środa, 17 lipca 2013

Spotkanie z Witoldem Lutosławskim w Bibliotece Polskiej w Paryżu, 4 marca 1993

Dnia 4 marca 1993 w Bibliotece Polskiej w Paryżu, odbyło się spotkanie z Witoldem Lutosławskim, z okazji jego osiemdziesiątych urodzin, organizowane przez Stowarzyszenie Polskich Artystów Muzyków we Francji, które powstało z mojej inicjatywy, i któremu wówczas przewodniczyłem.
Na otwarciu tego Spotkania wygłosiłem tekst, którego polskie tłumaczenie i francuski oryginał załączam.


Proszę Państwa.

            W imieniu Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków we Francji, witam Państwa serdecznie w salonach  Biblioteki Polskiej w Paryżu.

            Dzisiaj mamy honor gościć Pana Witolda Lutosławskiego, wybitnego polskiego kompozytora, jednego z największych twórców kultury światowej naszego wieku, który obchodzi w tym roku osiemdziesiątą rocznicę urodzin. Z tej okazji odbywa się wiele uroczystości w całym świecie. Organizując dzisiejszy wieczór muzyczny, pragniemy złożyć skromny hołd temu, który jest Honorowym Przewodniczącym naszego Stowarzyszenia.

            Pragnę wyrazić Panu Witoldowi Lutosławskiemu głęboką wdzięczność za to, że zgodził się poświęcić nam odrobinę swego jakże cennego czasu. 

            Muszę Państwu wyznać, że przygotowując te kilka słów mojego wystąpienia,  byłem nieco zakłopotany. Mogłem wszak pokusić się o naszkicowanie sylwetki Pana Witolda Lutosławskiego w sposób „teoretyczno-muzykologiczny”, albo przedstawić moją wizję osobistą, tak jak postrzegam go jako twórcę i człowieka.

            Proszę mi wybaczyć, że wybrałem drugą możliwość. Istnieje przecież wiele artykułów o kompozytorze we wszystkich encyklopediach, nie tylko muzycznych, a rozprawy teoretyczne chyba lepiej zostawić ekspertom.

            Proszę Państwa, podobnie jak siedem różnych kolorów tworzy jedno światło, obraz Witolda Lutosławskiego, który noszę w umyśle i w sercu,  jest organiczną jednością złożoną z licznych wartości. Postrzegam ich również siedem.

            Pierwszą z tych wartości jest wykształcenie. Zarówno pianistyczne jak i kompozytorskie, otrzymane w całości w Polsce. Stanowi to kolejny, cenny przykład, że podobnie jak Chopin, genialny uczeń nie ma żadnej potrzeby biegania po świecie w poszukiwaniu mistrza.

            Druga wartość, to język muzyczny – ciągle ewoluujący w połączeniu z indywidualnym rozwojem i poszerzającą się świadomością. Każdy etap tej ewolucji znaczony jest dziełami wartościowymi i pięknymi: Koncert na Orkiestrę, Muzyka Żałobna, Gry Weneckie, Paroles Tissées, a także Symfoniami, Kwartetem, Koncertem Wiolonczelowym i Koncertem Fortepianowym, Partitą, Łańcuchem I, II i III. Ujawnia się w nich twórca, który doskonale panuje nad treścią i formą oraz wszystkimi innymi problemami profesjonalnymi. Zawsze artysta panuje nad warsztatem; nigdy na odwrót.

            Trzecia wartość, to mądrość. Wprawdzie muzyka jest par excellence  asemantyczna, ale może mówić - unikając dosłowności ocen - wzniośle, mądrze, pięknie, lub na odwrót, pospolicie, banalnie, trywialnie. Z dwunastu dźwięków, zawsze tych samych, które my Europejczycy mamy do swej dyspozycji, jedni tworzą arcydzieła, inni produkują kicze.
            Pan Witold Lutosławski, dzięki swemu doskonałemu językowi muzycznemu, mówi nam swą prawdę o świecie i człowieku. Robi to w sposób myślący, głęboki, subtelny, przyjazny. Proszę spojrzeć na przykład Koncertu Wiolonczelowego. Jest to dialog muzyczny pomiędzy solistą i zespołem, który w mistrzowski sposób skierowuje nas na inny dialog, pomiędzy jednostką i zbiorowością. Od pierwszego usłyszenia tego dzieła byłem porażony siłą wyrazu ostatniego sola wiolonczeli, dramatycznym pytaniem o sens tego dialogu, o sens samego życia.

            Czwarta wartość, to charakter apolliński. Piękno klasyczne, niewypowiedziane. Los łaskawy obdarzył szczodrze współczesną Polskę, dając nam muzycznego Apolla i Dionizosa. Od Antyku, jakże absurdalne i daremne są dysputy wokół domniemanej wyższości jednego czy drugiego: przecież Apollo i Dionizos są obaj wielcy, są różni. Pan Witold Lutosławski jest Apollem polskiej muzyki.

            Wartość następna, to otwartość profesjonalna. Ten Twórca nigdy się nie zamykał w wieży z kości słoniowej swego studia, lecz brał czynny udział – jakże znaczący – w pracach rozmaitych organizacji światowych włączając w to ONZ, a na naszym szacownym Związku Kompozytorów Polskich poczynając.

            Szósta wartość jest związana z poprzednią: to patriotyzm. Nie krzykliwy, manifestowany, natarczywy, lecz prawdziwy, głęboki, poważny. Patriotyzm ten nakazywał mu bronić polskości podczas nocy nazistowskiej okupacji, chronić godność człowieka i tożsamość kulturalną narodu pod komunistycznym reżimem.

            Ostatnia wartość, i nie najmniejsza, to wspaniałomyślność. Pan Lutosławski potrafi niezwykle dyskretnie przyjść z pomocą tym, których choroba wymaga nadzwyczajnych wysiłków i kosztów, a także tym , których młodość i talent oczekują wsparcia dla pełnego rozwoju.

            Proszę państwa, tak właśnie postrzegam postać Pana Witolda Lutosławskiego. Jestem nieskończenie szczęśliwy, że mam honor osobiście życzyć tu obecnemu Mistrzowi, aby przez  wiele lat w dobrym zdrowiu i niewyczerpanej wenie twórczej obdarowywał nas bogactwem nowych dzieł, których oczekujemy wszyscy.

            A teraz, miejsce dla muzyki…muzyki Witolda Lutosławskiego


(Jerzy Marchwiński, 4 marzec 1993
Biblioteka Polska, Paryż)                




Mesdames et Messieurs,

            Au nom de l’Association des Artistes Musiciens Polonais en France, je vous souhaite à tous la  bienvenue dans ces salons de la Bibliothèque Polonaise.

            Aujourd’hui nous avons l’honneur d’accueillir Monsieur Witold Lutosławski, l’éminent compositeur polonais, un des plus grands créateurs de la culture mondiale de ce siècle. Il fête cette année son quatre-vingtième anniversaire, prétexte à de nombreuses manifestations à travers le monde. En organisant une soirée musicale, notre Association entend contribuer modestement aux hommages ainsi rendus à celui qui est son Président d’honneur.

            J’aimerais exprimer à Witold Lutosławski ma profonde gratitude pour avoir bien voulu accepter de nous consacrer un peu de son temps si précieux.

            Mesdames et Messieurs, je dois avouer que j’étais assez perplexe en préparant les quelques mots à prononcer ici. Je pouvais tenter soit d’esquisser une silhouette "théorico-musicologique" de Monsieur Witold Lutosławski, soit de vous communiquer la vision personnelle que j’ai de lui en tant que créateur et en tant qu’homme.

            Veuillez m’excuser d’avoir choisi la seconde solution. Il existe des articles sur le compositeur dans toutes les encylopédies (pas seulement musicales) ; quant aux discours théoriques, mieux vaut les laisser aux spécialistes.

            Mesdames et Messieurs, tout comme la lumière blanche est composée de sept couleurs différentes, de même l’image de Monsieur Witold Lutosławski que je porte dans mon coeur et dans mon esprit est une unité organique elle-même composée de plusieurs valeurs. J’en perçois précisément aussi sept.

            La première de ces valeurs, c’est l’éducation. Aussi  bien celle du pianiste que celle de compositeur, fondamentale et unique, elle s’est faite en Pologne pour sa quasi-totalité. Autre exemple, après Chopin, de ce qu’un élève génial n’a nul besoin de courir le monde à la recherche de ses maîtres.

            La deuxième valeur, c’est le langage – en permanente évolution à raison de l’épanouissement individuel et de l’élargissement de la connaissance. Chaque étape de cette évolution est marquée par des œuvres, précieuses et belles : Concerto pour orchestre, Musique funèbre, Jeux vénitiens, Paroles tissées, mais aussi les Symphonies, le Quatuor, les Concertos pour violoncelle et pour piano, Partita, Chaîne 1, 2 et 3. S’en dégage un créateur qui domine la matière autant que la forme, ainsi que les autres problèmes du métier. C’est toujours l’artiste qui maîtrise sa palette, et non pas le contraire.

            La troisième valeur est la sagesse. La musique, art "a-sémantique" par excellence, peut parler (à sa façon, qui pour l’essentiel échappe aux qualifications) de manière élevée, sage, belle, ou à l’inverse médiocre, banale, triviale. A partir des douze sons, toujours les mêmes, que nous autres Européens avons à notre disposition, certains créent des chefs d’œuvre, d’autres fabriquent du kitsch.
            Monsieur Witold Lutosławski, grâce à un langage musical parfait quant à la forme et au métier, nous expose sa vérité sur le monde et sur l’homme ; il nous parle pensif, profond, subtil, bienveillant. Prenons l’exemple de son Concerto pour violoncelle. C’est un dialogue musical entre soliste et ensemble, qui de façon magistrale nous fait prendre conscience d’un autre dialogue, celui-là entre individu et collectivité. Dès la première écoute de l’œuvre, j’ai été frappé par la force expressive du dernier solo du violoncelle, qui s’interroge sur la signification de ce dialogue et même sur le sens de la vie.

            La quatrième valeur, c’est le caractère apollinien. La beauté classique, ineffable. Le destin a bien voulu combler la Pologne contemporaine, nous donnant en musique et Apollon et Dionysos. Depuis l’Antiquité, absurdes et vaines ont été les disputes autour de la prétendue supériorité de l’un ou de l’autre : Apollon et Dionysos sont distincts. Monsieur Witold Lutosławski est l’Apollon de la musique polonaise.

            Valeur suivante : l’ouverture professionnelle. Cet homme a toujours déserté sans état d’âme la tour d’ivoire de son studio pour participer  - de façon ô combien significative – aux travaux des organisations mondiales, en commençant par notre respectable Union des Compositeurs Polonais.

            La sixième valeur est liée à la précédente : c’est le patriotisme. Non pas criard, affiché, importun, mais authentique, profond, sérieux. Ce patriotisme qui lui faisait défendre la polonité pendant la nuit de l’occupation nazie, et l’a aidé à préserver la dignité de l’homme et l’identité culturelle de la nation sous le régime communiste.

            Dernière valeur, et non la moindre, sa générosité. Il sait venir discrètement en aide à ceux dont la santé nécessite des soins constants, tout comme à ceux qui – jeunes et pleins de talent – méritent le soutien.

            Mesdames et Messieurs, c’est ainsi que je vois Monsieur Witold Lutosławski. Je suis infiniment heureux d’avoir l’honneur de souhaiter en personne, au Maître ici présent, de nombreuses années de bonne santé et de veine créative, riches d’œuvres nouvelles comme nous en attendons tous.

            Et maintenant place à la musique… la musique de Witold Lutosławski !


(Jerzy Marchwiński, 4 Mars 1993,
à la Bibliothèque Polonaise de Paris) 


(Nie skrywam, ze odczuwałem ogromną tremę przed odczytaniem mojego tekstu niemal dokładnie w twarz Witolda Lutosławskiego, który, jako gość honorowy i bohater Spotkania siedział w pierwszym rzędzie, zaledwie kilka metrów przede mną. Ale w istocie, to nie dystans był przyczyna mojej tremy. Była nią niepewność reakcji Mistrza na moją dość nietypową ideą postrzegania jego osobowości i twórczości, porównanie apollińsko-dionizyjskie w szczególności. Z ulgą obserwowałem kątem oka reakcję na twarzy Pana Witolda. Była to rekcja sympatii, rozumienia i jakby zachęty do kontynuowania. Słowa jego podzięki po zakończeniu wieczoru napełniły mnie szczerą radością. Musiał chyba być zadowolony, skoro niedługo potem zaprosił mnie do jury krajowego, młodzieżowego konkursu poświęconego jego twórczości.

Miałem przywilej uczestniczenia w kilku spotkaniach z Mistrzem, z których jedno zapadło mi w pamięci szczególnie głęboko. Zwróciłem się był do  niego z prośbą o krótkie spotkanie, podczas którego zamierzałem przedstawić mu wielką prośbę naszego Stowarzyszenia, o przyjęcie pozycji Honorowego Przewodniczącego Stowarzyszenia Polskich Artystów Mużyków we Francji. Pozytywna odpowiedź była natychmiastowa. Zapewnił mnie o swoim wzruszeniu i przywileju, upoważnił do ewentualnego wykorzystania jego nazwiska dla aktywności Stowarzyszenia i prosił jedynie, żeby go nie angażować czasowo, ponieważ ma go bardzo  niewiele.

Nasze spotkanie odbyło się w domu Państwa Lutosławskich o 16:00. Spodziewałem sie, ze potrwa kwadrans lub pół godziny. Jakaż była moja radość i zdumienie, kiedy Pan Witold zaczął ze mną rozmawiać o muzyce, pokazywać projekty swoich nowych utworów, kiedy sam zaczął je grać na fortepianie. Z oczywistych względów czułem się trochę jak szeregowiec, który uczestniczy w rozmowie z marszałkiem, ale on sam sprawiał wrażenie, że traktuje mnie niemal jak równego partnera, z uwagą słuchając moich osobistych refleksji. Jedyne, czego wtedy serdecznie żałowałem to fakt, że  nie miałem ze sobą jakiegoś urządzenia do nagrywanie tego niezapomnianego wydarzenia, jednego z najbardziej niezwykłych mojego życia.).




           


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz