sobota, 29 października 2016

REFLEKSJE O PARTNERSTWIE. Wystąpienie na Kongresie Kultury, Warszawa, 7 października 2016




O Partnerstwie.

Proszę Państwa.

          Kanwą kilku refleksji o partnerstwie, które zamierzam Państwu przedstawić, jest muzyczne partnerstwo. Spośród wielu wspólnych działań, w wykonywaniu muzyki, partnerstwo jest – być może - najbardziej klarownym i istotnym elementem warunkującym podstawę sukcesu. Refleksje o partnerstwie muzyków wydają się być doskonałym obrazem partnerstwa w zwyczajnym życiu. Postrzegam to zresztą jako jeden z dowodów na to, że sztuka nie jest ornamentem na życiu, lecz życiem samym.

Dla prezentacji mojego pojmowania partnerstwa wybrałem właśnie partnerstwo muzyczne, nie dlatego, że sam jestem muzykiem, ale ponieważ w nim, spośród mnogości ludzkich działań, jak w soczewce skupiają się wiodące cechy tej fascynującej idei, Jest to więc jedynie pretekst do pokazania, czym właściwie partnerstwo jest lub raczej, być powinno.

Ze względów zrozumiałych nie będę używać dosłownych, muzycznych określeń. Ograniczę się do sugestii, analogii i aluzji. 

Postrzegam ideę partnerstwa, po macoszemu traktowaną przez filozofów, pisarzy, poetów i pedagogów, jako jedną z trzech kreatywnych, fundamentalnych więzi łączących człowieka z człowiekiem. Te więzi to: miłość, przyjaźń i właśnie, partnerstwo.

O miłości wylano hektolitry atramentu, o przyjaźni wydatnie mniej, a na wszystko, co dotychczas się pojawiło o partnerstwie, wystarczyłby zaledwie atrament z niewielkiego kałamarza.

Nie znalazłem żadnej, znaczącej refleksji o partnerstwie ani w bibliotekach ani w Internecie. A właściwie, wszystko na co trafiłem, to wyłącznie skrócone informacje o partnerstwie w kontekście businessu. O zwyczajnym partnerstwie człowieka z człowiekiem, które przecież stanowi skuteczny gwarant sukcesu współżycia i współdziałania, ani słowa.
         
        Mój prywatny katalog jest listą podstawowych refleksji i wartości, które mogą dopomóc w zaistnieniu udanego partnerstwa. Jakkolwiek refleksje mają charakter osobisty, ich treść wydaje się być uniwersalna.
       
        W The Encyclopedia Britannica, hasło Partnership (Partnerstwo), brzmi następująco: “Partnership, voluntary association of two or more persons for the purpose of managing a business enterprise and sharing its profits or losses”, czyli: “Partnerstwo, dobrowolny związek dwu lub więcej osób, którego celem jest prowadzenie przedsięwzięcia oraz dzielenie jego zysków lub strat”.
         
Tak brzmi definicja partnerstwa w tej, być może, najznakomitszej encyklopedii, jaka istnieje na świecie. Właściwie, nic dodać, nic ująć. Wszystko jest powiedziane, zwięźle i zrozumiale.

Ale niemal natychmiast po jej lekturze wspomniała mi się wyborna, wyczytana u Abby Ebana niezwykle mądra i ważna anegdota o dociekliwym uczniu, który zapytał rabina, czy można w jednym zdaniu streścić całą Torę.  Oto odpowiedź, którą usłyszał z ust mistrza (podejrzewam, że okraszoną nieco filozoficznym uśmiechem): „Of course, yes. What is hateful to you, do not do to your neighbor. This is the whole Torah. The rest is commentary”, co w dowolnym tłumaczeniu brzmi: ”Oczywiście, tak. Nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe. To jest cała Tora. Reszta, to komentarz”.
         
Odrobinę podobnie z partnerstwem. Istota encyklopedycznej definicji ma wymiar jednego, krótkiego zdania. Teraz miejsce na komentarz. Oczywiście, będzie to komentarz osobisty. Nigdy nie ośmieliłbym się nawet na chwilę pomyśleć o jakimś komentarzu uniwersalnym!
         
