, rozumienie drugiego człowieka, tolerancja, wewnętrzna przestrzeń, jednym słowem, kompletne partnerstwo. Jednym z fundamentalnie ważnych aspektów wspólnego wykonywania jest świadome zaakceptowanie sytuacji bycia wymiennie liderem, aby za chwilę stać się aktorem drugiego planu.
Generalnie, ogromna część aktywności artystycznej wykonawcy realizującego się na instrumencie homofonicznym, praktycznie uzależniona jest właśnie od pianisty. Tak jest przecież z instrumentalistami, szczególnie smyczkowcami, nie wspomnę nawet o śpiewakach, których solowe występy estradowe bez udziału pianisty byłyby trudne do wyobrażenia sobie.
Oczywiste oczekiwania doskonałej realizacji każdego z elementów dzieła muzycznego, nie tylko jego elementu ewidentnie wiodącego, stawia poza wszelką dyskusją problem generalnej ważności któregokolwiek z wykonawców. Przecież nieporadna, byle jaka lewa ręka, zniszczy nawet najpiękniej zagraną kantylenę prawej reki. Być może są to uproszczenia, które chyba jednak pomagają zrozumieć sedno problemu.
W tej par excellence artystycznej przygodzie jaką jest wspólne wykonywanie muzyki, oczekiwania partnerstwa są, w moim odczuciu, czymś absolutnie ewident-nym i oczywistym. Wszelkie zakusy uwikłania takiej współpracy w pojęcie solista-akompaniator, prowadzą na artystyczne manowce.
I tu refleksja ogólna o graniu solowym i zespołowym. W moim pojmowaniu, te dwie aktywności, jakkolwiek odmienne stanowią nierozdzielną całość stanowiącą o walorze wykonawcy. Umiejętność realizowania się w zespole, to również wiele umiejętności, możliwych do nauczenia i nauczenia się zarówno profesjonalnie jak i psychologiczne. Stąd, moim zdaniem, oczekiwania równoczesnego kształcenia solistycznego i zespołowego.

Pianista-akompaniator: W powszechnym postrzeganiu, jest to pianista, który spełnia rolę w pewnym sensie pomocniczą w aktywności zawodowej, głównie śpiewaków. Jest to tzw. coach, czyli ten, który pomaga śpiewakom przygotowywać nowy repertuar, oraz pełni specyficzną i odpowiedzialną rolę w teatrach operowych, których funkcjonowanie bez udziału coachów byłoby niemal niemożliwe. Podobnie zresztą z piąnistami współpracującymi z baletem.
Również specyficzną rolę jaką pełni pianista współpracujący z konkursami wykonawczymi instrumentalistów i wokalistów, dałoby się określić jako wspierającą i wspomagającą uczestników w ich zmaganiach konkursowych.
Jest czymś oczywistym, że wymóg perfekcyjnego wypełniania powinności pianistycznych obowiązuje we wszystkich formach aktywności, niezależnie od ich charakteru, bez żadnej taryfy ulgowej.


x x x

Kilka refleksji ogólnych:

Na pytanie, jakie winny być relacje pianisty z instrumentalistą i wokalistą, odpowiedź jest prosta i jednoznaczna: partnerskie i wzajemne.
Wzajemne, ponieważ wbrew zakorzenionemu głęboko w świadomości całego środowiska wykonawców przekonaniu, obowiązek partnerowania nie spoczywa wyłącznie na pianiście. W moim odczuciu, w równym stopniu instrumentalista i wokalista mają prawo oczekiwać partnerowania od pianisty, jak pianista ma prawo oczekiwać partnerowania od instrumentalisty i wokalisty, z którymi wykonuje przecież jeden, cały utwór muzyczny.
Partnerskie, ponieważ partnerstwo wydaje się być najbardziej kreatywną formą relacji pomiędzy wykonawcami muzyki, a może nawet w ogóle pomiędzy ludźmi.
Za główną, profesjonalną podstawę muzycznego partnerstwa uważam konsekwencje wynikające ze wspomnianego już pojęcia dzieła muzycznego. Uważam za niezwykle ważne, aby wszyscy wykonawcy zachowywali świadomość, uczestniczyli w realizacji całości dzieła, wszystkich jego elementów, a nie tylko swojej tzw. „partii”.
W moim pojmowaniu, nie wszystkie elementy narracji i dramaturgii są jednakowo ważne w strukturze dzieła muzycznego. Elementy te są wymiennie wiodąc lub wtórujące, zależnie od woli ich twórcy. Wykonawca realizujący element wiodący jest liderem zespołu i sytuacji dramaturgicznej, jest – w pewnym sensie – „solistą”; wykonawca realizujący element wtórujący, wspomaga lidera i element wiodący, jest jakby „akompaniatorem”.
Dzieł, w których element wiodący dominuje przez cały utwór jest chyba bardzo niewiele. W całej wartościowej literaturze muzycznej, elementy wiodące i wtórujące wymieniają swą ważność, zależnie od wspomnianej wyżej struktury dzieła. Wykonawcy, również wymiennie, są w stosunku do siebie „liderami”, aby za chwilę stać się ”akompaniatorami”.

