niedziela, 27 maja 2018

Recenzja związana z otrzymaniem tytułu Doktora Honoris Causa Uniwersytetu Fryderyka Chopina w Warszawie, 24 maja 2018



Profesor Konstanty Andrzej KULKA

Recenzja związana z otrzymaniem tytułu Doktora Honoris Causa
Uniwersytetu Fryderyka Chopina w Warszawie


       Pisząc tę recenzję, a właściwie, swobodny zbiór refleksji, korzystam z przywileju, że przez 15 lat byłem profesjonalnym partnerem tego niezwykłego Artysty. Graliśmy razem niemal od czasu zdobycia przez Konstantego niebywale prestiżowej Pierwszej Nagrody na Konkursie ADR w Monachium w 1966, do czasu, kiedy los podstępnie zaczął degradować sprawność mojej prawej ręki.

       Lata te należą do najbardziej atrakcyjnych i najciekawszych  w całej mojej artystycznej aktywności. Nie skrywam też, że przez cały okres naszego wspólnego grania, nie opuszczała mnie fascynacja talentem Andrzeja. Fascynacja ta była rezultatem oszołomienia mistrzostwem skrzypcowym i naturalnością muzycznej narracji, jeszcze wtedy młodziutkiego, osiemnastoletniego chłopca kiedy go usłyszałem po raz pierwszy. Zaledwie rok później perfekcyjne, monachijskie, konkursowe wykonanie Koncertu Piotra Czajkowskiego, odbiło się donośnym echem w całym muzycznym świecie.  Pomnę tytuł recenzji z Süddeutsche Zeitung: Der neue Paganini ist geboren. (Narodził się nowy Paganini).

       Wykonanie tego Koncertu było, w moim odczuciu,  najpiękniejsze ze wszystkich przedtem kiedykolwiek słyszanych. Była w nim absolutna pewność instrumentalnego warsztatu, w połączeniu z niezwykle spontaniczną,  naturalną interpretacją, wolną od wszelkiej pozy i sztuczności, po prostu, piękną.

       Początek Jego artystycznej aktywności, nie był poprzedzony żadną peregrynacją w pogoni za mistrzami. Profesor Stefan Herman z gdańskiej Uczelni Muzycznej był de facto Jego jedynym profesorem, który skrzypcowe predyspozycje osadził w doskonałym warsztacie profesjonalnym. Można więc powiedzieć, ze Konstanty Kulka był wykształcony przez tylko jednego pedagoga. Polskiego pedagoga!

       Być może nieco niesłusznie  nie wymieniłem Ludwika Gbiorczyka, nauczyciela samych początków gry Andrzeja. Bowiem wbrew wszelkim  pozorom, również bardzo ważnego, ponieważ nauka stawiania pierwszych wykonawczych kroków na każdym instrumencie, może zostawić niekorzystny ślad, z którym dożywotnio muszą zmagać się niektórzy wykonawcy. Najwyraźniej, pierwsze skrzypcowe kroki Andrzeja były postawione w sposób najlepszy z możliwych.

     Miałem okazję spędzić atrakcyjny wieczór w towarzystwie Profesora Hermana, znanego ze swoich często bardzo oryginalnych idei dydaktycznych, który demonstrował rozmaite sekrety posługiwania się skrzypcami i smyczkiem. Nie będzie niespodzianką jeśli powiem, że niektóre z tych sekretów słyszałem w pełni realizowane w grze Konstantego.

       Nie potrafiłbym do końca odpowiedzieć, czy fakt wykształcenia przez jedynego pedagoga, właśnie w Polsce, nie stanowi ważnego elementu  unikatowości Andrzeja. Nie skrywam zresztą, że w uproszczeniu mówiąc, postrzegam niemal wszystkich współcześnie działających wybitnych skrzypków, jakby przynależących do jednego klanu, do jednego nurtu. Oczywiście, różnią się talentami i indywidualnościami, ale jednocześnie mają coś wspólnego. Wszyscy, z wyjątkiem Konstantego. On jest autentycznie unikatowy.

       W tym, co dotyczy tzw. interpretacji, Andrzej jest we władzy swego talentu, niezwykłego, którego ani nie próbuję zrozumieć ani określić. Ten talent, z naturalną – rzekłbym - siłą prowadzi go do rozwiązań prostych i naturalnych, do narracji zrozumiałej, bez śladu udziwnień i czegoś, czego nie waham się nazwać nadinterpretacją, w stylu Lang-Langów czy innych Vengerowów. Jego muzyka płynie bez żadnych zawirowań, z wyraźnie dostrzegalnym imperatywem perfekcji, oparta o niezawodną sprawność warsztatową. Całość wykonania daje słuchaczowi poczucie wielkiego komfortu, że nic niedobrego się nie wydarzy ani w zwyczajnym przebiegu utworu ani nie padnie propozycja jakiejś deformacji. Właściwie, wszystko jest proste i naturalne. Gdzieś, z dala, brzmi mi idea szlachetnej prostoty gry wielkiego Artura Rubinsteina.

       Moje wspólne granie z Andrzejem,  było pasmem spontanicznie realizowanego partnerstwa. Nigdy nie byłem akompaniatorem Andrzeja, i jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby „akompaniamentu” - w powszechnym rozumieniu - ode mnie oczekiwał. Ze zrozumiałych względów nie wiem, jaką jest jego współpraca z dyrygentami albo z innymi pianistami, z którymi grywa po moim zamilknięciu. W każdym razie, dla mnie - wydaje mi się , że mogę bez obawy powiedzieć „dla nas” - partnerstwo było czyś oczywistym, nigdy jakimś takim graniem równoległym, każdy dla siebie. Wszystko było rezultatem starań o jaknajlepsze, wspólne zrealizowanie oczekiwań partytury.

       Kiedy słuchałem występów Konstantego Andrzeja z orkiestrami, nieodmiennie miałem to samo wrażenie komfortu wynikającego z wolności i przestrzeni, opartego o poczucie bezpieczeństwa, że nic nie zakłóci absolutnie naturalnej narracji, wolnej od rozmaitego typu ekscesów emocjonalnych i estetycznych.
       Nie wiem, jakim pedagogiem jest Andrzej. Podejrzewam, że pełnym pasji i przestrzeni, wolnym  od doktryn i ciasnych estetycznych preferencji. Opinie tych Jego uczniów, którzy pojawiali się u mnie na akademickich wykładach muzycznego partnerstwa, pełne były niezafałszowanego zachwytu. Podejrzewam, że dla studentów Andrzeja aspekt psychologiczny bycia uczonym właśnie przez Konstantego Kulkę, może stanowić ważne, dodatkowe wyzwanie.

       Jest szczególną szansą, że związał swe losy pedagogiczne z Gdańską Akademią i z naszym Muzycznym Uniwersytetem, dwoma polskimi, wspaniałymi Uczelniami. Uważam, że obydwie Uczelnie pięknie doceniły wartość Profesora Konstantego Andrzeja Kulki, obdarzając go zaszczytnym tytułem Doktora Honoris Causa.

       Z ogromnym uznaniem spoglądam na krajową, całą artystyczną aktywność Andrzeja. Są to koncerty nie ograniczone wyłącznie do wielkich estrad filharmonicznych. Nierzadko można zobaczyć anons występu Konstantego Kulki również w niewielkich ośrodkach, dla słuchaczy, którzy wprawdzie nie będąc tzw. „profesjonalnymi melomanami pragną żywego kontaktu z Wielką Sztuką. Chwała Mu za to!

       Nieskrywany mój zachwyt budzi realizacja przez Andrzeja czegoś, co możnaby nazwać rodzajem nieco spóźnionej promocji twórczości Karola Lipińskiego, równego Paganiniemu, dziewiętnastowiecznego, polskiego giganta skrzypiec. Bezprecedensowe utrwalenie na płytach CD twórczości tego wielkiego artysty, jest w moim odczuciu nie tylko hołdem, ale wręcz dowodem głębokiego patriotyzmu.

       Zdaję sobie sprawę z tego, że moja tzw., „recenzja”, jest w rzeczywistości obiecanym na początku zbiorem osobistych refleksji. Figuruje pod nimi mój podpis i zapewniam, że niczego nie zmyśliłem, ani nie zdeformowałem.  Starałem się, na ile to w ogóle możliwe, podzielić się tym, co wiem o Andrzeju, o jego tajemnym talencie i niekłamanej, autentycznej wartości.

       Zamykam  więc moje pisanie również osobistą refleksją: Konstanty Andrzej Kulka jest skrzypkiem i artystą unikatowym, bez precedensu i następcy.



Barcelona, maj 2017



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz