(Tekst wygłoszony podczas Konferencji Naukowo-artystycznej na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, 6 kwietnia 2014)
Definicja partnerstwa
Próba wyjaśnienia
pojęcia.
W The Encyclopedia
Britannica, wyd. z 1990r., hasło Partnership (Partnerstwo), brzmi następująco: “Partnership, voluntary association of two
or more persons for the purpose of managing a business enterprise and sharing
its profits or losses”, czyli: “Partnerstwo,
dobrowolny związek dwu lub więcej osób, którego celem jest prowadzenie
przedsięwzięcia oraz dzielenie jego zysków lub strat”.
Tak
brzmi definicja partnerstwa w tej, być może, najznakomitszej encyklopedii jaka
istnieje na świecie. Właściwie, nic dodać, nic ująć. Wszystko jest powiedziane,
zwięźle i zrozumiale. Przyznam się, iż moja wędrówka po rozmaitych
encyklopediach trwała dość długo. Dopiero ta, ostatnia, najbardziej trafiła mi
do przekonania.
Ale niemal
natychmiast po jej lekturze wspomniała mi się wyborna, wyczytana u Abby Ebana
niezwykle mądra i ważna anegdota o dociekliwym uczniu, który zapytał rabina,
czy można w jednym zdaniu streścić całą Torę.
Oto odpowiedź, którą usłyszał z ust mistrza, podejrzewam, że okraszoną
nieco filozoficznym uśmiechem: „Of
course, yes. What is hateful to you, do not do to your neighbor. This is the whole Torah. The rest is commentary”, co w dowolnym
tłumaczeniu brzmi: ”Oczywiście, tak. Nie
czyń bliźniemu, co tobie niemiłe. To jest cała Tora. Reszta, to komentarz”.
Odrobinę
podobnie z partnerstwem. Istota encyklopedycznej definicji ma wymiar jednego,
krótkiego zdania. Teraz miejsce na komentarz. Oczywiście, będzie to komentarz
osobisty. Nigdy nie ośmieliłbym się nawet na chwilę pomyśleć o jakimś komentarzu
uniwersalnym.
Zacznę
od refleksji, że podobnie jak kultura i wszelkie kreatywne relacje pomiędzy ludźmi,
nic nie dzieje się samo. Wszystko wymaga wysiłku, zaangażowania, mądrości,
wytrwałości, może też w pewnym sensie poświęcenia i innych, im podobnych,
pokrewnych wartości.
W
konkretnym przypadku muzyka-wykonawcy, warunkiem nieodzownym jest możliwy do
osiągnięcia, indywidualny poziom umiejętności profesjonalnych. Nie mam na myśli
jakichś wartości absolutnych. Chodzi mi raczej o poziom aktualny, uczniowski,
studencki i w końcu, poziom dojrzałego artysty.
Spośród
wielu ważnych wartości, zdecydowałem się do mojego osobistego komentarza wybrać
12, bez jakiejś hierarchicznej kolejności. Mogą one stanowić listę potrzebnych
elementów, dla w miarę kompletnego obrazu całości. Taki rodzaj „Dodekalogu
muzycznego partnerstwa”.
Są
to:
Wartość
pierwsza:
Wspólna, wzajemna odpowiedzialność za
całość wykona-nia.
Dla
porządku, zacytuję fenomenalne określenie dzieła muzycznego, autorstwa naszego
wspaniałego, nieocenionego prof. Kazimierza Sikorskiego: „Wprawdzie
dzieło muzyczne jest jednością, ale składa się z wielu elementów: melodii,
rytmu, harmonii, dynamiki, agogiki, artykulacji, kontrapunktu, formy i
zawartości emocjonalnej”.
Solista
realizuje wykonanie utworu, wszystkie jego elementy sam jeden, na swoją wyłączną
odpowiedzialność. Jego jest sukces i jego jest niepowodzenie. Nie musi z nikim
i z niczym się liczyć.
W
partnerskim wykonaniu zespołowym, odpowiedzialność ma podwójny charakter: za
element, lub może elementy dzieła realizowane przez siebie oraz za walor
całości. Wykonawca winien działać w nieustającej świadomości, że marnie
realizowane przez niego wspomniane elementy utworu, degradują wykonanie,
deprecjonując wysiłek i starania pozostałych uczestników.
Wartość
druga:
Wzajemność
Niepodobieństwem
jest wyobrazić sobie partnerstwo w jedną stronę, podobnie jak przyjaźń w jedną
stronę. Te dwie, być może najpiękniejsze relacje pomiędzy ludźmi, bez
wzajemności, po prostu nie istnieją.