Pojęcie „akompaniatora”, ma podwójny sens. Pierwszy, wynika ze wspomnianej struktury dzieła, kiedy wykonawcy wymiennie sobie „liderują” lub „akompaniują”. Postrzegam ten aspekt jako wyłącznie profesjonalny, akceptowalny i zrozumiały. Aspekt drugi, jak go nazywam „społeczny” lub „środowiskowy”, „tradycyjny”, jest to układ solista-akompaniator, w którym niezależnie od struktury dzieła, jeden z wykonawców jest w pewnym sensie a priori uprzywilejowany, a drugi, w pewnym sensie a priori subordynowany.
W powszechnym postrzeganiu samych wykonawców, instrumentalistów i wokalistów a nawet odbiorców, powinność subordynacji spoczywa niemal wyłącznie na pianiście, szczególnie w układach duetowych. Konsekwencją takiego postrzegania jest zdeformowana profesjonalnie i psychologicznie relacja pomiędzy wykonawcami, nie wspomnę nawet o rozmaitych, wciąż niestety powszechnie pokutujących rekwizytach w rodzaju drukowania nazwisk na afiszach różnej wielkości czcionkami, zdawkowe oceny recenzentów lub zgoła pomijanie nazwiska „akompaniatora”, czy niekiedy irytujące rozwiązywanie problemu honorariów.
Na te wszystkie sprawy można oczywiście wzruszyć ramionami i zajmować się wyłącznie sprawami profesji. Niestety, w moim przekonaniu, szczególnie groźne i szkodliwe są konsekwencje artystyczne i profesjonalne układu solista-akompaniator. Nadrukowane w latach uczniowskich przez wadliwą dydaktykę przekonanie, że główną powinnością pianisty jest subordynacja, a nawet w krańcowych przepadkach rodzaj usługi, pozostaje trwale u bardzo wielu instrumentalistów i wokalistów, na całe ich artystyczne życie. Konsekwencje takiego poglądu przekładają się nie tylko na jakość rezultatu artystycznego i relacje pomiędzy wykonawcami, ale mają również niekorzystny wpływ na świadomość samego pianisty. Jestem głęboko przekonany, że walor pianisty jest dostrzegalnie, niekiedy wręcz drastycznie różny wtedy, kiedy postrzega sam siebie jako pianistę, a inny, kiedy postrzega siebie jako akompaniatora.
Jestem przekonany, że fundamentem wszelkiego partnerstwa jest niezbywalne prawo do bycia wolnym i równym oraz poczucie odpowiedzialności za jakość wspólnego wykonania. Układ typu solista-akompaniator, a więc relacja, w której jeden z uczestników jest uprzywilejowany, a drugi, subordynowany, wydaje się być szkodliwy i deformujący.
Dzieło muzyczne oczekuje przecież od wykonawców zespołowych, możliwej do osiągnięcia perfekcji profesjonalnej, ale również poczucia wspomnianej wolności i równości wszystkich wykonawców, bez względu na to, czy jest ich dwoje lub więcej. Tak właśnie pojmuję sedno układów partnerskich.

x x x

Dla rekapitulacji, jeszcze kilka słów wyjaśnienia, dlaczego generalnie uważam relacje partnerskie za szczególnie ważne. Z mnogości powodów wybieram dwa, fundamentalne:
Powód pierwszy: W moim postrzeganiu, pianista, a właściwie każdy grający muzyk, albo wykonuje utwór sam, solo, albo z kimś, jednym lub wieloma. Być może brzmi to jak truizm, ale innej alternatywy nie ma. Kiedy gra sam, realizuje utwór, wszystkie jego elementy, na swą wyłączną odpowiedzialność, bez konieczności liczenia się z kimkolwiek. Kiedy nie gra sam, staje się wykonawcą zespołowym, ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu, czyli ze wzajemną zależnością od drugiego wykonawcy i z poczuciem wspólnej odpowiedzialności za sukces wykonania.
Ponieważ w wykonaniu nie-solowym zależności z drugim wykonawcą są nieuniknione i oczywiste, jest pożądane, aby ich wzajemna relacja miała pod każdym względem charakter układu dobrowolnego, w poczuciu wolności i poszanowania drugiego wykonawcy, czyli, partnera. Inny układ, typu solista-akompaniator, przy jakby apriorycznym założeniu uprzywilejowania jednego i jakby apriorycznej subordynacji drugiego, w wykonywaniu muzyki, a może również w każdym układzie dwojga ludzi, jest – moim zdaniem – fałszywy, deformujący i anachroniczny.
Powód drugi: W całym, nie tylko naszym, krajowym, ale również światowym środowisku muzycznym istnieje rodzaj konfliktu pomiędzy - dotyczącym głównie pianisty - pojęciem partnera i pojęciem akompaniatora. Pojęcie akompaniatora, pełne mniej lub bardziej zakamuflowanych, pejoratywnych konotacji, wciąż istnieje i deformuje relacje pomiędzy wykonawcami. O ile na rekwizyty zewnętrzne takiego układu można nie zwracać uwagi, o tyle, o wiele groźniejszym jest, wynikający spoza artystycznych racji, negatywny efekt uprzywilejowania lub subordynacji jednego z wykonawców. Twierdzę, że walor artystyczny wykonania tego samego duetu przez dwu partnerów, z których jeden jest wolnym, pełnoprawnym instrumentalistą lub wokalistą, a drugi, również wolnym i pełnoprawnym pianistą, są zdecydowanie różne od tych, typu solista-akompaniator. W nazwanym wcześniej konflikcie pomiędzy „partnerem” i „akompaniatorem”, opowiadam się zdecydowanie po stronie tego pierwszego.

x x x

Refleksje, które powyżej przedstawiłem, w zasadzie dotyczą wykonań koncertowych lub nagrań. Istnieje jednakże również rodzaj aktywności artystycznej pianisty określanej mianem coaching, mającej za cel pomaganie w zawodowym funkcjonowaniu wokalistom. Jest to typ aktywności rządzący się specyficznymi prawami, w niewielkim stopniu oczekujący wspomnianej wyżej wzajemności i partnerstwa.
Również sukces współpracy z uczniami i pedagogami instrumentalistów oraz wokalistów na wszystkich szczeblach szkolnictwa muzycznego, wymaga od pianisty oprócz ewidentnych umiejętności profesjonalnych, szczególnych predyspozycji i walorów psychologicznych m.in. takich jak empatia, cierpliwość, czy otwarcie na dialog i współpracę z pedagogiem prowadzącym.
Niemal identyczne oczekiwania winien spełniać pianista zatrudniony do współpracy z konkursami wykonawczymi instrumentalistów i śpiewaków.

x x x


Sytuacja środowiskowa i tzw. życiowa pianisty wklinowanego w jedyną opcję solistyczną, może być nie-do-pozazdroszczenia. Przeciętny poziom przygotowania profesjonalnego jest bardzo wysoki, podaż talentów duża. Na dobrą sprawę, wybraniają się tylko talenty naprawdę wybitne.
Świadomość tej sytuacji rodzi trudne problemy psychologiczne u młodych adeptów sztuki pianistycznej, kończące się na ogół poczuciem krzywdy, zawodu, rozgoryczenia i wszelkich innych form frustracji.
W moim najgłębszym przekonaniu, pianista może się zrealizować artystycznie i życiowo, w każdej formie swej aktywności, w równej mierze solowo jak i zespołowo. Bo przecież pianista jest, być może, najbardziej potrzebnym i poszukiwanym wykonawcą. Wydaje się to być koronnym argumentem, aby kształcenie pianistów w tych dwu formach, w rozsądnych proporcjach odbywało się równolegle na wszystkich szczeblach szkolnictwa, od podstawowego, do akademickiego włącznie.
Chciałoby się, aby młody pianista był formowany w świadomości, że artystą można być zarówno wtedy, kiedy gra się samemu, jak i w zespole; że można tworzyć rzeczy piękne i ważne nie koniecznie tylko w Carnegie Hall albo Filharmonii Narodowej, nie tylko na uniwersytecie ale również w skromnej szkole podstawowej; że wprawdzie każdy żołnierz nosi buławę marszałkowską w plecaku, ale nie każdy marszałkiem zostaje – armia, to również zwykły żołnierz, zwykły, skromny muzyk w armii artystów.
Jakże ważne jest, aby będąc muzykiem nigdy nie rozstawać się ani z imperatywem doskonałego przygotowania się do każdego grania ani ze świadomo-ścią obcowania ze sztuką!



(Synopsis wykładu wygłoszonego podczas Ogólnopolskich Warsztatów Muzycznych w Bydgoszczy, w dniu 6 listopada 2011)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz