piątek, 19 lutego 2021

POLAND FOR FOUR HANDS&PIANODUO ARTISTS

 

REFLECTION:

 

     It is truly beneficial and beautiful the phenomenon that there are  more and more CDs with recordings of Polish solo and ensemble music available on the market, as that music has until recently been relegated to the limbo of ignorance or oblivion. Let me mention two CDs as an example of that new, commendable trend. The first is  POLSKA NA 4 RĘCE (Poland for Four Hands)   Zarębski Piano Duo composed of two gentlemen: Grzegorz Mania and Piotr Różański. The other one, presenting pianoforte duos is  PIANODUO ARTISTS, performed by  two ladies: Joanna Derenda-Łukasik and Marzena Buchwald.

            Listening to these two CDs, one can note  the difference between the male and female sensitivity. Both recordings are - at least in my view - masterful, but it seems that the male artists contributed more sophistication, and the female ones - more spontaneity. 

     Excellent professional  and personal background is an obvious condition for the success of every performance, but it is particularly important in the case of Polish music, which is less known worldwide. 

     I am neither a  reviewer nor a critic. Actually,   I share my personal comments with certain embarrassment and discomfort, because an evaluation of an artist by another has always felt a bit unseemly for me. 

     All the differences and divergences aside, the Polish background and character of those recordings may prove to be their most valuable feature. I would not speak for others, but  Polish art and creativity invariably have made me feel proud and dignified. However, I would never venture to drape Polish music in cosmopolitan rags which can be caricatured to deform the beauty of our national opera and other art.

       The two CDs mentioned above are but an example illustrating my cultural expectations.  I have always been of the opinion that the standard of performance must be top class.  Only then will the Music have a chance to defend itself without any excessive maneuvers which in my view can do more harm than good. 

    The discussed recordings are a part of the world in which perfect performances express the "soul music" of numerous generations and move the audience to tears.  For this reason, they deserve a wise promotion. 

 

    

piątek, 12 lutego 2021

„POLSKA NA 4 RĘCE”, Zarębski Piano Duo, w wykonaniu dwóch Panów (Grzegorz Mania&Piotr Różański) i – druga, dla duetów fortepianowych, PIANODUO ARTISTS, (Joanna Derenda-Łukasik i Marzena Buchwald) w wykonaniu dwu Pań.

 


REFLEKSJA:

     Uważam za wielce korzystne i piękne, że zaczęły się pojawiać CD z nagraniami, dotychczas przebywającej w letargu nieznajomości albo zapomnienia, polskiej muzyki solistycznej i zespołowej. Jako przykład, wymienię tu dwie płyty, jedna na 4 ręce – „POLSKA NA 4 RĘCE”, Zarębski Piano Duo, w wykonaniu dwóch Panów (Grzegorz Mania&Piotr Różański)  i – druga, dla duetów fortepianowych, PIANODUO ARTISTS, (Joanna Derenda-Łukasik&Marzena Buchwald) w wykonaniu dwu Pań.

     To, co nieco różni płyty, to właśnie wrażliwość Panów z wrażliwością Pań. Obydwa nagrania są, przynajmniej w moim odczuciu, mistrzowskie, panów – być może bardziej wyrafinowane, Pań – bardziej spontaniczne.

   Wysoki poziom profesjonalny i osobisty, jest chyba warunkiem sukcesu każdego wykonania, w przypadku polskiej, mniej w świecie znanej muzyki, szczególnie ważne.

   Nie jestem ani recenzentem, ani krytykiem. Publikuję refleksje osobiste z poczuciem pewnego zażenowania i niewygody wynikającej z faktu, że jeden artysta ocenia drugiego artystę, co, przynajmniej dla mnie, nieznacznie nadaje tym ocenom charakter nietaktu.

     Przy wszystkich różnicach i ewentualnych odmiennościach, wysoki poziom - być może - najcenniejszego elementu tych wykonań, to polskość. Nie wiem jak innych i jak wielu, ale mnie, polska Sztuka, polska twórczość, napełnia uczuciem dumy i godności. Jestem absolutnie odległy od prób strojenia polskiej Sztuki w jakieś kosmopolityczne łachy, które potrafią zamienić np. nasze operowe, narodowe piękno w karykaturę.

      Te dwa wspomniane nagrania, posłużyły mi jedynie jako przykład moich oczekiwań kulturowych. Zawsze uważałem, że standard wykonania musi być z najwyższej półki. Wtedy Muzyka sama się wybroni, bez ekscesywnych zabiegów, które – moim zdaniem – potrafią wyrządzić więcej szkody niż pożytku.

    Nagrania takie wpisują się w świat, w którym doskonałe wykonanie demonstruje to, co wielu pokoleniom „grało w duszy” i ze wzruszenia wilgotniały oczy. Dlatego są warte mądrej promocji,

 

 

poniedziałek, 8 lutego 2021

CENTRUM MUZYCZNEGO PARTNERSTWA

 


 

REFLEKSJE O PARTNERSTWIE

 

Asystujecie Państwo w wydarzeniu unikatowym i bez precedensu. Jest to inauguracja egzystencji Centrum Muzycznego Partnerstwa z siedzibą w Bydgoszczy. Wprawdzie inicjatywa Centrum wyszła ode mnie, ale jej realizacja, bez zaangażowania, aprobaty i charyzmy Pani Ewy Stąporek-Pospiech, dyrektorki Państwowego Zespołu Szkół Muzycznych im. Artura Rubinsteina, byłaby absolutnie niemożliwa.

 

    Cele istnienia Centrum:

·       Uświadamianie środowisku wykonawców wartości grania zespołowego od początku kształcenia muzycznego.

·       Uświadamianie środowisku muzycznemu, że artystą jest nie tylko tzw. solista, ale w równej mierze muzyk, który gra w zespole. Wszystko zależy od postawy i profesjonalnego poziomu przygotowania.

·       Uświadamianie środowisku muzycznemu realnego faktu, że znikomy procent a nawet, zaledwie promil spomiędzy nich będzie się w życiu realizować w artystycznej aktywności solistycznej. Wszyscy pozostali, będą się realizowali w artystycznej aktywności zespołowej, we wszystkich możliwych układach, oraz jako pedagodzy. Obowiązkiem kształcenia jest przygotowanie muzycznej młodzieży do tej rzeczywistości zarówno profesjonalnie jak i, co szczególnie ważne, psychologicznie.

·       Promocja idei muzycznego partnerstwa.

   

Droga do celu to:

·       Spotkania/lekcje/wykłady/publikacje

·       Kursy mistrzowskie (master classes)

·       Sympozja

·       Konferencje

·       Koncerty

 

 

 

Wykład prof. Jerzego Marchwińskiego podczas Inauguracji Centrum Kształcenia i Promocji Muzycznego Partnerstwa w Bydgoszczy, 3 listopada 2016.

 

 

Odważam się użyć dwu określeń, unikatowy i bez precedensu, ponieważ według mojego rozeznania, temat partnerstwa, nie tylko muzycznego, właściwie dotychczas nigdy i nigdzie nie był traktowany jako oddzielny. Zwykle partnerstwo kojarzone jest niemal wyłącznie z businessem, czymś oficjalnym i jakby urzędowym. O partnerstwie człowieka z człowiekiem, człowieka z ludźmi, nie ma żadnego śladu ani w literaturze ani w filozofii ani w poezji.

A przecież, przynajmniej w moim postrzeganiu, partnerstwo przynależy do trzech, chyba najbardziej kreatywnych i skutecznych pojęć, łączących ludzi, szczególnie dwoje i stanowiących rodzaj gwaranta sukcesu współżycia i współpracy. Te trzy pojęcia to miłość, przyjaźń i właśnie, partnerstwo. Miłość – to uczucie, przyjaźń – to sojusz, partnerstwo – to mądrość. O miłości, hektolitry atramentu zostały wylane przez pisarzy, poetów i filozofów; o przyjaźni, wydatnie mniej a o partnerstwie, na wszystko co zostało napisane wystarczyłoby zawartość niewielkiego kałamarza.

Mój pierwszy sygnał o znaczeniu muzycznego partnerstwa miał miejsce ponad pół wieku temu, podczas archiwalnego nagrania „Winterreise”. Mimo, że wychowany w klimacie akompaniamentu i akompaniatora uświadomiłem sobie już wtedy, że to, co ma fortepian do zagrania w tym arcydziele, nie ma nic wspólnego z tradycyjnym pojęciem akompaniamentu, lecz jest integralną częścią całości, jaką jest Pieśń Schuberta. Identycznie, jak lewa ręka w Chopinowskim Nokturnie nie jest jakimś dodatkiem, lecz organicznym elementem całości Nokturnu. Marne zagranie tego elementu, degraduje nawet najpiękniej zaśpiewaną kwestię prawej ręki.

Od tego czasu zawsze postrzegałem utwory dla dwu lub więcej wykonawców jako całość, bez względu na to, czy było to arcydzieło Schuberta, Brahmsa czy innego Wolfa, czy utwór skromniej wyposażonego twórcy. Nigdy nie postrzegałem utworu jako różne partie, z których jedna jest uprzywilejowana, realizowana przez tzw. solistę, a pozostała lub pozostałe, subordynowane, realizowane przez tzw. akompaniatorów. Wtedy też jasno uświadomiłem sobie, że wykonawcy utworu zespołowego są artystami równymi, wolnymi, wspólnie odpowiedzialnymi za jakość wykonania, że ich wzajemna relacja jest zawsze partnerska, a nie deformująca, solistyczno-akompaniatorska, przypominająca chód człowieka z jedną nogą upośledzoną, słabszą, albo lot ptaka z jednym mniej sprawnym skrzydłem.

Pojęcie partnerstwa stało się w sposób naturalny dominantą całej mojej skromnej aktywności artystycznej, zarówno wykonawczej jak i pedagogicznej. Swoistego rodzaju odkryciem było uświadomienie sobie, że partnerstwo człowieka z człowiekiem, najpełniej i najbardziej autentycznie identyfikuje się z muzycznym partnerstwem. Dlatego też, moje refleksje, jedynie posługują się pojęciem partnerstwa muzycznego, które pełni funkcje czegoś w rodzaju pretekstu. Doprawdy, chyba idea partnerstwa żadnej innej formy ludzkiej aktywności nie zbliżyłaby się nawet do sformułowanego przeze mnie, nieco uśmiechniętego „Dodekalogu muzycznego partnerstwa”. Stąd zresztą uświadomienie sobie, że sztuka nie jest ornamentem na życiu, że jest życiem samym

Również ok. pół wieku temu spostrzegłem, że indywidualnych wykonawców muzyki, powszechnie zwanych solistami, jest znikomy procent, a może nawet tylko promil. Wszyscy inni, z wyjątkiem instrumentalistów klawiszowych, może harfy i gitary, są wykonawcami, których fundamentalna część aktywności artystycznej upływa w asyście innych wykonawców, od duetu poczynając na wielkiej orkiestrze symfonicznej kończąc. Czyli, w istocie, są wykonawcami zespołowymi.