Jedynie, w pewnym
sensie, można sobie wyobrazić miłość w jedną stronę, miłość nieodwzajemnioną.
Oczekiwanie szczęścia i sukcesu w takim układzie jest osobistą sprawą
zakochanego, na jego wyłączną odpowiedzialność.
Od zawsze uważałem, że – cytuję sam siebie –
„to, że ja panią, kocham, pani do niczego nie zobowiązuje, a mnie, do niczego
nie upoważnia”.
Wartość
trzecia:
Rozumienie partnera
Rozumienie partnera
pojmuję zarówno w sensie dosłownym, jak i w sensie szerokim.
Rozumienie w sensie
dosłownym, prostym, wbrew wszelkim pozorom, wydaje się być niepozbawione
znaczenia, bardziej niż się to powszechnie sądzi. Każdy człowiek przecież,
nawet we wspólnym, rodzimym języku, ma specyficzny sposób wysławiania się i
wypowiadania swych myśli, indywidualne poczucie humoru, intonację i styl
zwracania się do bliźnich. Jakże często zdarzają się nieporozumienia, nawet
irytujące, będące wynikiem właśnie tych pozornie błahych drobiazgów!
Rozumienie
szersze, głębiej dotykające całej sfery psychologicznej, to znajomość
indywidualnych cech partnera, jego temperamentu i osobowości.
Osobiście, za ważną
uważam też odmienność wynikającą np. z płci. Zawsze miałem inne poczucie
muzycznego bycia partnerem mężczyzny i kobiety. Można wprawdzie uznać, że w
sferze czystej profesji aspekt ten nie ma znaczenia, ale bywa to równocześnie
niuans, który może mieć wpływ na komfort bycia razem.
Generalnie,
rozumienie partnera wydaje mi się być ważniejsze i bardziej godne polecenia,
niż oczekiwanie bycia rozumianym.
Wartość
czwarta:
Otwarcie na dialog.
Lubię
takie oczywiste stwierdzenie, ze dwa monologi nie tworzą dialogu. Istotnie,
kiedy każdy z partnerów zajmuje się wyłącznie swoją kwestią, bez żadnego związku
z kwestią partnera, dialog po prostu nie istnieje. W równej mierze dotyczy to
dialogu w muzycznej profesji, jak i w zwyczajnym byciu razem człowieka z drugim
człowiekiem.
Wartość
piąta:
Gotowość rozumienia odmienności partnera
Wprawdzie
powszechnie wiadomo, że każdy człowiek jest jednostką unikatową i
niepowtarzalną, ale w zwyczajnych relacjach nader często zapomina się o tym.
Dotyczy to szczególnie dłużej trwającego układu z partnerem lub partnerami. Te
zrozumiałe odmienności mogą stać się problemem, kiedy w miejsce atrakcji
zaczyna pojawiać się trudna do uniknięcia irytacja.
Nie
należy też do najłatwiejszych zaakceptowanie faktu, że w równym stopniu
gotowość rozumienia odmienności partnera dotyczy a rebours nas samych, tzn., że partner winien wzajemnie rozumieć
nasze odmienności, podobnie jak my jego.
Nieoceniona
jest oczywiście świadomość tego zjawiska, która ułatwia poruszanie się po tym
delikatnym i nader drażliwym terenie.
Wartość
szósta: Wewnętrzna
przestrzeń
Chodzi
mi o przestrzeń myślenia, która zapewnia bezkonfliktowe przebywanie i
współpracę z partnerem, wolne od doktryn, zawężonych preferencji estetycznych,
obciążeń światopoglądowych, moralnych i historycznych, czy nawet śladowych
kojarzeń rasowych.
Taka
przestrzeń, jak wolność, w ogromnej mierze zapewnia luksus i komfort bycia razem
i współpracę z partnerem, niemal całkowicie gwarantuje swobodę wypowiedzi
artystycznej, bez poczucia zagrożenia i rozmaitych niewygód.
Wartość
siódma:
Zdolność równoczesnego słyszenia siebie i
partnera
Jest
to jedna z podstawowych odmienności pomiędzy graniem solowym i zespołowym. Nie
jest z pewnością odkrywcze, jeśli wspomnę, że solista słyszy wyłącznie sam
siebie. Z kolei, muzyk wykonujący w zespole, musi, po prostu musi doskonale
słyszeć sam siebie i równocześnie, słyszeć i rozumieć, co gra jego partner.
Jestem
przekonany, że jest to nie tylko zdolność, ale również umiejętność, której
można nauczyć.