Zacznę od refleksji, że partnerstwo, podobnie jak kultura i wszelkie kreatywne relacje pomiędzy ludźmi, nie dzieje się samo. Wszystkie wymagają wysiłku, zaangażowania, mądrości, wytrwałości, może też w pewnym sensie poświęcenia i innych, im podobnych, pokrewnych wartości.
         
Spośród wielu ważnych wartości, zdecydowałem się do mojego osobistego komentarza wybrać 12, bez jakiejś hierarchicznej kolejności. Mogą one stanowić zbiór potrzebnych elementów, dla w miarę kompletnego obrazu całości. Taki rodzaj „Dodekalogu muzycznego partnerstwa”.


          Są to:

Wartość pierwsza: Wspólna, wzajemna odpowiedzialność za całość przedsięwzięcia.

          Solista działa sam jeden, indywidualnie, na swoją wyłączną odpowiedzialność. Jego jest sukces i jego jest niepowodzenie. Nie musi z nikim i z niczym się liczyć.
         
W partnerskim działaniu zespołowym, odpowiedzialność ma podwójny charakter: za element, lub może elementy działania realizowane przez siebie oraz za walor całości. Wykonawca działający w zespole, winien więc być w pełni świadom, że marnie realizowane przez niego powinności , degradują rezultat finalny.

Wartość druga: Wzajemność
         
          Niepodobieństwem jest wyobrazić sobie partnerstwo w jedną stronę, podobnie jak przyjaźń w jedną stronę. Te dwie, być może najpiękniejsze relacje pomiędzy ludźmi, bez wzajemności, po prostu nie istnieją.

Jedynie, w pewny sensie, można sobie wyobrazić miłość w jedną stronę, miłość nieodwzajemnioną. Oczekiwanie szczęścia i sukcesu w takim układzie jest osobistą sprawą zakochanego, na jego wyłączną odpowiedzialność.

Od zawsze uważałem - proszę wybaczyć cytowanie samego siebie – „To, że ja panią, kocham, pani do niczego nie zobowiązuje, a mnie, do niczego nie upoważnia”.

Wartość trzecia: Rozumienie partnera

Rozumienie partnera pojmuję zarówno w sensie dosłownym, jak i w sensie szerokim.

Rozumienie w sensie dosłownym, prostym, wbrew wszelkim pozorom, wydaje się być niepozbawione znaczenia, bardziej niż się to powszechnie sądzi. Każdy człowiek przecież, nawet we wspólnym, rodzimym języku, ma specyficzny sposób wysławiania się i wypowiadania swych myśli, indywidualne poczucie humoru, intonację i styl zwracania się do bliźnich. Jakże często zdarzają się nieporozumienia, nawet irytujące, będące wynikiem właśnie tych pozornie błahych drobiazgów!
         
Rozumienie szersze, głębiej dotykające całej sfery psychologicznej, to znajomość indywidualnych cech partnera, jego temperamentu i osobowości.

Wartość czwarta: Otwarcie na dialog.
         
Lubię takie oczywiste stwierdzenie, ze dwa monologi nie tworzą dialogu. Kiedy każdy z partnerów zajmuje się wyłącznie swoją kwestią, bez żadnego związku z kwestią partnera, dialog po prostu nie istnieje.

Wartość piąta: Gotowość rozumienia odmienności partnera

          Wprawdzie powszechnie wiadomo, że każdy człowiek jest jednostką unikatową i niepowtarzalną, ale w zwyczajnych relacjach nader często zapomina się o tym. Dotyczy to szczególnie dłużej trwającego układu z partnerem. Te zrozumiałe odmienności mogą stać się problemem, kiedy w miejsce atrakcji zaczyna pojawiać się trudna do uniknięcia irytacja.

          Nie należy też do najłatwiejszych zaakceptowane faktu, że w równym stopniu gotowość rozumienia odmienności partnera dotyczy a rebours nas samych, tzn., że partner winien wzajemnie rozumieć nasze odmienności, podobnie jak my jego.

          Nieoceniona jest świadomość tego zjawiska, która ułatwia poruszanie się po tym delikatnym i nader drażliwym terenie.

Wartość szósta: Wewnętrzna przestrzeń

          Chodzi mi o przestrzeń myślenia, która zapewnia bezkonfliktowe przebywanie i współpracę z partnerem, wolne od doktryn, zawężonych preferencji estetycznych, obciążeń światopoglądowych, moralnych i historycznych, czy nawet śladowych kojarzeń rasowych.

          Taka przestrzeń, jak wolność, w ogromnej mierze zapewnia luksus i komfort bycia razem oraz współpracę z partnerem.

Wartość siódma: Zdolność równoczesnego słyszenia siebie i partnera

          Jest to jedna z podstawowych odmienności pomiędzy działaniem solowym (indywidualnym) i zespołowym. Nie jest z pewnością odkrywcze, jeśli wspomnę, że solista słyszy wyłącznie sam siebie. Z kolei, działający w zespole, musi, po prostu musi doskonale rozumieć sam siebie i równocześnie, słuchać i rozumieć partnera.

          Jestem przekonany, że jest to nie tylko zdolność, ale również umiejętność, której można nauczyć.

Wartość ósma: Kultura bycia z drugim człowiekiem.

          Chciałoby się powiedzieć, że wymagania kultury są powinnością bycia z drugim człowiekiem w każdej sytuacji, w równej mierze profesjonalnej jak i tej, zwyczajnej, codziennej. W moim odczuciu, powszechne realizowanie oczekiwań kultury w relacjach międzyludzkich, pod znakiem zapytania stawiałoby konieczność istnienia wszelkich kodeksów i dekalogów. 

W sytuacji wspólnego działania, kultura zachowania się, wzajemnego zwracania się do siebie w klimacie kreatywnego napięcia i zaangażowania w pracę, wydaje się być czymś szczególnie oczekiwanym.

Wobec pojawiających się napięć, wspomniana przed chwilą kultura, takt i dobra wola, oraz ludzka życzliwość w ich rozwiązywaniu, są po prostu nieocenione.

Wartość dziewiąta: Takt w rozwiązywaniu napięć

          Jestem przekonany, że w partnerstwie, nawet najpełniejszym i najdoskonalszym, pewne napięcia są nieuniknione. Przecież naiwnością byłby oczekiwanie, że partnerstwo jest jakąś permanentną sielanką.

          Napięcia w partnerstwie są być może wynikiem złożoności ludzkiej natury, ale również pozornie drobnych sytuacji, które mogą nieść w sobie ukrytą groźbę poważniejszego konfliktu.   

          Wydaje się również, że walka przynależy istocie człowieczeństwa. Ważne, żeby w walce wektory sił były skierowane ku wspólnemu dobru, a nie przeciwko sobie.

Warto może też uświadomić sobie, że pewne niewygody, które odczuwam podczas bycia z drugim człowiekiem, są w jakimś sensie wzajemne, tzn., że partner może również odczuwać niewygody bycia ze mną. (Wciąż to partnerskie oczekiwanie wzajemności!)

Wartość dziesiąta: Zdolność akceptowania kompromisu

          Próby uniformizacji na ogół kończą się niepowodzeniem. Tu właśnie jest miejsce na kompromis, umożliwiający swobodę wypowiedzi. W delikatnej materii pewnych preferencji, jest to chyba czymś oczywistym. A pewne odmienności i niuanse poglądów, które wynikają ze zrozumiałych różnic indywidualnych, mogą działanie wręcz uatrakcyjnić i ubarwić.

Wartość jedenasta: Zaufanie i szacunek do partnera

          Zaufanie i szacunek do wartości partnera są czyś ewidentnym.  Oczywiście, zaufanie i szacunek nie tylko do umiejętności ogólnych, profesjonalnych, ale również do wartości czysto ludzkich, postawy życiowej, sposobu postępowania z drugim człowiekiem, radzenia sobie z trudnościami i rozlicznymi problemami współżycia. Jednym słowem, do wszystkiego, co składa się na pełny obraz osobowości.

Wartość dwunasta: Rozumienie niedoskonałości partnera i… swoich własnych

          Od razu chciałoby się zacytować angielskie: ”Nobody is perfect”, ”Nikt nie jest doskonały”. I nie jest to zwyczajne porzekadło. Rozumienie i aprobata tego pozornego drobiazgu, chroni przed szkodliwą, niekiedy ekscesywną irytacją, a w stosunku do siebie samego, pozwala zachować dystans wobec własnych niedoskonałości.  Być może nawet zapobiega destruktywnej frustracji i ekscesywnej rozterce.

          Wszak, Errare humanum est. Błądzenie jest rzeczą ludzką. Błąd jest wliczony w koszt postępu i rozwoju. A lęk przed błędem może być gorszy i bardziej szkodliwy niż sam błąd.  Ode mnie zależy, czy w tym, w gruncie rzeczy niemiłym zjawisku potrafię dostrzec element pozytywny, kreatywny, czy jedynie destruktywny i negatywny.
     
          Jak wspomniałem, mój komentarz do encyklopedycznej definicji partnerstwa jest osobisty, nazwałbym go nawet, autorski. Wymiar pojęcia partnerstwa, wydaje się być bardzo rozległy i jakieś omówienie go na miarę kompletnego, z trudem zmieściłoby się w pokaźnej trylogii. Dlatego też, selekcja jest nieunikniona. Mam nadzieję, że elementy, które przedstawiłem, maja szansę dać w miarę zwięzły i konkretny obraz tej absolutnie fascynującej relacji profesjonalnej i międzyludzkiej.

Zdaję sobie również sprawę z tego, iż moje refleksje o partnerstwie mają charakter idei, która niekoniecznie znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Ale pocieszam się, że nawet Dekalog, ze swoim „Nie zabijaj”, „Nie cudzołóż”, „Nie kradnij”, jakże często nijak się ma do tego, co dzieje się pomiędzy ludźmi.

Nie skrywam też, że marzy mi się, aby partnerstwem, tym cudownym, fascynującym pojęciem zajął się na serio jakiś profesjonalny filozof, jakiś Sokrates, może jakiś poeta, jakiś Szekspir albo ktoś, jak nasz Kotarbiński.


KONGRES KULTURY 2016
Warszawa, 7 października 2016













REFLECTIONS ON PARTNERSHIP. A presentation given at the Congress of Culture. Warsaw, October 7th, 2016




 On Partnership



Ladies and Gentlemen,

          The essence of the reflections on partnership which I would like to present here is  best expressed by partnership in music.  Among the variety of team activities, the partnership in performing music seems to be the clearest and most significant   guarantee of  success in the basic sense.  Therefore,  this type of partnership seems to be a perfect illustration of partnership in everyday life. In my view, this phenomenon is just another proof  confirming  that  art is not just an ornament of life but the very life itself.  

I chose partnership in music to illustrate my understanding of partnership not because I am a musician, but because it is a perfect focal point for the main characteristics of this fascinating phenomenon.  Therefore music, among the whole diversity of human activities, serves just as a pretext to explain what partnership is, or  actually  what it should be. 

For reasons which are easy enough to understand, I will refrain from using purely musical definitions in favour of suggestions, analogies and allusions. 

The concept of partnership has been brushed off by philosophers, writers, poets and pedagogues; I perceive it as one of the three creative, fundamental links which  interconnect human beings.  These links are love, friendship and partnership.

Hectolitres of ink have been used to write about love; friendship received noticeably reduced attention. Regrettably, only a small inkwell would suffice for all the texts on partnership.

I was unable to find any significant reflection on partnership in  libraries or on the Internet.  The only information available  was  brief  definitions of partnership in the context of business.  No mention whatsoever of the ever-present partnership of people which is an effective guarantee of a success in living and working together.
         
        My personal catalogue is a list of fundamental reflections and values which may help in developing successful partnership.  Although they are purely personal, their message seems to be quite universal. 
       
         The Encyclopaedia Britannica defines partnership in the following way: “Partnership, voluntary association of two or more persons for the purpose of managing a business enterprise and sharing its profits or losses”.
         
Britannica, possibly the best encyclopaedia worldwide, has provided a definition which seems perfect. Nothing more, nothing less. It encompasses everything, clearly and concisely.

However, just after having read it I  recalled an excellent, wise and significant story told by Abba Eban about an inquisitive student who asked his Rabbi if the whole Torah could be reduced to just one sentence. The master replied : „Of course, yes. Do not do unto others what you would not want done to you. This is the whole Torah. The rest is commentary”. I suspect that this reply was spiced with a philosophical smile.
         