I tu od razu problem relacji pomiędzy nimi. W pewnym uproszczeniu, rozróżniam dwie opcje relacji pomiędzy wykonawcami zespołowymi: albo partnerska, pomiędzy dwojgiem wolnych artystów, albo układ solista-akompaniator, w zdeformowanym układzie, kiedy jeden z wykonawców jest a priori uprzywilejowany, a drugi, a priori subordynowany.

W moim postrzeganiu, układ partnerski jako jedyny sprzyja osiągnięciu sukcesu wykonania, najlepszego, najpełniejszego rezultatu artystycznego, w klimacie sojuszu, wolności i satysfakcji wszystkich wykonawców. Jestem głęboko przekonany, że ze względu na ten finalny, możliwie najdoskonalszy rezultat kreowania sztuki wykonawczej, dorastanie młodego człowieka w klimacie partnerstwa, winno rozpocząć się niemal od pierwszego kontaktu z nauczaniem muzyki.

Wypada mi dodać, że pewna forma układu akompaniatorskiego funkcjonuje również w realnej rzeczywistości środowiskowej. W przypadku artystycznym, kiedy istnieje relacja pomiędzy elementem wiodącym i wtórującym, których ważność zmienia się w przebiegu utworu, zależnie od woli ich twórcy. Wtedy, wykonawcy są między sobą wymiennie solistami albo akompaniatorami. I w przypadku praktycznym, kiedy tzw. akompaniator, zwykle pianista, pomaga innym wykonawcom podczas rozmaitych konkursów, przesłuchań, w rzeczywistości teatrów operowych, itp.

Stosunkowo niedawno zdałem sobie sprawę, że de facto, w tych moich rozważaniach o partnerstwie, zdecydowanie brak jest jasno sformułowanej definicji i opisu partnerstwa. Dlatego, teraz chciałbym zacytować relatywnie kompletne określenie pojęcie partnerstwa z mojego Eseju o muzycznym partnerstwie:

        „W The Encyclopedia Britannica, hasło Partnership (Partnerstwo), brzmi następująco: “Partnership, voluntary association of two or more persons for the purpose of managing a business enterprise and sharing its profits or losses”, czyli: “Partnerstwo, dobrowolny związek dwu lub więcej osób, którego celem jest prowadzenie przedsięwzięcia oraz dzielenie jego zysków lub strat”.

          Tak brzmi definicja partnerstwa w tej, być może, najznakomitszej encyklopedii, jaka istnieje na świecie. Właściwie, nic dodać, nic ująć. Wszystko jest powiedziane, zwięźle i zrozumiale.

          Ala zaraz po lekturze definicji wspomniała mi się wyborna, niezwykle mądra i ważna anegdota o dociekliwym uczniu, który zapytał mistrza, rabina, czy można w jednym zdaniu streścić całą Torę.  Oto odpowiedź, którą usłyszał z ust mistrza, (podejrzewam, że okraszoną nieco filozoficznym uśmiechem): „Of course, yes. What is hateful to you, do not do to your neighbor. This is the whole Torah. The rest is commentary”, co w dowolnym tłumaczeniu brzmi:” Oczywiście, tak. Nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe. To jest cała Tora. Reszta, to komentarz”.

Podobnie z partnerstwem. Istota encyklopedycznej definicji ma wymiar jednego, krótkiego zdania. Teraz miejsce na komentarz. Oczywiście, będzie to komentarz osobisty. Nigdy nie ośmieliłbym się nawet na chwilę pomyśleć o jakimś komentarzu uniwersalnym.

          Zacznę od refleksji, że partnerstwo, podobnie jak kultura i wszelkie kreatywne relacje pomiędzy ludźmi, nie dzieje się samo. Wszystko wymaga wysiłku, zaangażowania, mądrości, wytrwałości, może też w pewnym sensie poświęcenia i innych, im podobnych, pokrewnych wartości.

          W konkretnym przypadku muzyka, warunkiem nieodzownym jest możliwy do osiągniecia, indywidualny poziom umiejętności profesjonalnych. Nie mam na myśli jakichś wartości absolutnych. Chodzi mi raczej o poziom aktualny, uczniowski, poziom studencki i w końcu, poziom dojrzałego artysty.

          Spomiędzy wielu ważnych wartości, zdecydowałem się do mojego osobistego komentarza wybrać 12, bez jakiejś hierarchicznej kolejności, które mogą stanowić listę potrzebnych elementów dla w miarę kompletnego obrazu całości. Taki, wspomniany już „Dodekalog muzycznego partnerstwa”.

 

          Są to:

Wartość pierwsza: Wspólna, wzajemna odpowiedzialność za całość wykonania.

          Solista realizuje wykonanie utworu sam jeden, na swoją wyłączną odpowiedzialność. Jego jest sukces i jego jest niepowodzenie. Nie musi z nikim i z niczym się liczyć.

          W partnerskim wykonaniu zespołowym, odpowiedzialność ma podwójny charakter: za część utworu realizowaną przez siebie oraz za walor całości. Wykonawca winien działać w nieustającej świadomości, że marnie realizowana przez niego część utworu, degraduje wykonanie, deprecjonując wysiłek i starania pozostałych uczestników wykonania.

Wartość druga: Wzajemność.

          Niepodobieństwem jest wyobrazić sobie partnerstwo w jedną stronę, podobnie jak przyjaźń. Jedynie, w pewny sensie, można sobie wyobrazić miłość nieodwzajemnioną. Oczekiwanie szczęścia i sukcesu w takim układzie jest osobistą sprawą zakochanego, na jego wyłączną odpowiedzialność.

          Zawsze myślałem – proszę mi wybaczyć, że zacytuje sam siebie: To, że ja panią kocham, pani do niczego nie zobowiązuje, a mnie, do niczego nie upoważnia.

Wartość trzecia: Rozumienie.

          Rozumienie pojmuję zarówno w sensie dosłownym, jak i w sensie szerokim. W sensie dosłownym, prostym, wbrew wszelkim pozorom, rozumienie wydaje się być niepozbawione znaczenia. Każdy człowiek przecież, nawet we wspólnym, rodzimym języku, ma specyficzny sposób wysławiania się i wypowiadania swych myśli, indywidualne poczucie humoru, intonację i styl zwracania się do bliźnich. Nierzadko się zdarzają nieporozumienia, nawet irytujące, będące wynikiem właśnie tych pozornie błahych drobiazgów.

          Rozumienie szersze, głębiej dotykające całej sfery psychologicznej, to znajomość indywidualnych cech partnera, jego temperamentu i osobowości. Za ważną uważam też odmienność wynikającą np. z płci. Zawsze miałem inne poczucie muzycznego bycia partnerem mężczyzny albo kobiety. Można wprawdzie uznać, że w sferze czystej profesji nie ma znaczenia, ale jest to równocześnie niuans, który ma wpływ na komfort bycia razem.

Wartość czwarta: Otwarcie na dialog.

          Lubię takie oczywiste stwierdzenie, ze dwa monologi nie tworzą dialogu. Istotnie, kiedy każdy z partnerów zajmuje się wyłącznie swoją kwestią, bez żadnego związku z kwestią partnera, dialog po prostu nie istnieje. W równej mierze dotyczy to dialogu w muzycznej profesji, jak i w zwyczajnym byciu razem z drugim człowiekiem.

Wartość piata: Gotowość rozumienia odmienności partnera.

          Wprawdzie powszechnie wiadomo, że każdy człowiek jest jednostką unikatową i niepowtarzalną, ale w zwyczajnych relacjach nader często zapomina się o tym. Dotyczy to szczególnie dłużej trwającego układu z partnerem lub partnerami. Te zrozumiałe odmienności mogą stać się problemem, kiedy w miejsce atrakcji zaczyna pojawiać się trudna do uniknięcia irytacja.

          Nie należy też do najłatwiejszych zaakceptowane faktu, że w równym stopniu gotowość rozumienia odmienności dotyczy nas samych, tzn. że partner winien wzajemnie rozumieć nasze odmienności, podobnie jak my jego.

          Nieoceniona jest świadomość tego zjawiska, która ułatwia poruszanie się po tym delikatnym i nader drażliwym terenie.

Wartość szósta: Wewnętrzna przestrzeń.

          Chodzi mi o przestrzeń myślenia, która zapewnia w miarę bezkonfliktowe przebywanie i współpracę z partnerem, wolne od doktryn, zawężonych preferencji estetycznych, obciążeń moralnych i historycznych, światopoglądowych, niekiedy politycznych, czy nawet śladowych kojarzeń rasowych.

          Taka przestrzeń w ogromnej mierze zapewnia luksus i komfort bycia razem i współpracy z partnerem, niemal całkowicie gwarantuje swobodę wypowiedzi artystycznej.

Wartość siódma: Zdolność równoczesnego słyszenia siebie i partnera.

          Jest to jedna z podstawowych odmienności pomiędzy wykonywaniem solowym i zespołowym. Nie jest z pewnością odkrywcze, jeśli wspomnę, że solista słyszy wyłącznie sam siebie. Z kolei, muzyk wykonujący w zespole, musi, po prostu musi doskonale słyszeć sam siebie i równocześnie, słyszeć i rozumieć, co gra jego partner.

          Jestem przekonany, że jest to nie tylko zdolność, ale również umiejętność, której można nauczyć.

          Nie widzę specjalnego powodu, żeby uświadamiać znaczenie i wartości takiego słyszenia dla fascynacji kreowania sztuki wykonawczej i zwyczajnego życia. Bo czyż ta powinność równoczesnego słyszenia i rozumienia siebie i partnera nie dotyczy w równym stopniu wspólnego grania jak i codziennego bycia razem z drugim człowiekiem?

Wartość ósma: Kultura bycia z drugim człowiekiem.

          Chciałoby się powiedzieć, że wymagania kultury są powinnością bycia z drugim człowiekiem w każdej sytuacji, w równej mierze profesjonalnej jak i tej, zwyczajnej, codziennej. W sytuacji wspólnego działania, kultura zachowania się, wzajemnego zwracania się do siebie w klimacie napięcia i zaangażowania w pracę, wydaje się być czymś szczególnie oczekiwanym.

Wartość dziewiąta: Takt w rozwiązywaniu napięć.

          Jestem przekonany, że w partnerstwie, nawet najpełniejszym i najdoskonalszym, pewne napięcia są nieuniknione. Przecież naiwnością byłby oczekiwanie, że partnerstwo jest jakąś permanentną sielanką.

          Napięcia są, być może, wynikiem złożoności ludzkiej natury, ale również pozornie błahych sytuacji, które mogą nieść w sobie ukrytą groźbę poważniejszego konfliktu.       

Wydaje się również, że walka przynależy istocie człowieczeństwa. Ważne, żeby w walce wektory sił były skierowane ku wspólnemu dobru, a nie przeciwko sobie.

          W sytuacji pojawiających się napięć, takt w ich rozwiązywaniu jest po prostu nieoceniony. Warto może też zachować świadomość, że pewne niewygody, które odczuwam podczas bycia z drugim człowiekiem, są w jakimś sensie odwracalne, tzn., że partner może również odczuwać niewygody bycia ze mną. (Wciąż to partnerskie oczekiwanie wzajemności!).

Wartość dziesiąta: Zdolność akceptowania kompromisu.

          W delikatnej materii pewnych odmienności preferencji estetycznych, jest to chyba czymś oczywistym. Za wielce pomocną uważam świadomość, że interpretacja muzycznej frazy wcale nie musi być identyczna u wszystkich wykonawców zespołu, którzy są przecież profesjonalistami i żaden nie proponuje muzycznych nonsensów. A pewne odmienności i niuanse interpretacyjne, które wynikają ze zrozumiałych różnic indywidualnych, mogą wykonanie wręcz uatrakcyjnić i ubarwić.

          Próby uniformizacji na ogół kończą się niepowodzeniem. Tu właśnie jest miejsce na kompromis, umożliwiający aprobatę odmienności i swobodę wypowiedzi.

Wartość jedenasta: Szacunek i zaufanie do partnera.

          Nie tylko oczywisty szacunek do umiejętności profesjonalnych, ale również do wartości czysto ludzkich, postawy życiowej, sposobu postępowania z drugim człowiekiem, umiejętności radzenia sobie z trudnościami i rozlicznymi problemami współżycia. Jednym słowem, do wszystkiego, co składa się na pełny obraz osobowości.

Wartość dwunasta: Wyrozumiałość wobec niedoskonałości partnera i… swoich własnych.

          Od razu chciałoby się zacytować angielskie:” Nobody is perfect”, czyli „Nikt nie jest doskonały”. I nie jest to zwyczajne porzekadło. Rozumienie i aprobata tego oczywistego drobiazgu, chroni przed szkodliwą irytacją, a w stosunku do siebie samego, pozwala zachować dystans wobec własnych niedoskonałości, być może nawet zapobiega destruktywnej frustracji i ekscesywnej rozterce.

                    Wszak, Errare humanum est, Błądzenie jest rzeczą ludzką. Błąd jest wliczony w koszt postępu i rozwoju. A lęk przed błędem może być gorszy i bardziej szkodliwy niż sam błąd.  Ode mnie zależy, czy w tym, w gruncie rzeczy niemiłym zjawisku potrafię dostrzec element pozytywny, kreatywny, czy jedynie destruktywny i negatywny.

     

 

          Jak wspomniałem, mój komentarz do encyklopedycznej definicji jest osobisty, nazwałbym go nawet, autorski. Wymiar pojęcia partnerstwa, a partnerstwa w muzyce w szczególności jest bardzo duży, dlatego też, pewna selekcja ważności różnych jego elementów jest nieunikniona. Elementy, które przedstawiłem dla moich celów, wydają się dawać zwięzły i konkretny obraz tej absolutnie fascynującej relacji profesjonalnej i międzyludzkiej.

Zdaję sobie również sprawę, iż moje refleksje o muzycznym partnerstwie mają charakter idei, która niekoniecznie znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Ale pocieszam się, że nawet Dekalog, ze swoim „Nie zabijaj”, „Nie cudzołóż”, „Nie kradnij”, jakże często nijak się ma do tego, co dzieje się pomiędzy ludźmi. W moim prywatnym dekalogu np., od ponad pół wieku wołam „Bądź partnerem”, a wciąż jeszcze słyszę wokół „Bądź akompaniatorem!”.

 

I tyle cytatu z Eseju. I jeszcze, na zakończenie, jeden krótki cytat z wystąpienia, które zaprezentowałem na ostatnim Kongresie Kultury (2016):

 

„Nie skrywam też, że marzy mi się, aby partnerstwem, tym cudownym, fascynującym pojęciem zajął się na serio jakiś profesjonalny filozof, jakiś Sokrates, może jakiś poeta, jakiś Szekspir albo ktoś, jak nasz Kotarbiński”.

 

Dzisiaj w Bydgoszczy, w tym absolutnie niezwykłym mieście, które nie bacząc na mody i prestiże, skutecznie kreuje rzeczywistość, Centrum Promocji Partnerstwa stawia pierwszy krok. Wierzę, że w drodze na Parnas, będą następne.

 

Zakotwiczenie Centrum w szkolnictwie nieakademickim uważam za fakt szczególnie pozytywny i ważny. Ulegam pokusie i przywołuję jedno z moich ulubionych przysłów „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. (As the twig is bent, the trees inclined). Jeśli za młodu, niemal od zarania spotkania z muzyką, młody człowiek nasiąknie skrzywioną relacją wobec wykonywania zespołowego, jeśli nierozważnie zostanie zakodowana w jego mentalności relacja solista-akompaniator zamiast partnerskiej, jeśli od dziecka, z dala od zachwytu nad pięknem  muzyki i wspólnym kreowaniem sztuki ugrzęźnie w impasie solisty jako jedynej alternatywy sukcesu, jego dorosłe życie, w miejsce radości i satysfakcji, ma szanse upłynąć głównie w klimacie wszelkich odcieni frustracji. Wyznaję, że podczas wszystkich, ponad półwiecznych spotkań z młodymi, starałem się ich przygotować do walki z tymi frustracjami.  I taki postrzegam również nadrzędny cel zaistnienia Centrum.

 

 

Bydgoszcz, 3 listopada 2016


 

 (jmarchwinski@gmail.com)

 

 

 

 

 

 

Centre of Musical Partnership

 

 

REFLECTIONS ON PARTNERSHIP

 

Ladies and Gentlemen, you are witnessing a unique, unprecedented event - the inauguration of the activities of the  Centre of Musical Partnership in  Bydgoszcz. Although  the Centre was conceived on my initiative, but its establishment would be absolutely impossible without the involvement, approval, and charisma  of  Ewa Stąporek-Pośpiech, the headmistress of Artur Rubinstein State Music School.

 

Goals of the Centre:

·        Make the  performers' community aware of the value of ensemble performance, from the very beginning of the musical education.

·        Make the music community aware that not only soloists are artists; ensemble performers are equally worthy of that name.  Everything depends on the approach and the professional level of their performance. 

·        To make the music community aware of the fact that just a tiny percentage or even per mileage of them will have a solo career. All the other ones will be performing in ensembles, in all the possible configurations, and some of them will be teaching.  It is the duty of the educational system to prepare young artists to cope with that reality, both professionally and mentally, which seems particularly important. 

·        Promote the concept of partnership in music.

   

The goal can be achieved by:

·        Meetings/classes/lectures/publications

·        Masterclasses

·        Symposia

·        Conferences

·        Concerts.

 

 

 

Professor Jerzy Marchiński's lecture at the inauguration of the Centre of Musical Partnership in Bydgoszcz, on November 3, 2016.

 

 

I dared to name this event unique and unprecedented, as in my view, the concept of partnership, not only in music, has never been treated as a separate issue yet.  The partnership is usually, and almost exclusively, associated with business and has official and office-related connotations.  However, neither literature, philosophy nor poetry mentions the partnership of a pair or group of people. 

Yet, at least in my view, the partnership is one of the most creative and effective concepts which link human beings - mostly in pairs -  and guarantee successful cooperation and living together.  These concepts are love, friendship and, finally,  partnership.  Love is a feeling; friendship is  an alliance and partnership is wisdom.  Writers, poets, and philosophers had used hectolitres of ink to write about love; friendship received much less attention, while only a small inkwell would suffice for all the ink which was spent on writing in partnership. 

I first became aware of the importance of partnership in music more than half a century ago, while making an archive recording of Schubert's Winterreise. Although my education focused on the concept of accompaniment and accompanist, I realized then that the piano part in that masterpiece had nothing to do with the traditional understanding of accompaniment but was an integral part of the whole. Identically, the left hand in Chopin's Nocturne is by no means an extra, but an organic element of that work. If performed badly, it would degrade the quality of the right-hand part, even when the latter is sung in the most exquisite manner. 

Since then, I have always perceived works for two or more performers as a whole, irrespective of whether created by   Schubert, Brahms, Wolf, or by other, more modestly endowed artists. I have never understood a musical work as a combination of various parts of which one is privileged and performed by a so-called soloist and the remaining one or ones are played by so-called accompanists. I clearly realized then that ensemble performers are equal, free artists who share the responsibility for the quality of their music. They are always bound by the partnership and not by a deforming relation between a soloist and accompanist which reminds of a lame walk or a flight of a bird with a weak wing. 

The concept of partnership became a natural dominant of my whole modest artistic activity both as a performer and a teacher. It was a discovery of sorts to realize that the partnership between two persons is the fullest and most authentic reflection of partnership in music.  For this reason, I use the latter concept just as a pretext.  I am positive that any other form of human partnership would not even come close to my Dodecalogue of  Partnership in Music which I hope you will enjoy in a moment.  It brought about the realization that art is not an ornament to life, but the very life itself. 

At the same time, roughly half a century ago, I realized that there are but a few individual performers, commonly called soloists;   they probably make up just a permille. All the others, with the exception of keyboard artists and perhaps the harp and guitar, share the fundamental part of their artistic activity with other performers, starting from duos and ending  with the grand philharmonic orchestra, which actually makes them ensemble performers. 

This immediately brings to mind the issue of their interrelations.  To simplify matters, I can distinguish two options of such relations: it is either partnership between two free artists or a deformed relation of a soloist and accompanist, when one of them is  a priori  privileged and the other a priori subordinated. 