Nie
widzę specjalnego powodu, żeby uświadamiać znaczenie i wartości takiego
słyszenia dla fascynacji wspólnego kreowania sztuki wykonawczej i zwyczajnego
życia. Bo czyż ta powinność słuchania siebie, słuchania i rozumienia partnera
nie dotyczy w równym stopniu wspólnego grania jak i codziennego bycia razem z
drugim człowiekiem?
Wartość
ósma:
Kultura bycia z drugim człowiekiem.
Chciałoby się powiedzieć, że
wymagania kultury są powinnością bycia z drugim człowiekiem w każdej sytuacji,
w równej mierze profesjonalnej jak i tej, zwyczajnej, codziennej. W moim
odczuciu, realizowanie oczekiwań kultury w relacjach międzyludzkich, pod
znakiem zapytania stawiałoby konieczność istnienia wszelkich kodeksów i
dekalogów.
W sytuacji
wspólnego działania, kultura zachowania się, wzajemnego zwracania się do siebie
w klimacie napięcia i zaangażowania w pracę, wydaje się być czymś szczególnie
oczekiwanym.
Wartość
dziewiąta:
Takt w rozwiązywaniu napięć
Jestem
przekonany, że w partnerstwie, nawet najpełniejszym i najdoskonalszym, pewne
napięcia są nieuniknione. Przecież naiwnością byłby oczekiwanie, że partnerstwo
jest jakąś permanentną sielanką.
Napięcia
są być może wynikiem złożoności ludzkiej natury, ale również pozornie drobnych
sytuacji, które mogą nieść w sobie ukrytą groźbę poważniejszego konfliktu.
W
sytuacji pojawiających się napięć, wspomniana przed chwilą kultura, takt i
dobra wola, oraz ludzka życzliwość w ich rozwiązywaniu, są po prostu
nieocenione.
Warto może też
zachować świadomość, że pewne niewygody, które odczuwam podczas bycia z drugim
człowiekiem, są w jakimś sensie odwracalne, tzn., że partner może również
odczuwać niewygody bycia ze mną. Wciąż to partnerskie oczekiwanie wzajemności!
Wartość
dziesiąta:
Zdolność akceptowania kompromisu
Ta
zdolność w delikatnej materii pewnych odmienności preferencji estetycznych,
jest chyba czymś oczywistym i pożądanym. Za wielce pomocną uważam świadomość,
że interpretacja muzycznej frazy wcale nie musi być identyczna u wszystkich
wykonawców zespołu, którzy są przecież profesjonalistami i żaden nie proponuje
muzycznych nonsensów. A pewne odmienności i niuanse interpretacyjne, które
wynikają ze zrozumiałych różnic indywidualnych, mogą wykonanie wręcz
uatrakcyjnić i ubarwić.
Próby
uniformizacji na ogół kończą się niepowodzeniem. Tu właśnie jest miejsce na
kompromis, umożliwiający aprobatę odmienności i swobodę wypowiedzi.
Wartość
jedenasta:
Zaufanie i szacunek do partnera
Zaufanie
i szacunek do wartości partnera są czyś ewidentnym. Oczywiście, zaufanie i szacunek nie tylko do
umiejętności profesjonalnych, ale również do wartości czysto ludzkich, postawy
życiowej, sposobu postępowania z drugim człowiekiem, radzenia sobie z trudnościami
i rozlicznymi problemami współżycia. Jednym słowem, do wszystkiego, co składa
się na pełny obraz osobowości.
Wartość
dwunasta:
Rozumienie niedoskonałości partnera i…
swoich własnych
Od
razu chciałoby się zacytować angielskie: ”Nobody
is perfect”, ”Nikt nie jest doskonały”. I nie jest to zwyczajne porzekadło.
Rozumienie i aprobata tego pozornego drobiazgu, chroni przed szkodliwą,
niekiedy ekscesywną irytacją, często pozwala zachować dystans wobec własnych
niedoskonałości. Być może nawet
zapobiega destruktywnej frustracji i ekscesywnej rozterce.
Wszak,
Errare humanum est. Błądzenie jest rzeczą
ludzką. Błąd jest wliczony w koszt
postępu i rozwoju. A lęk przed błędem może być gorszy i bardziej szkodliwy niż
sam błąd. Ode mnie zależy, czy w tym, w
gruncie rzeczy niemiłym zjawisku potrafię dostrzec element pozytywny,
kreatywny, czy jedynie destruktywny i negatywny.