Partnership seems to constitute a similar case. The essence of the encyclopaedic definition is reduced to a single, brief sentence. And herewith comes a commentary.  Naturally, a personal one as I would never venture to think even for a moment about providing a universal one. 
         
Let me begin from a reflection that partnership, similarly to culture and all creative human relations, does not happen by itself.  All these phenomena require effort, involvement, wisdom, persistence, and even devotion, as well as other similar, related values. 
         
I decided to choose twelve of them for this personal commentary, without arranging them in any order of importance.  Let them serve as a set of elements necessary to create a reasonably coherent whole.  Let me therefore present The Dodecalogue of  Partnership in Music.


          Here they are:

The first value: Shared responsibility for the whole project.

          The soloist acts on his own, individually, at his sole responsibility.  His is the success and his is the failure. He does not have to reckon with anybody or anything.
         
The responsibility for a partner-like activities is of dual character; for an element or elements of the work performed by an individual and for the value of the whole work. A team performer should be fully aware that his contribution, if meagre, will degrade the final result.

The second value: Reciprocity
         
          It is impossible to imagine a one-sided partnership, or similarly, a one-sided friendship. These two relations, perhaps the most beautiful ones which may link people, just cannot exist without reciprocity.   

One-sided,  unrequited love is imaginable to a certain extent.  But any expectations of happiness and success on the part of an infatuated person are his or her personal problem, and the responsibility is also his or her.

Apologies for quoting myself, but I have always thought that “the fact that I love you neither obliges you in any manner, nor entitles me to anything. “

The third value: Understanding the partner ​

I perceive such understanding both in the literal and wider sense. 
To understand somebody, simply and literally, is an important thing – more important than we think.  Every person, even if he or she speaks the same native language, expresses his thoughts and chooses his vocabulary following a characteristic pattern; each of us has an individual sense of humour, intonation  and a style of approaching others.   Such  seemingly trifling details can be a source of common misunderstandings which are sometimes so irritating!
         
The wider meaning of this aspect which reaches deeper into the domain of psychology, embraces the knowledge of individual features of a partner including his temperament and personality.  

The fourth value: Openness to dialogue
         
I quite enjoy the  adage that two monologues do not make up a dialogue. When each of the partners is focused only on his part, without any connection with the utterances of the other partner, the dialogue is simply not there.  

The fifth value: Readiness to understand the otherness of the partner

          Although it is generally known that every man is unique and one of a kind, this fact is surprisingly often forgotten in everyday relations. This is particularly true for a long-lasting arrangement with a partner.  These understandable differences often turn into a problem when  the initial attraction gives way to almost unavoidable irritation.

          Also, it is not so easy to accept the fact that the readiness to understand the otherness of the partner should be reciprocal; our partner should be equally willing to understand our idiosyncrasies identically as we understand and accept his.

          The awareness of this phenomenon is invaluable as it greatly facilitates all and any ventures into this delicate and extremely sensitive territory.

The sixth value: Internal space

          I mean primarily the space for thoughts which allows for relatively conflict-free existence and collaboration with a partner, free from doctrines, narrowed aesthetic preferences, world-outlook, moral and historic bias, not to mention any traces of racial connotations.  

          Such space and such freedom provides the luxury and comfort of being and working together with a partner. 

The seventh value: The ability to hear  the partner and oneself at the same time

          This ability is one of the fundamental differences between solo  (individual) and team performance. The fact that the soloist hears only himself is by no means a discovery. In turn, a team worker is obliged – really obliged – to understand himself perfectly and at the same time hear and understand the partner.  

           I am sure that it is not only an ability but also a skill which can be taught.

The eighth value: Good manners in togetherness

          It might be worthwhile to remind that good manners are obligatory for being together with another person in any circumstances, both professional and in private life. I feel that  if good manners became a common practice in human relations, all codes and decalogues might become redundant.

The good mannered behaviour and approach to others seems to be in particular demand for any team activities, especially in the atmosphere of creative tension and involvement in the work.

Such good manners, tactful behaviour, good will  and simple kindness are  invaluable tools for dealing with such tensions.

The ninth value:  Tactful reduction of tension

          It seems obvious to me that certain tensions are unavoidable in any partnership, even the most comprehensive and perfect. It would be naïve to think that partnership is just cakes and ale forever.

          Tensions in partnership may stem from the richness of human nature, but they may also result from seemingly trifling situations which sometimes carry a hidden potential for a more serious conflict.      

          It seems also that an instinct to fight is inherent in humanity.  Therefore it seems paramount that the vectors of forces in such fight should be directed towards the common good and not against one another. 

It might be also worthwhile to realize that certain discomforts felt while being together with another person are to a certain extent mutual and the partner may also feel uncomfortable with me. Ah, the reciprocity requirement in partnership never ends!

The tenth value: The ability to accept compromise

          Any attempts at uniformity usually end up  a failure. However, the compromise allows the freedom of speech.  It seems an obvious approach to the sensitive issue of individual preferences.  Certain divergences and nuances of opinions which result from understandable individual differences may make the joint action more attractive and colourful.  

The eleventh value: Respect and confidence in the partner

          The confidence and respect for the values cherished by the partner are an obvious thing.  Naturally, this does not concern only the general, professional skills, but also the purely humanistic values, the approach to life, interactions with other, the ability to cope with challenges and various co-existential problems – in brief, to all the facets which combine into a full personality.

The twelfth value: Understanding for the imperfections of my partner... and my own

          The English adage Nobody is perfect immediately springs to mind here, but is not just a handy phrase.  The understanding and acknowledgement of this obvious, albeit inconspicuous truth protects against harmful, even excessive irritation and allows us to keep the distance from our own imperfections.  It may even prevent destructive frustrations and exaggerated dilemmas.  

          Well, Errare humanum est. It is a human thing to err.   Errors are included in the costs of progress and development, and the fear of making errors may be worse and more destructive than the errors themselves.  It is one’s own  decision either to notice a positive, creative side of this uncomfortable phenomenon, or to consider only its  destructive and negative, burdening effect. 
     
          As it has already been said, my commentary to the encyclopaedic definition is personal or even authorial. The   concept of partnership is so vast that one should write a sizeable trilogy to give it a reasonably competent treatment.   Therefore, it was necessary to present its selected aspects which hopefully provide a reasonably compact and precise image of this absolutely fascinating relationship present in our  professional and private life.

I am well aware that my comments on partnership are an idea which does not necessarily find a reflection in reality.  However, I console myself with the thought that even the Decalogue with its “Thou shalt not kill”, “Thou shalt not commit adultery” and “Thou shalt not steal”  quite often fails to reflect the actual relations between people.

It would be highly desirable if this wonderful, fascinating concept finally  attracted the professional attention of some philosopher, some Socrates,  poet, some Shakespeare or some Kotarbiński.  


CONGRESS OF CULTURE  2016

Warsaw, October 7, 2016

piątek, 21 października 2016

TERESA ŻYLIS-GARA, LÓDŹ, 12 PAŹDZIERNIKA 2016

Prof. Jerzy MARCHWIŃSKI
Rejowiecka 17A
PL 04-897 WARSZAWA
Tel/Fax: (48-22) 872 1500
Mob: (48) 601 235 576
Blog: jerzy-marchwinski.Blogspot.com 



Teresa ŻYLIS-GARA

Recenzja związana z otrzymaniem tytułu Doktora Honoris Causa w Akademii Muzycznej w Łodzi.


O Pani Teresie Żylis-Garze.

          Dość długo się wahałem, zanim odpowiedziałem pozytywnie na propozycję Pani Prof. Urszuli Kryger napisania recenzji o Teresie Żylis-Garze, w związku z przyznaniem Jej tytułu Doktora Honoris Causa w Akademii Muzycznej w Łodzi. Nie wydawało mi się możliwe móc słowami określić wielkość tej niezwykłej Artystki.