I perceive partnership as the only relationship which is conducive to the success of the performance and to the best and fullest an artistic achievement in the atmosphere of alliance, freedom, and satisfaction of all the performers.  I am positive that  in view of this final result of performing creativity, which should be as close to perfection as possible, young people should grow in the atmosphere of partnership right from their very first lessons in music. 

Fair enough, a certain form of the accompanying relationship also appears in the life of the music community. It occurs when the leading and accompanying elements change their prominence throughout the piece, as dictated by the composer.  In such a case, both performers switch between performing as a soloist and an accompanist.  Another case involves a practical situation when a so-called accompanist who is usually a pianist, assists performers at competitions, hearings, in opera theatres, etc. 

Quite recently, I realized that my reflections on partnership lack a clear definition and description of the term.  Let me quote a relatively comprehensive one which I have already used in my Essay on Partnership in Music:

        “The Encyclopaedia Britannica defines partnership in the following way: ‘Partnership, a voluntary association of two or more persons for the purpose of managing a business enterprise and sharing its profits or losses.’

          Britannica, possibly the best encyclopedia worldwide has provided a definition which seems perfect. Nothing more, nothing less. It encompasses everything, clearly and concisely.

          However, just after having read it I  recalled an excellent, wise, and significant story told by Abba Eban about an inquisitive student who asked his Rabbi if the whole Torah could be reduced to just one sentence. The master replied: „Of course, yes. Do not do unto others what you would not want to be done to you. This is the whole Torah. The rest is a commentary”.

The partnership works in a similar way. The essence of the encyclopedic definition is reduced to a single, brief sentence. And herewith comes a commentary.  Naturally, a personal one as I would never venture to think even for a moment about providing a universal one.

          Let me begin from a reflection that partnership, similarly, to culture and all creative human relations do not happen by themselves.  All these phenomena require effort, involvement, wisdom, persistence, and even devotion, as well as other similar, related values.

          In the particular case of a musician, the indispensable condition is the viable, individual level of professional abilities. I do not mean any absolute values, but rather the current level of a pupil or student and finally, the level of a mature artist.

          From the variety of important values, I  have chosen twelve to use them in my personal commentary,  without arranging them in any particular order of importance.  Let them serve as a set of elements necessary to create a reasonably coherent whole.  As promised earlier, I  present herewith The Dodecalogue of  Partnership in Music.

 

Here they are:

The first value: Shared responsibility for the whole performance

  A soloist performs a musical work on his own, at his sole responsibility. His is the success and his is the failure. He does not have to reckon with anybody or anything.

            The responsibility for a partner-like ensemble performance is of dual character: in addition, the part of the work performed by an individual artist, concerns also the value of the whole work. Therefore, a performer should be constantly aware that his contribution, if meager, will degrade the whole performance depreciating the effort and involvement of the other participants.

The second value: Reciprocity

          It is impossible to imagine a one-sided partnership, or similarly, a one-sided friendship. Perhaps only unrequited love is imaginable in some sense. But any expectations of happiness and success on the part of an infatuated person are his or her personal problem, and the responsibility is also his or her.

          Apologies for quoting myself, but I have always thought that “The fact that I love you neither obliges you in any manner nor entitles me to anything.“

The third value: Understanding

          I perceive understanding both in the literal and wider sense. Understanding in the literal, simple sense also seems quite significant, perhaps contrary to appearances. Every person, even if speaking the same, native language, expresses his thoughts and chooses his vocabulary following a characteristic pattern; each of us has an individual sense of humor and a style of approaching others. Various, quite common misunderstandings which often are so irritating, mostly result from such seemingly trifling details.

          The wider meaning of this aspect which reaches deeper into the domain of psychology, embraces the knowledge of individual features of a partner including his temperament and personality.

          Gender differences are also significant. Musical partnership with a man or a woman often felt differently for me. It may be considered insignificant from the purely professional viewpoint, but at the same time, it is one of the nuances which may affect the comfort of being together.

The fourth value: Openness to dialogue

          I quite enjoy the adage that two monologues do not make up a dialogue. True enough, when each of the partners is focused only on his part without any contact with the utterances of the other partner, the dialogue simply is not there. This may concern equally the musical dialogue and dialogue of everyday co-existence with another person.

The fifth value: Readiness to understand the otherness of the partner.

          Although it is generally known that every person is unique and one of a kind, this fact is surprisingly often forgotten in everyday relations. This is particularly true for a long-lasting arrangement with one or more partners. The understandable differences may turn often into a problem when initial attraction gives way to almost unavoidable irritation.

          Also, it is not so easy to accept the fact that the readiness to understand the otherness of the partner should be reciprocal; the partner should be equally willing to understand our idiosyncrasies identically as we understand and accept his.

          The awareness of this phenomenon is invaluable as it greatly facilitates any ventures into this delicate and extremely sensitive territory.

The sixth value: Internal space

          I mean primarily the space for thoughts which allows for relatively conflict-free existence and collaboration with a partner, free from doctrines, narrowed aesthetic preferences, world-outlook bias, moral and even historic encumbrances, not to mention traces of racial connotations.

          Such space provides a considerable luxury and easiness of working and being together with a partner and almost fully guarantees the freedom of artistic expression.

The seventh value: Ability to hear the partner and oneself at the same time

          This ability constitutes one of the fundamental differences between solo and ensemble performance. The fact that the soloist hears only himself is by no means a discovery. In turn, an ensemble performer must – really must – hear himself perfectly and at the same time hear and understand the part played by his partner. I am sure that it is not only an ability but also a skill which can be taught.

          Actually, there is no particular reason for which one should reiterate how important and valuable such hearing is for one’s fascination in creating performative art and also everyday life. Clearly enough, this the obligation of hearing and understanding oneself and the partner should actually refer both to playing together and to ordinary, every day being together with another person, shouldn't it?

The eighth value: Good manners in togetherness

          It might be worthwhile to remind those good manners are obligatory for being together with another person in any circumstances, both professional and in private life.  Any joint or shared activity creates demand for good-mannered behavior and reciprocal communication, particularly in the atmosphere of tension and involvement in the work.

The ninth value: Tactful reduction of tension

          It seems obvious to me that certain tensions are unavoidable in any partnership, even the most comprehensive and perfect. It would be naïve to think that partnership is just cakes and ale forever.

            The tensions may stem from the richness of human nature, but they may also result from seemingly trifling situations that sometimes carry a hidden potential for a more serious conflict.     

It seems also that an instinct to fight is inherent in humanity.  Therefore it seems paramount that the vectors of forces in such a fight should be directed towards the common good and not against one another. 

          When such tensions do emerge, the ability to solve them tactfully is simply priceless. Perhaps it is worth remembering that certain discomfort experienced in the proximity of another person can be mutual, and the partner may also feel uncomfortable with me. Ah, the expectation for reciprocity in partnership never ends!

 

          The tenth value: The ability to accept compromise.

          It seems obvious enough in the fine domain of different aesthetic preferences. I find it highly comfortable to acknowledge that the interpretation of a musical phrase does not necessarily have to be identical for all the performers in the ensemble; all of them are professionals and, evidently, none will propose any musical nonsense. Certain divergences and interpretation nuances that stem from understandable individual differences can even make the performance more attractive and colorful. 

          Any attempts at uniformity usually end up in a failure. The compromise seems an obvious approach to the sensitive issue of approving of one's differences and freedom of expression.  

          The eleventh value: Respect and confidence in the partner

          In addition to the obvious respect for the  professional skill, this refers also to purely humanistic values, to the approach to life, interactions with others as well as the ability to cope with challenges and various co-existential problems – in brief, to all the facets which combine into a full personality.

The twelfth value: Understanding the imperfections of my partner... and my own

          The English adage Nobody is perfect immediately springs to mind here and it is not just a handy phrase. The understanding and acknowledgment of this obvious, albeit inconspicuous truth, protects against harmful irritation allows keeping the distance from one’s  own imperfections and possibly prevents any destructive frustration and excessive quandary.

                    Well, Errare humanum est. It is a human thing to err.   Errors are included in the costs of progress and development, and the fear of committing errors may be worse and more destructive than the errors themselves.  It is one’s own decision either to notice a positive, creative side of this uncomfortable phenomenon or to consider only its destructive and negative effect.   

          As it has already been said, my commentary on the encyclopedic definition is personal or even authorial. The dimension of the concept of partnership and partnership in music, in particular, is huge and it seems necessary to arrange its various elements in some order. The ones which have been presented here hopefully provide a compact and quite precise image of this absolutely fascinating relationship, both in professional and private life.

I am aware of the fact that my thoughts on Partnership in Music may be considered idealistic and they do not necessarily find their reflection in reality. However,  I  console myself with the thought that even the Decalogue with its “Thou shalt not kill”, “Thou shalt not commit adultery” and “Thou shalt not steal” quite often fails to reflect the actual relations between people. Following my private Decalogue, I have been calling “Thou shalt be a partner!” for more than half of a century now, and yet when I listen around I can still hear  “Thou shalt be an accompanist”!

Here ends the quotation from the Essay. Let me summarise my speech with a  brief fragment of my presentation at the last Congress of Culture (2016):

„It would be highly desirable if this wonderful, fascinating concept finally  attracted the professional attention of some philosopher, a Socrates,  or perhaps a poet, or a Shakespeare or someone like our Kotarbiński.” 

The Partnership Promotion Centre is making its first step today in Bydgoszcz, an incredible, extraordinary town that resolutely creates reality, ignoring fads and prestige. I am convinced that the next steps will follow, leading it all the way up to the  Parnassus.

I consider it particularly important and positive that the Centre is anchored at the non-university level of education.  Let me recall one of my favorite adages:  As the twig is bent, the tree's inclined. A young person who absorbs a twisted attitude towards ensemble performance at a very early stage, almost at the beginning of his encounter with music,  with the soloist-accompanist relation unwisely encoded in his mind instead of the partnership,  may get stuck from his childhood on in the impasse of a solo performance being the only option for success. Consequently, instead of being delighted with the beauty of music and the joy of creating art in a team, he may be destined for the fifty shades of frustration along his way through life. I confess that throughout the half-century of my work with young people I did my best to prepare all of them to cope with such frustrations.  In my view, this is the ultimate goal of this Centre. 

 

 

Bydgoszcz, November 3rd, 2016

 

 (jmarchwinski@gmail.com)