Jak
wspomniałem, mój komentarz do encyklopedycznej definicji
partnerstwa jest osobisty, nazwałbym go
nawet, autorski. Wymiar pojęcia partnerstwa, a partnerstwa w muzyce w
szczególności, wydaje się być bardzo rozległy i jakieś kompletne omówienie, z
trudem zmieściłoby się w pokaźnej trylogii. Dlatego też, selekcja jest
nieunikniona. Mam nadzieję, że elementy, które przedstawiłem dla moich celów,
maja szansę dać w miarę zwięzły i konkretny obraz tej absolutnie fascynującej
relacji profesjonalnej i międzyludzkiej.
Zdaję sobie również
sprawę, iż moje dywagacje o muzycznym partnerstwie mają charakter idei, która
niekoniecznie ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Ale pocieszam się, że nawet
Dekalog, ze swoim „Nie zabijaj”, „Nie cudzołóż”, „Nie kradnij”, jakże często
nijak się ma do tego, co dzieje się pomiędzy ludźmi. W moim prywatnym dekalogu
np., od ponad pół wieku wołam „Bądź partnerem”, a wciąż jeszcze słyszę wokół
„Bądź akompaniatorem!”.
(jmarchwinski@gmail.com)
Partnership. The explanation of the concept
The Encyclopaedia Britannica of 1990 defines partnership in the following
way: “Partnership, voluntary association of two or more persons for the
purpose of managing a business enterprise and sharing its profits or losses”.
Britannica,
possibly the best encyclopaedia worldwide, has provided a definition which
seems perfect. It encompasses everything, clearly and concisely. Nothing more,
nothing less.
However, just after having read it I have recalled an excellent, wise and
significant story about an inquisitive student who asked his master, a Rabbi,
if the whole Torah could be reduced just to one sentence. „Naturally:
‘What is hateful to you, do not do to your neighbour’. This is the whole
Torah. The rest is a commentary”. (I suspect that the reply of the master
was spiced with a philosophical smile!).
Partnership seems to constitute a bit similar case. The encyclopaedic
definition provides an essence reduced to one brief sentence, and obviously it
can always be supplemented with a commentary. Naturally, the commentary you are
going to hear now is personal, as I would never venture to think, even for a
moment, about providing a universal one.
The indispensable, basic condition for a musician is to
achieve the highest possible level of professional skill. I do not mean here
any universal benchmark, but rather the current level of a pupil, student, and
finally a mature artist.
Let
me begin from a reflection that everything good between people doesn’t happen
by itself; all the culture and all creative relations require effort, involvement,
wisdom, persistence, even devotion and some other similar, related values.
From
among numerous values which seem the most important to discuss in my personal
commentary, I decided to choose twelve, without arranging them in any hierarchical
order. Just a kind of “The Dodecalogue” of Partnership in Music! I hope they
may serve as a list of elements necessary to create a reasonably coherent
whole.
Here they are:
The first value: Shared
responsibility for the whole performance
A soloist performs a musical work on his own, at his sole responsibility. His
is the success and his is the failure. He does not have to reckon with anybody.
The responsibility for a partner-like ensemble performance is of dual
character: besides the part of the work performed by an individual artist, it
concerns also the value of the whole performance. Therefore the performer
should be constantly aware that his contribution, if meagre, will degrade
and depreciate the effort and
involvement of the other participants.
The second value: Reciprocity
It is impossible to imagine a one-sided partnership, or similarly, a one-sided
friendship. Both relations require reciprocity. Perhaps only unrequited love is
imaginable in some sense. But any expectations of happiness and success on the
part of an infatuated person are his or her personal problem, and the
responsibility is also his or her.
The third value: Understanding
for the partner.
I perceive the understanding in both, the literal and wider sense. The
understanding in the literal, simple sense also seems quite significant,
perhaps contrary to appearances. Every person, even if speaking a common,
native language, expresses his thoughts and chooses his vocabulary following a
characteristic pattern; each of us has an individual sense of humour and a
style of approaching others. Various, quite common misunderstandings which
often are so irritating, result precisely from such seemingly trifling details.
The wider meaning of this aspect which reaches deeper into the domain of
psychology, embraces the knowledge of individual features of a partner
including his temperament and personality.
Gender
differences happen also quite significant. Musical partnership with a man or a
woman has often felt slightly differently for me. It may be considered
insignificant from the purely professional viewpoint, but at the same time it
is one of the nuances which can affect the comfort of being together.
The fourth value: Openness
to dialogue
I quite enjoy the adage that two monologues do not make up a dialogue.
True enough that the dialogue simply is not there, when each of the performers
is focused only on his part without any contact with the utterances of the
partner. This concerns equally the musical dialogue and a dialogue of everyday
co-existence with another person as well.
The fifth value: Readiness
to understand the otherness of the partner
Although it is generally known that every man is unique and one of a kind, but this
fact is surprisingly quite often forgotten in everyday relations. This is
particularly true for a long-lasting arrangement with one or more partners. The
understandable differences may turn into a problem when initial attraction
gives way to almost unavoidable irritation.
Also, it is not so easy to accept the fact that the readiness to understand the
otherness of the partner should be reciprocal; my partner should be equally
willing to accept my idiosyncrasies, identically as I accept his. The awareness
of this phenomenon is invaluable as it greatly facilitates all and any ventures
into this delicate and extremely sensitive territory.
The sixth value: Internal
space
I mean primarily the space for thoughts which allows for relatively
conflict-free existence and collaboration with a partner, free from doctrines,
narrowed aesthetic preferences, world-outlook bias, moral and even historic
encumbrances, not to mention traces of racial connotations.
Such space provides also a considerable psychological luxury of working with a
partner, ensuring almost absolute guarantee of the freedom of artistic
expression without any risk to the comfort of being together.
The seventh value: Ability
of hearing the partner and oneself at the same time
This ability is one of the fundamental differences between solo and ensemble
performance. The fact that the soloist hears only himself is by no means a
discovery. In turn, an ensemble performer must – really must – hear himself
perfectly and at the same time hear and understand the part played by his
partner. I am sure that it is not only an ability but also a skill which can be
taught.
I do not see any special reason to explain how important and valuable is such
hearing and understanding for the
fascination in the creation of performative art. Well, this should actually
refer both to playing together and to ordinary being together with another
person, shouldn't it?
The eighth value: Good
manners in togetherness
It might be worthwhile to remind that good manners are obligatory for
being together with another person in any circumstances, both in private life
and professional activity, particularly in the atmosphere of tension or
involvement in the work.
The ninth value: Tactful
reduction of tension
It seems obvious to me that certain tensions are unavoidable in any
partnership, even the most comprehensive and perfect. It would be naïve to
think that partnership is just cakes and ale forever.
The tensions may stem from the richness of human nature, but they may also
result from seemingly trifling situations which sometimes carry a hidden
potential for a more serious conflict. When such tensions do emerge, the ability to solve
them tactfully is simply priceless.
Perhaps it is also worth remembering that certain
discomfort experienced by me in the proximity of another person can be mutual,
and the partner may also feel uncomfortable with me. Ah, this reciprocity
requirement in partnership never ends!
The tenth value: The
ability to accept compromise
Any
attempts at uniformity usually end up in a failure. The compromise seems an
obvious approach to the sensitive issue of divergent aesthetic preferences. I
find it highly comfortable to acknowledge that – in my opinion - the
interpretation of a musical phrase does not necessarily have to be identical
for all the performers in the ensemble; all of them are professionals
and, evidently, none will propose any musical nonsense.
Certain
divergences and interpretation nuances stem from understandable individual
differences, and they can even make the performance more attractive and
colourful. This is the very
space for compromise which allows for the otherness and the freedom of speech.
The eleventh value: Respect
and confidence in the partner
In addition to the obvious respect for professional skill, this refers also to
purely humanistic values, to the approach to life, interactions with others as
well as the ability to cope with challenges and various co-existential problems
– in brief, to all the facets which combine into a full personality.
The confidence in the professionalism of the partner seems self-evident,
similarly to the confidence in his general approach to life.
The twelfth value: Understand
imperfections of your partner... and yourself
The English adage Nobody is perfect is not just a handy
phrase. The understanding and acknowledgement of this obvious, albeit
inconspicuous truth protects against harmful irritation, let’s keep the
distance from one's own imperfections and possibly prevents destructive
frustration and excessive quandary.
As it has already been said, my commentary to the encyclopaedic definition is personal or even authorial. The dimension
of the concept of partnership and partnership in music in particular, is huge
and it seems necessary to arrange its various elements in the personal order of
importance. The one which has been presented here for my purpose hopefully
provides a compact and quite precise image of this absolutely fascinating
relationship, gracing our professional and private life.
I am also aware
of the fact that my reflection on Partnership in Music may be considered
as idealistic and not necessarily find its reflection in
reality. However, I console myself with the thought that even the
Decalogue with its “Thou shalt not kill”, “Thou shalt not commit adultery” or
“Thou shalt not steal” quite often fails to reflect the
actual relations between people. Following my private Decalogue, I have
been calling “Thou shalt be a partner” for more than half of a century now,
and yet “Be an accompanist” is what I can still hear
around!
(jmarchwinski@gmail.com)