          Ponieważ miałem szczęście i przywilej być przez pewien czas Jej artystycznym partnerem, zdecydowałem w końcu napisać osobistą refleksję

          Kiedy przed kilku laty red. David Shengold z „Opera News” zwrócił się do mnie o krótką wypowiedź o Teresie Żylis-Garze, posłałem mu dwa zdania, w których zawarłem istotę tego, co miałem do powiedzenia o tej Wielkiej Artystce. „Teresa’s artistry was not only at the highest professional level, but also full of light, love and beauty. I think that quite exceptional even among the greatest artists” („Artyzm Teresy był nie tylko na najwyższym profesjonalnym poziomie, ale również pełen światła, miłości i piękna. Myślę, że jest to czymś wyjątkowym nawet pośród największych artystów”). I to zdanie pozostanie mottem mojej recenzji o wielkiej Teresie Żylis-Garze.

          Moje pierwsze spotkanie z Teresą było na antenie Polskiego Radia, kiedy Jej zagorzały wielbiciel red. Jan Weber poinformował mnie był o transmisji wywiadu z Nią i recitalu, w którym towarzyszył Jej Erik Werba. Pierwsze wrażenie, zarówno wtedy, kiedy mówiła, jak i wtedy, kiedy zaczęła śpiew, poraziło mnie swą autentyczną siłą. W słowach wywiadu, nie było nawet cienia sztuczności ani mizdrzenia się, w śpiewie, niewysłowione piękno samego głosu i absolutnie naturalnej narracji.

          Drugie spotkanie, już tym razem „na żywo”, było w Nowym Jorku. Mój impresario powiadomił mnie, że Teresa Żylis-Gara, chciałaby mnie spotkać. Z nieskrywaną emocją szedłem do Jej apartamentu przy Central Park West. Byłem niesamowicie wzruszony propozycją wspólnych nagrań i recitali. Po wyjściu, pierwsze kroki skierowałem do kwiaciarni, skąd zdążyłem posłać Jej róże przed odjazdem na JFK. Już na lotnisku, w oczekiwaniu na odlot, usłyszałem w megafonie moje nazwisko z prośbą, abym się zgłosił do kontuaru jeszcze ówczesnego PanAmerican. Przekazano mi message od Teresy z podziękowaniem za kwiaty. Nie skrywam, że zrobiło to na mnie wrażenie, bo ileż sławnych śpiewaczek stać byłoby na taki niewielki, ale jakże sympatyczny gest?

          Kolejne spotkanie z Teresą było w mojej „kajucie” na Żoliborzu, gdzie odbyliśmy pierwszą próbę. Nie czułem ani tremy ani zdenerwowania. Jedyne, czego chciałem, to zagrać na swoim poziomie. Pierwszą pieśnią była „Atczewo”, („Dlaczego”), wielkiego Piotra Ilijcza. Zanim zacząłem kilka taktów inicjujących pieśń zapytałem o tempo. Usłyszałem, „Proszę, niech pan gra”. I zagrałem. I nie było żadnych problemów. Jedyne, co istniało, to uczucie wielkiego komfortu, naturalności i przestrzeni. W przestrzeni tej mieścił się zarówno Jej cudowny śpiew, jak i moje, absolutnie swobodne granie.

          I uczucie tej swobody i przestrzeni towarzyszyło mi nieodmiennie podczas wszystkich nagrań i występów w Kraju, we Francji, czy Stanach. Generalnie, odczuwałem zwykłe napięcie przed występem, ale właściwie, żadnej tremy ani zdenerwowania. Była to radość z uczestniczenia w tworzeniu piękna.

          Niedawne, profesjonalne, – jako słuchacz - spotkanie z Teresą było podczas Jej kursu mistrzowskiego w warszawskiej Akademii im.Fr.Chopina. Słuchałem ze wzruszeniem jak szczodrze, z wyraźnie obecnym uczuciem, obdarowywała młodych adeptów śpiewu swą wiedzą profesjonalną, w klimacie troski o urodę interpretacji. Nie zapomnę wrażenia, jakie zrobiła na mnie żywa demonstracja słuszności wypowiadanych przed chwilą słów. Jej głos wciąż oszałamiał nietkniętym przez czas pięknem, a artystyczny przekaz wydawał się nie mieć alternatywy.

          I jeszcze coś ważnego i chyba, rzadkiego. Teresa ma wielki talent kreowania rzeczywistości. Codzienność w jej wykonaniu, to naturalne tworzenie czegoś niezwykłego i pięknego. Nie ma w nim miejsca na banał, pospolitość. Co więcej, nie ma miejsca na żadną sztuczność ani celebrę. Wszystko dzieje się naturalnie i autentycznie.

           I tak właśnie, jak wspomniałem w moim „Motto”, w całym Jej istnieniu dostrzegam żywą obecność światła, uczucia i piękna.


          Jerzy Marchwiński 


Warszawa, 2016


         


TERESA ŻYLIS-GARA, ŁÓDŹ, OCTOBER 12, 2016

Prof. Jerzy MARCHWIŃSKI
Rejowiecka 17A
PL 04-897 WARSZAWA
Tel/Fax: (48-22) 872 1500
Mob: (48) 601 235 576
Blog: jerzy-marchwinski.Blogspot.com 





Teresa ŻYLIS-GARA

Address
On the Occasion of Conferring Honorary Doctorate of the Academy of Music in Łódź


Teresa Żylis-Gara


        I have been hesitating quite long before responding to Professor Urszula Kryger's invitation to contribute an address about Teresa Żylis-Gara upon her receipt of the honorary doctorate of the Academy of Music in Łódź. I was not sure I would be able to express in words the grandeur of this extraordinary Artist.

        However, as I had been lucky and privileged to be her artistic partner for some time, I finally decided to write a personal reflection.

        A few years ago when David Shengold of Opera News asked me to write a short piece about Teresa Żylis-Gara. I sent him just two sentences expressing the essence of my thoughts about this great artist: „Teresa’s artistry was not only at the highest professional level, but also full of light, love and beauty. I think that quite exceptional even among the greatest artists.”  Let it be the motto of this résumé on the great Teresa Żylis-Gara.

        I first met Teresa when her ardent fan and Polish Radio journalist Jan Weber told me that he would soon air an interview with her, followed by her recital with Erik Werba. When I heard her speaking and then singing, my first impression   was that of   overwhelming, authentic power. I did not detect a slightest trace of affectation or coquetting during the interview, and I was awed by the indescribable beauty of her voice and her purely natural narration. 

        Our second meeting, this time “live”, happened in New York.  My agent told me that Teresa Żylis-Gara would like to meet me.  While heading to her Central Park West apartment, I felt quite emotional. I was incredibly moved by her proposal to partner her at recordings and recitals.  After bidding goodbye, I immediately went to a nearby florist, to send her roses just before I left for the JFK. Waiting at the airport for the departure, I heard my name from the loudspeakers. I was requested to go to Pan-American desk. There, I received a thank-you message for the flowers, signed by Teresa. I was truly impressed, as there aren’t many famous opera singers who would think about such a small but very charming gesture.

        Afterwards, I met her again in my tiny studio apartment in Żoliborz, Warsaw, where we had our first rehearsal. I felt no anxiety or stage-fright.  I only wanted to play on my usual level.  The first song was “Atchevo?” (Why?), by Pyotr Tchaikovsky.  Before playing the opening bars of the song, I asked her about the tempo.  “Just play it,” she said.  So I played.  There were no problems whatsoever, just the feeling of great ease, authenticity and space - the space which contained both her marvellous voice and my totally free piano music. 

        The sensation of freedom and space had always accompanied me during all our recordings and concerts at home, in France and in the U.S. I felt some usual tension before the performance but there had never been any stage-fright or anxiety – just the joy of creating beauty together.

        I have recently been among the audience at the master course held by Teresa at the Chopin Academy of Music in Warsaw. I was moved by her emotional involvement and generosity with which she shared her amazing knowledge with the young singers, and by her focus on the beauty of interpretation. The live demonstration of the truth of what she had just said was stunning and unforgettable. Her voice still amazes with its beauty untouched by the passage of time, and her artistic message always seems perfectly accurate.

        Let me mention one more significant and extraordinary talent of hers.   Teresa has a great ability of creating the reality.  Her everyday life is a natural process of weaving something unique and beautiful.  It leaves no space for platitudes and trivia; even more, it allows no affectation or ostentation. Everything is natural and authentic.

         As I have already said in my motto, this is how I perceive the vivid presence of light, emotion and beauty permeating her whole existence.


        (Jerzy Marchwiński) 


Warszawa, January 31, 2016