Prof. Jerzy Marchwiński
·
Będą
to wyłącznie REFLEKSJE, ponieważ nie jestem ani teoretykiem, ani muzykologiem,
krytykiem lub recenzentem. Przed dysfunkcją prawej ręki, byłem niegdyś artystą-
wykonawcą. Dla mnie, ocena artysty przez artystę, ma w sobie element nietaktu.
REFLEKSJA, zapewnia wolność i przestrzeń wypowiedzi.
·
Bardzo
też sprzeciwiam się i szczerze nie lubię określenia kameralny,
kameralistyka, kameralista. Przynależą one, według mnie, do przeszłych pojęć
muzyki realizowanej w salonach, na dworach szlacheckich i arystokratycznych, a
aktualnie, używane są powszechnie dla określania muzyki wykonywanej przez
niewielkie zespoły, głównie instrumentalne.
·
W
moim pojmowaniu, istnieją tylko dwa sposoby[JM1] wykonywania muzyki: solowy
(indywidualny, w którym jeden wykonawca realizuje sam, wszystkie elementy składowe
muzycznego dzieła), i zespołowy, w którym uczestnicy wykonują tylko
niektóre elementy dzieła, stworzone i zdeterminowane przez kompozytora.
(Oczywiście, ostatecznym celem wykonywania zespołowego, jest świadomość
uczestniczenia przez wszystkich muzyków w realizacji całego utworu, np. bez
względu na to, czy jest to wiodąca narracja, czy zwyczajny Bas Albertiego. Mam
w pamięci genialną realizację Basu Albertiego przez Marthę Argerich, kiedy jej
tzw. „solista”, brzmiał przy niej jak marny wyrobnik).
·
Płyta
z Triami, jest wyśmienita pod każdym względem: doboru repertuaru, mistrzowskich
wykonawców, w pełni dojrzałych, samodzielnych artystów. Ich wykonawcze
partnerstwo, jest doprawdy imponujące!
·
Ogromną
radość sprawiają mi zawsze nagrania polskiej muzyki, tej obudzonej z letargu
archiwów. Jestem zanurzony w zachwycie nad polską Sztuką, nie tylko muzyczną,
naszą, rodzimą. Organicznie nie znoszę klasyfikowania przez porównania. W moim
postrzeganiu, wszystko ma swój walor. Sztuka, podobnie jak pejzaż, ma swoje unikatowe
piękno, Dolomity swoje, Pieniny, swoje; Polskie Tria z przedstawionej mi płyty
dzieją się w swoim klimacie, Tria np. Brahmsa, w swoim.
·
Do
rozpaczy doprowadzają mnie skandaliczne zabiegi twórców z chorą wyobraźnią, którzy
w imię fałszywie pojętego sukcesu, dopuszczają się wiedeńskich, haniebnych
zabiegów na moniuszkowskim arcydziele narodowego piękna, w imię przypodobania
się kosmopolitycznym gustom i wrażliwości. Uważam że, światu zdałoby się pokazywać
po prostu żywe piękno naszej Sztuki, zamiast usiłować niepotrzebnie i
nieskutecznie kokietować zachodnich, zdegenerowanych decydentów.
·
Peter
Schreier, jeden z najznakomitszych, niemieckich śpiewaków XX wieku, powiedział red.
Weberowi publicznie, że Moniuszkowski „Znasz-li ten kraj”, jest najpiękniejszą muzyką
jaka została napisana do arcydzieła Goethego! Ale trzeba ją najpierw usłyszeć w
mistrzowskim wykonaniu!
·
Na
Konkursie w Tuluzie, Jury wypowiedziało się do mnie, że po raz pierwszy
usłyszeli Arię Jontka, która wprawiła ich w szczery zachwyt; utwór i wykonanie.
Przepraszam, to jest droga!
·
Do
końca życia nie zapomnę gigantycznego sukcesu recitalu Andrzeja Hiolskiego, z
moim, skromnym udziałem, w siedzibie UNESCO w Paryżu, z repertuarem wyłącznie
polskim, zaakceptowanym pomimo wątpliwości organizatorów i polskich i oenzetowskich.
·
Generalnie,
płyta z Triami jest z „najwyższej półki”. Pochwała dla Instytutu Muzyki i Tańca!
· Trochę mnie zasmuciło, że w znakomitym, skądinąd, booklecie, nie znalazłem nazwisk ekspertów technicznych od nagrywania, artystów od urody dźwięku i dynamiki. Tak, tak, upominam się o nich! W dorobku mam sporą liczbę nagranych płyt i z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że wprawdzie za fortepianem siedział jeden, a drugi, w reżyserce, za konsoletą, ale nie waham się ich obu nazwać artystami, z całym oczekiwaniem partnerstwa. Z niektórymi, sesja nagraniowa była permanentną udręką i niepokojem, z drugimi - uskrzydlająca radość i komfort wspólnego kreowania. (Nomina sunt odiosa!).
(prof. Jerzy Marchwiński)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz