Profesor Konstanty Andrzej KULKA
Recenzja związana z otrzymaniem tytułu Doktora Honoris
Causa
Uniwersytetu Fryderyka Chopina w Warszawie
Pisząc tę
recenzję, a właściwie, swobodny zbiór refleksji, korzystam z przywileju, że
przez 15 lat byłem profesjonalnym partnerem tego niezwykłego Artysty. Graliśmy
razem niemal od czasu zdobycia przez Konstantego niebywale prestiżowej Pierwszej
Nagrody na Konkursie ADR w Monachium w 1966, do czasu, kiedy los podstępnie zaczął
degradować sprawność mojej prawej ręki.
Lata te
należą do najbardziej atrakcyjnych i najciekawszych w całej mojej artystycznej aktywności. Nie
skrywam też, że przez cały okres naszego wspólnego grania, nie opuszczała mnie
fascynacja talentem Andrzeja. Fascynacja ta była rezultatem oszołomienia mistrzostwem
skrzypcowym i naturalnością muzycznej narracji, jeszcze wtedy młodziutkiego,
osiemnastoletniego chłopca kiedy go usłyszałem po raz pierwszy. Zaledwie rok
później perfekcyjne, monachijskie, konkursowe wykonanie Koncertu Piotra
Czajkowskiego, odbiło się donośnym echem w całym muzycznym świecie. Pomnę tytuł recenzji z
Süddeutsche Zeitung: Der neue Paganini
ist geboren. (Narodził
się nowy Paganini).
Wykonanie
tego Koncertu było, w moim odczuciu,
najpiękniejsze ze wszystkich przedtem kiedykolwiek słyszanych. Była w
nim absolutna pewność instrumentalnego warsztatu, w połączeniu z niezwykle
spontaniczną, naturalną interpretacją,
wolną od wszelkiej pozy i sztuczności, po prostu, piękną.
Początek Jego
artystycznej aktywności, nie był poprzedzony żadną peregrynacją w pogoni za
mistrzami. Profesor Stefan Herman z gdańskiej Uczelni Muzycznej był de facto Jego jedynym profesorem, który
skrzypcowe predyspozycje osadził w doskonałym warsztacie profesjonalnym. Można
więc powiedzieć, ze Konstanty Kulka był wykształcony przez tylko jednego
pedagoga. Polskiego pedagoga!
Być może
nieco niesłusznie nie wymieniłem Ludwika
Gbiorczyka, nauczyciela samych początków gry Andrzeja. Bowiem wbrew
wszelkim pozorom, również bardzo ważnego,
ponieważ nauka stawiania pierwszych wykonawczych kroków na każdym instrumencie,
może zostawić niekorzystny ślad, z którym dożywotnio muszą zmagać się niektórzy
wykonawcy. Najwyraźniej, pierwsze skrzypcowe kroki Andrzeja były postawione w
sposób najlepszy z możliwych.
Miałem okazję
spędzić atrakcyjny wieczór w towarzystwie Profesora Hermana, znanego ze swoich
często bardzo oryginalnych idei dydaktycznych, który demonstrował rozmaite
sekrety posługiwania się skrzypcami i smyczkiem. Nie będzie niespodzianką jeśli
powiem, że niektóre z tych sekretów słyszałem w pełni realizowane w grze
Konstantego.
Nie
potrafiłbym do końca odpowiedzieć, czy fakt wykształcenia przez jedynego
pedagoga, właśnie w Polsce, nie stanowi ważnego elementu unikatowości Andrzeja. Nie skrywam zresztą, że
w uproszczeniu mówiąc, postrzegam niemal wszystkich współcześnie działających
wybitnych skrzypków, jakby przynależących do jednego klanu, do jednego nurtu.
Oczywiście, różnią się talentami i indywidualnościami, ale jednocześnie mają
coś wspólnego. Wszyscy, z wyjątkiem Konstantego. On jest autentycznie
unikatowy.
W tym, co
dotyczy tzw. interpretacji, Andrzej jest we władzy swego talentu, niezwykłego,
którego ani nie próbuję zrozumieć ani określić. Ten talent, z naturalną – rzekłbym
- siłą prowadzi go do rozwiązań prostych i naturalnych, do narracji zrozumiałej,
bez śladu udziwnień i czegoś, czego nie waham się nazwać nadinterpretacją, w stylu
Lang-Langów czy innych Vengerowów. Jego muzyka płynie bez żadnych zawirowań, z
wyraźnie dostrzegalnym imperatywem perfekcji, oparta o niezawodną sprawność warsztatową.
Całość wykonania daje słuchaczowi poczucie wielkiego komfortu, że nic
niedobrego się nie wydarzy ani w zwyczajnym przebiegu utworu ani nie padnie
propozycja jakiejś deformacji. Właściwie, wszystko jest proste i naturalne. Gdzieś,
z dala, brzmi mi idea szlachetnej prostoty gry wielkiego Artura Rubinsteina.
Moje wspólne
granie z Andrzejem, było pasmem spontanicznie
realizowanego partnerstwa. Nigdy nie byłem akompaniatorem
Andrzeja, i jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby „akompaniamentu” - w
powszechnym rozumieniu - ode mnie oczekiwał. Ze zrozumiałych względów nie wiem,
jaką jest jego współpraca z dyrygentami albo z innymi pianistami, z którymi grywa
po moim zamilknięciu. W każdym razie, dla mnie - wydaje mi się , że mogę bez
obawy powiedzieć „dla nas” - partnerstwo było czyś oczywistym, nigdy jakimś
takim graniem równoległym, każdy dla siebie. Wszystko było rezultatem starań o
jaknajlepsze, wspólne zrealizowanie oczekiwań partytury.
Kiedy
słuchałem występów Konstantego Andrzeja z orkiestrami, nieodmiennie miałem to
samo wrażenie komfortu wynikającego z wolności i przestrzeni, opartego o
poczucie bezpieczeństwa, że nic nie zakłóci absolutnie naturalnej narracji,
wolnej od rozmaitego typu ekscesów emocjonalnych i estetycznych.
Nie wiem,
jakim pedagogiem jest Andrzej. Podejrzewam, że pełnym pasji i przestrzeni, wolnym od doktryn i ciasnych estetycznych
preferencji. Opinie tych Jego uczniów, którzy pojawiali się u mnie na
akademickich wykładach muzycznego partnerstwa, pełne były niezafałszowanego
zachwytu. Podejrzewam, że dla studentów Andrzeja aspekt psychologiczny bycia
uczonym właśnie przez Konstantego Kulkę, może stanowić ważne, dodatkowe
wyzwanie.
Jest
szczególną szansą, że związał swe losy pedagogiczne z Gdańską Akademią i z
naszym Muzycznym Uniwersytetem, dwoma polskimi, wspaniałymi Uczelniami. Uważam,
że obydwie Uczelnie pięknie doceniły wartość Profesora Konstantego Andrzeja
Kulki, obdarzając go zaszczytnym tytułem Doktora Honoris Causa.
Z ogromnym
uznaniem spoglądam na krajową, całą artystyczną aktywność Andrzeja. Są to
koncerty nie ograniczone wyłącznie do wielkich estrad filharmonicznych. Nierzadko
można zobaczyć anons występu Konstantego Kulki również w niewielkich ośrodkach,
dla słuchaczy, którzy wprawdzie nie będąc tzw. „profesjonalnymi melomanami” pragną żywego kontaktu z Wielką Sztuką. Chwała
Mu za to!
Nieskrywany
mój zachwyt budzi realizacja przez Andrzeja czegoś, co możnaby nazwać rodzajem
nieco spóźnionej promocji twórczości Karola Lipińskiego, równego Paganiniemu, dziewiętnastowiecznego,
polskiego giganta skrzypiec. Bezprecedensowe utrwalenie na płytach CD
twórczości tego wielkiego artysty, jest w moim odczuciu nie tylko hołdem, ale
wręcz dowodem głębokiego patriotyzmu.
Zdaję sobie
sprawę z tego, że moja tzw., „recenzja”, jest w rzeczywistości obiecanym na
początku zbiorem osobistych refleksji. Figuruje pod nimi mój podpis i
zapewniam, że niczego nie zmyśliłem, ani nie zdeformowałem. Starałem się, na ile to w ogóle możliwe, podzielić
się tym, co wiem o Andrzeju, o jego tajemnym talencie i niekłamanej, autentycznej
wartości.
Zamykam więc moje pisanie również osobistą refleksją: Konstanty
Andrzej Kulka jest skrzypkiem i artystą unikatowym, bez precedensu i następcy.
Barcelona, maj 2017