Kilka refleksji o idei konkursu.
Najpierw słowo o graniu solowym i zespołowym. W moim odczuciu, tylko takie dwie formy istnieją, bez względu na instrument. Wykonawca albo gra sam, solo, albo gra z kimś. Innej alternatywy nie ma. Solistą jest tylko ten wykonawca, który sam jeden realizuje całe dzieło muzyczne, wszystkie jego elementy. Inni są de facto wykonawcami zespołowymi, z wszystkimi konsekwencjami tego pojęcia. Realizują nie wszystkie, tylko wybrane elementy dzieła.
Duet jest podstawowym układem wykonania zespołowego. Wszystkie pozostałe, aż do orkiestry włącznie, de facto rozwijają podstawy zawarte w duecie. Naturalnym układem pomiędzy dwojgiem ludzi, dwojgiem wykonawców, wydaje się być układ partnerski, czyli układ pomiędzy ludźmi wolnymi, współodpowiedzialnymi za rezultat przedsięwzięcia, czyli wykonania. Układ typu solista-akompaniator, w którym jeden z wykonawców jest a priori uprzywilejowany, a drugi a priori subordynowany, wydaje się być anachroniczny, wręcz szkodliwy.
Ten konkurs jest przeznaczony dla duetów z fortepianem tzn. tych najbardziej powszechnych. Jednym z partnerów jest zawsze pianista a drugim, może być każdy inny muzyk, śpiewający, albo grający na bardziej lub mniej popularnych instrumentach, z saxofonem, akordeonem lub perkusją włącznie. Wydaje mi się, że jest to idea unikatowa. Istnieją konkursy dla duetów fortepianowych, śpiewu z fortepianem – aczkolwiek te miewają niekiedy zakamuflowany charakter konkursu dla śpiewu z akompaniamentem fortepianu, są wreszcie konkursy dla instrumentów smyczkowych z fortepianem, które zresztą zwykle stają się konkursami ściśle sonatowymi .
Naczelnym celem konkursu jest zachęta młodych wykonawców do zainteresowania się alternatywną w stosunku do solowego możliwością samorealizacji profesjonalnej w graniu zespołowym oraz zamierzona i świadoma promocja idei partnerstwa.
Duet wydaje się być nie tylko fundamentalnym, podstawowym układem grania zespołowego, ale również układem idealnym pozwalającym najpełniej zrozumieć i zrealizować całą treść pojęcia partnerstwa.
Partnerstwo w muzycznym wykonawstwie, to układ pomiędzy muzykami, dwoma lub więcej, którego nadrzędnym celem jest sukces artystyczny wykonania. Istotnymi cechami takiego układu, oprócz ewidentnej, możliwej do osiągnięcia indywidualnej perfekcji profesjonalnej, są:
1. współodpowiedzialność za całość wykonania;
2. szacunek do partnera;
3. rozumienie partnera;
4. otwartość na dialog;
5. zdolność zaakceptowania odmienności partnera;
6. tolerancja;
7. wewnętrzna przestrzeń;
8. umiejętność równoczesnego słyszenia siebie i partnera;
9. kultura bycia z drugim człowiekiem;
10. zaufanie do partnera;
11. umiejętność zaakceptowania kompromisu;
12. takt w rozwiązywaniu napięć;
13. wyrozumiałość wobec niedoskonałości partnera i swoich własnych.
wtorek, 31 stycznia 2012
poniedziałek, 23 stycznia 2012
O roli pianisty w kształceniu śpiewaków i instrumentalistów
Pragnę podzielić się z Czytelnikami refleksjami o roli i udziale pianisty w kształceniu śpiewaków i instrumentalistów. Myśli te, jak wszystkie, jakie do tej pory opublikowałem, będą mieć charakter indywidualny, autorski, bez aspiracji do jakichkolwiek uogólnień, doktryn, instrukcji i pouczeń.
Nie przypominam sobie, by poruszano ten temat w jakiejkolwiek formie, w którymkolwiek periodyku krajowym lub zagranicznym. Nie wpadła mi również w ręce żadna praca doktorska, która traktowałaby o tym, wydawałoby się marginesowym, a przecież ważnym problemie. Dotyczy on, bowiem jednej z form aktywności artystycznej najpopularniejszego chyba i najczęściej spotykanego muzyka, jakim jest pianista.
W przekonaniu ogółu pianista to prawie zawsze artysta występujący solo. Pianista, który nie gra sam, jakby pianistą być przestawał. Staje się dziwnym stworem, kimś zbliżonym do akompaniatora. Wszyscy inni wykonawcy – skrzypkowie, klarneciści, trębacze – pozostają sobą bez względu na to, czy grają sami, czy z innym wykonawcą, czy siedzą w orkiestrze, czy przed nią stoją. Jedynie pianista staje się kimś innym. Niestety również we własnej świadomości.
Uważam to za sytuację wielce szkodliwą artystycznie i psychologicznie dla rzeszy adeptów fortepianu. W moim pojmowaniu człowiek grający na fortepianie jest i pozostaje zawsze pianistą, bez względu na to, czy gra sam, czy z kimś, również wtedy, kiedy określa się go mianem korepetytora albo gdy pełni funkcję „coacha”. Wymóg perfekcji profesjonalnej jest zawsze taki sam. Dla pianistów-solistów jest stosunkowo niewiele miejsca w świecie muzyków; dla pianistów-niesolistów sposobność wartościowej samorealizacji w rozmaitych formach aktywności artystycznej jest niemal nieograniczona.
Fortepian to jeden z niewielu instrumentów, które grającym na nich umożliwiają realizację całej treści utworu. Wszystkie inne, te homofoniczne zwłaszcza, nie mogą się obyć bez pianisty ani w okresie kształcenia wykonawcy, ani w ogromnej części jego aktywności estradowej. Poniższe uwagi dotyczyć będą roli pianisty w nauczaniu śpiewaków i instrumentalistów oraz powinności pianisty pracującego w teatrze operowym.
Kim jest pianista-korepetytor?
Jest to pianista pracujący w szkole lub uczelni muzycznej albo w teatrze operowym. W szkolnictwie dzieli swoje obowiązki pomiędzy uczestniczenie w zajęciach profesorów-instrumentalistów i profesorów-wokalistów a indywidual-ne zajęcia z uczniami lub studentami, w ramach przedmiotu dotychczas powszechnie nazywanego „praca z akompaniatorem”. W teatrze operowym naczelnym obowiązkiem pianisty-korepetytora jest granie na próbach muzycznych i reżyserskich, odbywających się w asyście dyrygenta i pod jego kierownictwem, oraz zajęcia indywidualne ze śpiewakami.
W swych wyborach estetycznych pianista-korepetytor uzależniony jest w znacznym stopniu od pedagoga instrumentu i od dyrygenta. Również w trakcie zajęć indywidualnych z uczniami i studentami, a także zajęć indywidualnych ze śpiewakami operowymi w pewnym stopniu zobowiązany musi respektować orientację estetyczną profesora i dyrygenta. Trudno wręcz sobie wyobrazić, aby wybory estetyczne pianisty-korepetytora pozostawały w opozycji wobec wyboru profesora lub dyrygenta.
Kim jest „pianista-coach”?
Jest to termin zapożyczony z angielskiego, coraz powszechniej używany w środowisku muzycznym na świecie, oznaczający – w pewnym uproszczeniu – połączenie funkcji korepetytora i trenera. Najczęściej spotykany w praktyce wykonawczej śpiewaków, nawet tych już dojrzałych i samodzielnych. Bez pianisty-coacha trudno się obyć nawet śpiewakom najwybitniejszym. Potrzebny im jest bowiem pianista, z którym mogą współpracować nad repertuarem operowym i pieśniarskim.
Pianista-coach jest artystą samodzielnym, pracującym na własną odpowiedzialność. Bardzo często nie koncertuje ze śpiewakami, z którymi opracowuje repertuar recitalowy. Do partnerskiego udziału w recitalach i nagraniach śpiewaków, zwłaszcza ostatnio, wybierani są koncertujący pianiści, nawet spośród tych najbardziej renomowanych. Wystarczy wymienić Polliniego, Brendla, Ohlssona, Barenboima.
Dlaczego „pianista-korepetytor” zamiast „akompaniator”?
Akompaniator jest to muzyk znajdujący się – w relacji do innych wykonawców – od samego początku na pozycji pośledniejszej artystycznie i psychologicznie. Jego naczelnym zadaniem jest zapewnienie komfortu tzw. soliście, bez względu na jego status. Solistą może być artysta dojrzały, ale może też być bardzo młody uczeń lub abiturient akademii. Tymczasem według mnie, relacje pomiędzy grającymi winny być budowane na zasadzie partnerstwa. W układzie takim wykonawcy wymiennie przejmują role tak zwanego solisty i tak zwanego akompaniatora, zależnie od rzeczywistej struktury utworu.
Nazywanie pianisty pracującego w szkolnictwie wszystkich szczebli „akompaniatorem”, a zajęcia z nim „pracą z akompaniatorem”, jest – moim zdaniem – zjawiskiem niesłychanie szkodliwym, którego negatywne skutki, psychologiczne i profesjonalne, ciążą dożywotnio zarówno na samych pianistach, jak ich instrumentalnych i wokalnych partnerach.
Młody, często bardzo młody, zgoła początkujący instrumentalista, od samego zarania wzrasta w przekonaniu, że podstawową powinnością grającego z nim pianisty, zwykle zresztą dojrzałego i doświadczonego, jest uległość i zapewnienie mu wykonawczego komfortu. „Akompaniowanie” sonat na zajęciach instrumentalnych uważam wręcz za karygodne. Przekłada się to na zdeformowane relacje nawet pomiędzy instrumentalistami już dojrzałymi, którzy w sposób władczy i niekiedy niewybredny próbują wyegzekwować od swych pianistycznych partnerów postawę subordynacji i uległości. Wielu pianistów, z różnych, nawet niekiedy pozaprofesjonalnych powodów, podporządkowuje się tej presji, zwykle z marnym rezultatem artystycznym.
Jednakże – jak zauważa pewien mój przyjaciel, pianista i krytyk nowojorski – póki profesorowie skrzypiec czy wiolonczeli będą mówić swoim studentom o sonatach skrzypcowych czy wiolonczelowych z akompaniamentem fortepianu, póty bardzo trudno będzie zbudować pożądane relacje partnerskie. O istocie partnerstwa i roli pianisty muszą przecież być przekonani nie tylko zainteresowani pianiści-korepetytorzy, ale co najmniej w równym stopniu właśnie profesorowie instrumentalistów i wokalistów.
Apeluję o zastąpienie w szkolnictwie określenia „akompaniator” zgodnym z rzeczywistością określeniem „pianista”, a zamiast przedmiotu „praca z akompaniatorem”, używanie określenia „praca z pianistą”. Stworzy to realną podstawę do twórczych relacji między instrumentalistami i wokalistami – a pianistami. Podstawę, na której będzie mogło rozkwitnąć owocne partnerstwo.
Określenie „pianista-korepetytor” wydaje się znacznie bliższe prawdziwej roli pianisty w kształceniu innych wykonawców. Pianista-korepetytor stanowi nieocenioną pomoc dla profesora i dyrygenta, jest jak gdyby przedłużeniem ich myśli. Swoją wiedzą i doświadczeniem, nie tylko zawodowym, ale również – po prostu – życiowym, pomaga dojrzewać młodym talentom.
I jeszcze coś, co uważam za – być może – najważniejsze. To właśnie pianista jest najbardziej odpowiedzialny za nauczenie swych podopiecznych partnerstwa w muzyce! Pedagodzy gry na instrumentach, także uczący śpiewu, mają prawo koncentrować się bez reszty na przekazywaniu uczniom i studentom informacji technicznych o posługiwaniu się instrumentem i ogólnie zawodowych. Chyba nikt tak celnie, jak właśnie pianista, nie wskaże swym podopiecznym drogi do partnerstwa w muzyce, tego fundamentu wykonawstwa zespołowego. Warunek: musi być pianistą, a nie – akompaniatorem.
Jak powinno wyglądać przygotowanie profesjonalne pianisty-korepetytora?
Wbrew pozorom, za najważniejsze uważam przygotowanie psychiczne. Uwolnienie się od destruktywnego przekonania, że jedynie rola solisty może zapewnić pianiście spełnienie w zawodzie i w życiu. Z tym chwastem winno się walczyć od najwcześniejszych lat nauki grania. Uczenie muzyki winno być uczeniem sposobu porozumienia z drugim człowiekiem; uczenie posługiwania się fortepianem winno służyć umożliwieniu przemawiania językiem muzyki. Nie kariera, nie rozpaczliwa pogoń za konkursowymi laurami, nie destruktywne pragnienie sławy ani zniewolenie chorobliwą ambicją, która przecież przy największych staraniach i wyrzeczeniach nigdy nie zastąpi talentu. A talent zawsze się wybroni i sposobem często zgoła niezwykłym zaprowadzi Konstantego czy Rafała do artystycznych triumfów.
Niestety, od początku świata dystrybucja talentów nigdy nie była sprawiedliwa. Jakże zdrowe i mądre jest więc akceptowanie własnych możliwości, nawet niewielkich. Ileż piękna i radości, a także pełnej satysfakcji życiowej, również w sensie dosłownym, można odnaleźć właśnie w pracy korepetytora – pod warunkiem, że nie jest ona zabarwiona frustracją, poczuciem zawodu i degradacji. Świat nauki też nie składa się z samych Einsteinów; można przecież czerpać zadowolenie z tego, że jest się zwykłym laborantem, bez którego, notabene, nawet najcenniejsze doświadczenie naukowe miałoby niewielkie szanse powodzenia. Jakże wielka odpowiedzialność spoczywa tu na całym szkolnictwie muzycznym, które powinno chronić uczniów przed solistyczną obsesją, przekonując ich, że pianista ma przed sobą wiele innych wartościowych możliwości!
W procesie kształcenia i przygotowania zawodowego za najważniejsze uważam więc nie sprawy par excellence instrumentalne i wykonawcze, lecz ukształtowanie postawy. Za warunek sine qua non wszelkich poczynań artystycznych, oczywiście również w przypadku korepetytora, uważam doskonałe przygotowanie. Uczę swych podopiecznych, że nigdy i pod żadnym pozorem, w żadnych warunkach, nie wolno usiąść do grania utworu niewystarczająco nauczonego – czy jest to recital w Narodowej, czy lekcja skrzypiec w szkole podstawowej. Granie utworu nienauczonego jest wykroczeniem wobec sztuki i profesji, jest też wstąpieniem na równię pochyłą, prowadzącą do nieuniknionej degradacji i lichoty. Mówiąc na marginesie: uważam, że każdy pianista, cokolwiek by w życiu robił, nigdy nie powinien rozstawać się z graniem solowym. Nawet jeśli nie występuje się często na estradzie, dzień warto zacząć od Preludium i Fugi, nie rozstawać się z Mozartem, generalnie – z podstawowym repertuarem solowym.
Pianista-korepetytor pracujący w teatrze operowym i pianista-coach powinni w czasie studiów akademickich zetknąć się z pewnymi propedeutycznie potraktowanymi, specyficznymi wymaganiami zawodowymi. Więcej do – i tak już krańcowo napiętego – programu studiów wprowadzić nie sposób, a może nawet nie ma potrzeby. Katedra Kameralistyki Fortepianowej warszawskiej Akademii przygotowuje natomiast program studiów podyplomowych dla korepetytorów i coachów. Będzie on obejmować technikę grania wyciągów operowych, elementy czytania partytur, dyrygowania, grania w kluczach, opanowanie umiejętności równoczesnego grania i śpiewania różnych partii operowych, podstawy emisji głosu, realizację recytatywów barokowych, dykcję, artykulację w obcych językach, elementy retoryki, historię opery. Niezmienione pozostają wspomniane wyżej wymagania dotyczące indywidualnego przygotowania się do grania oraz bezwarunkowy wymóg nieustannego kontynuowania gry solowej. Ten wymóg uważam za niezwykle ważny, ponieważ u bardzo wielu operowych pianistów-korepetytorów, na skutek zaniechania solowej praktyki pianistycznej, w sposób nieunikniony dochodzi do dostrzegalnej degradacji sztuki gry na fortepianie.
Coda
Zdecydowałem się przedstawić Czytelnikom „Ruchu Muzycznego” powyższe rozważania z kilku powodów.
Dlatego że – jak wspomniałem na początku – nigdzie nie natrafiłem na ślad jakiegokolwiek sygnału odnoszącego się do sytuacji pianistów-korepetytorów, których liczba, jak sądzę, jest niemała. Temat ten czeka na opracowanie naukowe, być może przez kogoś z grona pianistów-korepetytorów, kto – znając problem od środka – wszechstronnie omówi to zagadnienie. Moje refleksje są jedynie zbiorem sygnałów.
Także z powodu nabrzmiałej problemami sytuacji zawodowej tej grupy muzyków. Dochodzą do mnie liczne sygnały o niegodnym szkolnictwa artystycznego traktowaniu etatowych „akompaniatorów”, w sposób nierzadko uwłaczający ich profesjonalnej i ludzkiej godności. Ta sytuacja domaga się korekty. Przeobrażenie „akompaniatora” w „pianistę”, jest – moim zdaniem – tej korekty ważnym elementem.
Wiem oczywiście, że w znacznej mierze winni tej sytuacji są również sami zainteresowani, zwykle wskutek braku właściwego przygotowania zawodowego i psychologicznego, często przez niską jakość świadczonych usług artystycznych. Jest to najczęściej wynik wspomnianych wyżej zaniedbań w zakresie indywidualnego uczenia się wymaganego repertuaru. Zapomina się, że tych wszystkich sonat, wyciągów fortepianowych koncertów instrumentalnych, rozlicznych pieśni i arii, trzeba się – zwyczajnie i po prostu – doskonale nauczyć. Bez żadnej taryfy ulgowej.
Również dlatego, że jestem orędownikiem wyłącznego używania terminu „pianista”, bez względu na to, czy chodzi o granie indywidualne-solowe, czy o wszelkie możliwe formy grania zespołowego. Dokładnie tak, jak ze wspomnianym skrzypkiem, który zawsze, w każdej sytuacji profesjonalnej, pozostaje skrzypkiem. Jestem przekonany, że ten wydawałoby się niewielki niuans ma znaczenie psychologiczne nie do przecenienia w sytuacji pianisty oraz wymierny, pozytywny wpływ na rezultat artystyczny jego działalności.
Zawsze buntowałem się przeciwko utożsamianiu pojęcia pianisty wyłącznie z graniem solowym, szczególnie w czasie budowania fundamentów profesjonalnej i psychicznej sylwetki przyszłego artysty. Uważałem, i nadal uważam, że pianistą jest człowiek, który po prostu gra na fortepianie. Mniej istotne, co robi; ważniejsze jest, jak gra. Jakże często się zdarza, że solista produkuje kicze, a nie-solista – kreacje wybitne!
I wreszcie, z potrzeby spełnienia czegoś w rodzaju zobowiązania wobec samego siebie, datującego się z czasów, kiedy rozmyślałem o przyszłym kształcie Katedry Kameralistyki Fortepianowej, istniejącej wówczas jedynie w mojej głowie. W strukturze takiej katedry zawsze widziałem miejsce nie tylko dla pianistów-pedagogów, kształcących studentów fortepianu w zakresie wykonawstwa zespołowego, ale również dla licznej grupy pianistów-korepetytorów, zgromadzonych w Zakładzie Korepetycji Fortepianowej, działającym w ramach KKF. Zakład taki wyobrażałem sobie nade wszystko jako rodzaj forum doskonalenia profesjonalnego.
Dla uniknięcia ewentualnych nieporozumień związanych z przedstawionymi powyżej uwagami o pianiście-korepetytorze pragnę podkreślić, że możliwie pełne opanowanie sztuki pianistycznej uważam za warunek nie podlegający żadnym koncesjom ani w okresie kształcenia, ani podczas dojrzałej aktywności. Bez względu na to, czy pianista – jako już samodzielny artysta – wybierze drogę solisty, czy będzie realizować swe życiowe pasje w fascynacjach partnerstwa, czy też spróbuje swych sił w obydwu opcjach – solistycznej i zespołowej.
Prof.Jerzy Marchwiński
Nie przypominam sobie, by poruszano ten temat w jakiejkolwiek formie, w którymkolwiek periodyku krajowym lub zagranicznym. Nie wpadła mi również w ręce żadna praca doktorska, która traktowałaby o tym, wydawałoby się marginesowym, a przecież ważnym problemie. Dotyczy on, bowiem jednej z form aktywności artystycznej najpopularniejszego chyba i najczęściej spotykanego muzyka, jakim jest pianista.
W przekonaniu ogółu pianista to prawie zawsze artysta występujący solo. Pianista, który nie gra sam, jakby pianistą być przestawał. Staje się dziwnym stworem, kimś zbliżonym do akompaniatora. Wszyscy inni wykonawcy – skrzypkowie, klarneciści, trębacze – pozostają sobą bez względu na to, czy grają sami, czy z innym wykonawcą, czy siedzą w orkiestrze, czy przed nią stoją. Jedynie pianista staje się kimś innym. Niestety również we własnej świadomości.
Uważam to za sytuację wielce szkodliwą artystycznie i psychologicznie dla rzeszy adeptów fortepianu. W moim pojmowaniu człowiek grający na fortepianie jest i pozostaje zawsze pianistą, bez względu na to, czy gra sam, czy z kimś, również wtedy, kiedy określa się go mianem korepetytora albo gdy pełni funkcję „coacha”. Wymóg perfekcji profesjonalnej jest zawsze taki sam. Dla pianistów-solistów jest stosunkowo niewiele miejsca w świecie muzyków; dla pianistów-niesolistów sposobność wartościowej samorealizacji w rozmaitych formach aktywności artystycznej jest niemal nieograniczona.
Fortepian to jeden z niewielu instrumentów, które grającym na nich umożliwiają realizację całej treści utworu. Wszystkie inne, te homofoniczne zwłaszcza, nie mogą się obyć bez pianisty ani w okresie kształcenia wykonawcy, ani w ogromnej części jego aktywności estradowej. Poniższe uwagi dotyczyć będą roli pianisty w nauczaniu śpiewaków i instrumentalistów oraz powinności pianisty pracującego w teatrze operowym.
Kim jest pianista-korepetytor?
Jest to pianista pracujący w szkole lub uczelni muzycznej albo w teatrze operowym. W szkolnictwie dzieli swoje obowiązki pomiędzy uczestniczenie w zajęciach profesorów-instrumentalistów i profesorów-wokalistów a indywidual-ne zajęcia z uczniami lub studentami, w ramach przedmiotu dotychczas powszechnie nazywanego „praca z akompaniatorem”. W teatrze operowym naczelnym obowiązkiem pianisty-korepetytora jest granie na próbach muzycznych i reżyserskich, odbywających się w asyście dyrygenta i pod jego kierownictwem, oraz zajęcia indywidualne ze śpiewakami.
W swych wyborach estetycznych pianista-korepetytor uzależniony jest w znacznym stopniu od pedagoga instrumentu i od dyrygenta. Również w trakcie zajęć indywidualnych z uczniami i studentami, a także zajęć indywidualnych ze śpiewakami operowymi w pewnym stopniu zobowiązany musi respektować orientację estetyczną profesora i dyrygenta. Trudno wręcz sobie wyobrazić, aby wybory estetyczne pianisty-korepetytora pozostawały w opozycji wobec wyboru profesora lub dyrygenta.
Kim jest „pianista-coach”?
Jest to termin zapożyczony z angielskiego, coraz powszechniej używany w środowisku muzycznym na świecie, oznaczający – w pewnym uproszczeniu – połączenie funkcji korepetytora i trenera. Najczęściej spotykany w praktyce wykonawczej śpiewaków, nawet tych już dojrzałych i samodzielnych. Bez pianisty-coacha trudno się obyć nawet śpiewakom najwybitniejszym. Potrzebny im jest bowiem pianista, z którym mogą współpracować nad repertuarem operowym i pieśniarskim.
Pianista-coach jest artystą samodzielnym, pracującym na własną odpowiedzialność. Bardzo często nie koncertuje ze śpiewakami, z którymi opracowuje repertuar recitalowy. Do partnerskiego udziału w recitalach i nagraniach śpiewaków, zwłaszcza ostatnio, wybierani są koncertujący pianiści, nawet spośród tych najbardziej renomowanych. Wystarczy wymienić Polliniego, Brendla, Ohlssona, Barenboima.
Dlaczego „pianista-korepetytor” zamiast „akompaniator”?
Akompaniator jest to muzyk znajdujący się – w relacji do innych wykonawców – od samego początku na pozycji pośledniejszej artystycznie i psychologicznie. Jego naczelnym zadaniem jest zapewnienie komfortu tzw. soliście, bez względu na jego status. Solistą może być artysta dojrzały, ale może też być bardzo młody uczeń lub abiturient akademii. Tymczasem według mnie, relacje pomiędzy grającymi winny być budowane na zasadzie partnerstwa. W układzie takim wykonawcy wymiennie przejmują role tak zwanego solisty i tak zwanego akompaniatora, zależnie od rzeczywistej struktury utworu.
Nazywanie pianisty pracującego w szkolnictwie wszystkich szczebli „akompaniatorem”, a zajęcia z nim „pracą z akompaniatorem”, jest – moim zdaniem – zjawiskiem niesłychanie szkodliwym, którego negatywne skutki, psychologiczne i profesjonalne, ciążą dożywotnio zarówno na samych pianistach, jak ich instrumentalnych i wokalnych partnerach.
Młody, często bardzo młody, zgoła początkujący instrumentalista, od samego zarania wzrasta w przekonaniu, że podstawową powinnością grającego z nim pianisty, zwykle zresztą dojrzałego i doświadczonego, jest uległość i zapewnienie mu wykonawczego komfortu. „Akompaniowanie” sonat na zajęciach instrumentalnych uważam wręcz za karygodne. Przekłada się to na zdeformowane relacje nawet pomiędzy instrumentalistami już dojrzałymi, którzy w sposób władczy i niekiedy niewybredny próbują wyegzekwować od swych pianistycznych partnerów postawę subordynacji i uległości. Wielu pianistów, z różnych, nawet niekiedy pozaprofesjonalnych powodów, podporządkowuje się tej presji, zwykle z marnym rezultatem artystycznym.
Jednakże – jak zauważa pewien mój przyjaciel, pianista i krytyk nowojorski – póki profesorowie skrzypiec czy wiolonczeli będą mówić swoim studentom o sonatach skrzypcowych czy wiolonczelowych z akompaniamentem fortepianu, póty bardzo trudno będzie zbudować pożądane relacje partnerskie. O istocie partnerstwa i roli pianisty muszą przecież być przekonani nie tylko zainteresowani pianiści-korepetytorzy, ale co najmniej w równym stopniu właśnie profesorowie instrumentalistów i wokalistów.
Apeluję o zastąpienie w szkolnictwie określenia „akompaniator” zgodnym z rzeczywistością określeniem „pianista”, a zamiast przedmiotu „praca z akompaniatorem”, używanie określenia „praca z pianistą”. Stworzy to realną podstawę do twórczych relacji między instrumentalistami i wokalistami – a pianistami. Podstawę, na której będzie mogło rozkwitnąć owocne partnerstwo.
Określenie „pianista-korepetytor” wydaje się znacznie bliższe prawdziwej roli pianisty w kształceniu innych wykonawców. Pianista-korepetytor stanowi nieocenioną pomoc dla profesora i dyrygenta, jest jak gdyby przedłużeniem ich myśli. Swoją wiedzą i doświadczeniem, nie tylko zawodowym, ale również – po prostu – życiowym, pomaga dojrzewać młodym talentom.
I jeszcze coś, co uważam za – być może – najważniejsze. To właśnie pianista jest najbardziej odpowiedzialny za nauczenie swych podopiecznych partnerstwa w muzyce! Pedagodzy gry na instrumentach, także uczący śpiewu, mają prawo koncentrować się bez reszty na przekazywaniu uczniom i studentom informacji technicznych o posługiwaniu się instrumentem i ogólnie zawodowych. Chyba nikt tak celnie, jak właśnie pianista, nie wskaże swym podopiecznym drogi do partnerstwa w muzyce, tego fundamentu wykonawstwa zespołowego. Warunek: musi być pianistą, a nie – akompaniatorem.
Jak powinno wyglądać przygotowanie profesjonalne pianisty-korepetytora?
Wbrew pozorom, za najważniejsze uważam przygotowanie psychiczne. Uwolnienie się od destruktywnego przekonania, że jedynie rola solisty może zapewnić pianiście spełnienie w zawodzie i w życiu. Z tym chwastem winno się walczyć od najwcześniejszych lat nauki grania. Uczenie muzyki winno być uczeniem sposobu porozumienia z drugim człowiekiem; uczenie posługiwania się fortepianem winno służyć umożliwieniu przemawiania językiem muzyki. Nie kariera, nie rozpaczliwa pogoń za konkursowymi laurami, nie destruktywne pragnienie sławy ani zniewolenie chorobliwą ambicją, która przecież przy największych staraniach i wyrzeczeniach nigdy nie zastąpi talentu. A talent zawsze się wybroni i sposobem często zgoła niezwykłym zaprowadzi Konstantego czy Rafała do artystycznych triumfów.
Niestety, od początku świata dystrybucja talentów nigdy nie była sprawiedliwa. Jakże zdrowe i mądre jest więc akceptowanie własnych możliwości, nawet niewielkich. Ileż piękna i radości, a także pełnej satysfakcji życiowej, również w sensie dosłownym, można odnaleźć właśnie w pracy korepetytora – pod warunkiem, że nie jest ona zabarwiona frustracją, poczuciem zawodu i degradacji. Świat nauki też nie składa się z samych Einsteinów; można przecież czerpać zadowolenie z tego, że jest się zwykłym laborantem, bez którego, notabene, nawet najcenniejsze doświadczenie naukowe miałoby niewielkie szanse powodzenia. Jakże wielka odpowiedzialność spoczywa tu na całym szkolnictwie muzycznym, które powinno chronić uczniów przed solistyczną obsesją, przekonując ich, że pianista ma przed sobą wiele innych wartościowych możliwości!
W procesie kształcenia i przygotowania zawodowego za najważniejsze uważam więc nie sprawy par excellence instrumentalne i wykonawcze, lecz ukształtowanie postawy. Za warunek sine qua non wszelkich poczynań artystycznych, oczywiście również w przypadku korepetytora, uważam doskonałe przygotowanie. Uczę swych podopiecznych, że nigdy i pod żadnym pozorem, w żadnych warunkach, nie wolno usiąść do grania utworu niewystarczająco nauczonego – czy jest to recital w Narodowej, czy lekcja skrzypiec w szkole podstawowej. Granie utworu nienauczonego jest wykroczeniem wobec sztuki i profesji, jest też wstąpieniem na równię pochyłą, prowadzącą do nieuniknionej degradacji i lichoty. Mówiąc na marginesie: uważam, że każdy pianista, cokolwiek by w życiu robił, nigdy nie powinien rozstawać się z graniem solowym. Nawet jeśli nie występuje się często na estradzie, dzień warto zacząć od Preludium i Fugi, nie rozstawać się z Mozartem, generalnie – z podstawowym repertuarem solowym.
Pianista-korepetytor pracujący w teatrze operowym i pianista-coach powinni w czasie studiów akademickich zetknąć się z pewnymi propedeutycznie potraktowanymi, specyficznymi wymaganiami zawodowymi. Więcej do – i tak już krańcowo napiętego – programu studiów wprowadzić nie sposób, a może nawet nie ma potrzeby. Katedra Kameralistyki Fortepianowej warszawskiej Akademii przygotowuje natomiast program studiów podyplomowych dla korepetytorów i coachów. Będzie on obejmować technikę grania wyciągów operowych, elementy czytania partytur, dyrygowania, grania w kluczach, opanowanie umiejętności równoczesnego grania i śpiewania różnych partii operowych, podstawy emisji głosu, realizację recytatywów barokowych, dykcję, artykulację w obcych językach, elementy retoryki, historię opery. Niezmienione pozostają wspomniane wyżej wymagania dotyczące indywidualnego przygotowania się do grania oraz bezwarunkowy wymóg nieustannego kontynuowania gry solowej. Ten wymóg uważam za niezwykle ważny, ponieważ u bardzo wielu operowych pianistów-korepetytorów, na skutek zaniechania solowej praktyki pianistycznej, w sposób nieunikniony dochodzi do dostrzegalnej degradacji sztuki gry na fortepianie.
Coda
Zdecydowałem się przedstawić Czytelnikom „Ruchu Muzycznego” powyższe rozważania z kilku powodów.
Dlatego że – jak wspomniałem na początku – nigdzie nie natrafiłem na ślad jakiegokolwiek sygnału odnoszącego się do sytuacji pianistów-korepetytorów, których liczba, jak sądzę, jest niemała. Temat ten czeka na opracowanie naukowe, być może przez kogoś z grona pianistów-korepetytorów, kto – znając problem od środka – wszechstronnie omówi to zagadnienie. Moje refleksje są jedynie zbiorem sygnałów.
Także z powodu nabrzmiałej problemami sytuacji zawodowej tej grupy muzyków. Dochodzą do mnie liczne sygnały o niegodnym szkolnictwa artystycznego traktowaniu etatowych „akompaniatorów”, w sposób nierzadko uwłaczający ich profesjonalnej i ludzkiej godności. Ta sytuacja domaga się korekty. Przeobrażenie „akompaniatora” w „pianistę”, jest – moim zdaniem – tej korekty ważnym elementem.
Wiem oczywiście, że w znacznej mierze winni tej sytuacji są również sami zainteresowani, zwykle wskutek braku właściwego przygotowania zawodowego i psychologicznego, często przez niską jakość świadczonych usług artystycznych. Jest to najczęściej wynik wspomnianych wyżej zaniedbań w zakresie indywidualnego uczenia się wymaganego repertuaru. Zapomina się, że tych wszystkich sonat, wyciągów fortepianowych koncertów instrumentalnych, rozlicznych pieśni i arii, trzeba się – zwyczajnie i po prostu – doskonale nauczyć. Bez żadnej taryfy ulgowej.
Również dlatego, że jestem orędownikiem wyłącznego używania terminu „pianista”, bez względu na to, czy chodzi o granie indywidualne-solowe, czy o wszelkie możliwe formy grania zespołowego. Dokładnie tak, jak ze wspomnianym skrzypkiem, który zawsze, w każdej sytuacji profesjonalnej, pozostaje skrzypkiem. Jestem przekonany, że ten wydawałoby się niewielki niuans ma znaczenie psychologiczne nie do przecenienia w sytuacji pianisty oraz wymierny, pozytywny wpływ na rezultat artystyczny jego działalności.
Zawsze buntowałem się przeciwko utożsamianiu pojęcia pianisty wyłącznie z graniem solowym, szczególnie w czasie budowania fundamentów profesjonalnej i psychicznej sylwetki przyszłego artysty. Uważałem, i nadal uważam, że pianistą jest człowiek, który po prostu gra na fortepianie. Mniej istotne, co robi; ważniejsze jest, jak gra. Jakże często się zdarza, że solista produkuje kicze, a nie-solista – kreacje wybitne!
I wreszcie, z potrzeby spełnienia czegoś w rodzaju zobowiązania wobec samego siebie, datującego się z czasów, kiedy rozmyślałem o przyszłym kształcie Katedry Kameralistyki Fortepianowej, istniejącej wówczas jedynie w mojej głowie. W strukturze takiej katedry zawsze widziałem miejsce nie tylko dla pianistów-pedagogów, kształcących studentów fortepianu w zakresie wykonawstwa zespołowego, ale również dla licznej grupy pianistów-korepetytorów, zgromadzonych w Zakładzie Korepetycji Fortepianowej, działającym w ramach KKF. Zakład taki wyobrażałem sobie nade wszystko jako rodzaj forum doskonalenia profesjonalnego.
Dla uniknięcia ewentualnych nieporozumień związanych z przedstawionymi powyżej uwagami o pianiście-korepetytorze pragnę podkreślić, że możliwie pełne opanowanie sztuki pianistycznej uważam za warunek nie podlegający żadnym koncesjom ani w okresie kształcenia, ani podczas dojrzałej aktywności. Bez względu na to, czy pianista – jako już samodzielny artysta – wybierze drogę solisty, czy będzie realizować swe życiowe pasje w fascynacjach partnerstwa, czy też spróbuje swych sił w obydwu opcjach – solistycznej i zespołowej.
Prof.Jerzy Marchwiński
środa, 18 stycznia 2012
Kilka osobistych refleksji o sytuacji profesjonalnej pianisty
Szanowni Państwo.
Chciałbym przedstawić Państwu kilka osobistych refleksji związanych z tematem dzisiejszego panelu „Pianista – wykonawca uniwersalny”. Osobistych, ponieważ jedynie za takie jestem odpowiedzialny. Żadną miarą nie mogłem i nie mogę się wpasować w jakąś doktrynę, system czy metodę.
Refleksja pierwsza, o środowiskowej, psychologicznej presji, również uczelnianej, że dla pianisty, tzw. kariera, to być solistą, a granie zespołowe, to rezygnacja, kompromis, tzw. urządzenie się w życiu i temu podobne. Czułem się szalenie niewygodnie z tą presją od samego zarania studiów. Rychło też sobie uświadomiłem, że uczenie się gry na fortepianie, oczywiście dzieje się głównie indywidualnie, solo, ale artystyczny pożytek z tej umiejętności, to już sprawa o wiele bardziej rozległa.
Refleksja druga, o zmianach, które dokonały się w czasie mego życia. Jeszcze w okresie studiów i tuż po nich, dla mnie samego pianistą był wyłącznie muzyk, który grał solo, sam. A kiedy grał z kimś, stawał się akompaniatorem, lub kimś do akompaniatora podobnym. Kiedy zacząłem grać z innymi rychło sobie uświadomiłem, że wcale nie przestawałem być pianistą, a moje oczekiwania od własnej gry niczym się nie różnią od tych, kiedy gram solo. Czyli, że zawsze jestem pianistą, bez względu na to czy gram sam czy z kimś, bez względu na to, jak mnie postrzega i klasyfikuje środowisko. I to przekonanie pozostało fundamentem całej mojej profesjonalnej aktywności.
Refleksja trzecia, o urzeczywistnianiu, na miarę swych możliwości, wspomnianego wymogu perfekcji. Otóż świadomie i z wyboru, całą moją aktywnością starałem się je realizować. Podjąłem ryzyko przekonywania o jego słuszności studentów, z którymi przez pół wieku pracowałem. Z pełną determinacją mówiłem głośno o nim wobec całego środowiska, ze szczególnym zaangażowaniem na forum Rady Wydziału II Akademii im.Fryderyka Chopina. Nie szczędząc wysiłku, z pomocą kilku entuzjastów, których „zainfekowałem” moimi ideami, doprowadziłem do powstania unikatowej Katedry Kameralistyki Fortepianowej (KKF).
Refleksja czwarta, o dwu katedrach. W naszej Uczelni, na wydziale fortepianu, działają dwie, pełnoprawne katedry: gry solowej i gry zespołowej. Jest to sytuacja absolutnie unikatowa. W innych uczelniach są oczywiście organizmy zajmujące się graniem zespołowym pianistów ale działają one poza wydziałem fortepianu. Nasza Katedra Fortepianu kształci z założenia pianistów, mistrzów posługiwania się instrumentem, artystów gry solowej; KKF, z założenia kształci pianistów, artystów gry zespołowej, mistrzów partnerstwa. Czyni to zarówno w aspekcie profesjonalnym, jak i nade wszystko psychologicznym, mentalnym.
Refleksja piąta, o akompaniatorze i partnerze. Ośmielam się twierdzić, że partnerstwo jest najbardziej kreatywną postawą współpracy pomiędzy wykonawcami, a może nawet, po prostu, pomiędzy ludźmi. Natomiast obrośnięte pejoratywnymi konotacjami pojęcie akompaniatora i relacje pomiędzy wykonawcami typu solista-akompaniator, pomijając dokuczliwe rekwizyty postrzegania środowiskowego, są – w moim odczuciu – szkodliwe artystycznie i jako takie , powinny być unikane, od podstawowego szkolnictwa poczynając.
Refleksja szósta, o impasie solistycznym. Jakże często będącym główną przyczyną udręki, zawodu, rozczarowania i frustracji dla, wydaje mi się, całej rzeszy zagubionych pianistów. I o niemal nieograniczonych możliwościach artystycznej ekspresji i wartościowego spełnienia, które oferuje granie zespołowe. Pianista może się zrealizować w bardzo wielu formach współpracy. Może uczestniczyć w aktywności koncertowej instrumentalistów, która bez udziału pianistów, stałaby się po prostu wirtualna. Cała rzesza śpiewaków w swej aktywności artystycznej nie byłaby w stanie obyć się bez pianistów. Kształcenie i instrumentalistów i śpiewaków bez udziału pianisty, jest trudne do wyobrażenia sobie. Teatry operowe bez pianisty, musiałyby, w zasadzie zamknąć swe podwoje. Fakty te jasno wskazują, że pianiści są - być może - najbardziej liczną i najbardziej poszukiwaną grupą pośród wykonawców. Na dobrą sprawę, całe środowisko wykonawców bez pianisty po prostu nie mogłoby się obyć. Wyjście z impasu wyłącznie solistycznej aktywności, drastycznie zmienia obraz sytuacji profesjonalnej pianisty, otwiera cały ten wspomniany teren ogromnych możliwości, nie stojąc zresztą w żadnej opozycji wobec kontynuowania aktywności solistycznej.
Refleksja siódma, ostatnia, o pewnym micie pianistycznej rzeczywistości. Jest to dość powszechny pogląd, jakoby wybitnie utalentowani zostawali solistami, a ci, mniej utalentowali byli skazani na działalność zespołową. Otóż twierdzę, że każdy pianista może być artystą wybitnym lub pospolitym, niezależne od tego, czy gra sam czy z kimś. Wszystko zależy od talentu i profesjonalnej perfekcji. Jest wiele marnych wykonań solistycznych; jest również wiele wybitnych kreacji kameralistycznych. Są na to żywe dowody, że tzw. pianista-korepetytor możne być artystą znakomitym a tzw. solista może być artystą żenująco niepotrzebnym nawet wtedy, kiedy mu się udaje niekiedy występować solistycznie na estradach filharmonicznych.
Takie są moje wprowadzające refleksje, z konieczności szkicowe i wybiórcze. Wierzę, że komplet wypowiedzi dzisiejszego Panelu przyczyni się do promocji w środowisku pojęcia pianisty, jako wykonawcy uniwersalnego.
Wypowiedź na spotkaniu panelowym w UMFC, 13 lutego 2010
Chciałbym przedstawić Państwu kilka osobistych refleksji związanych z tematem dzisiejszego panelu „Pianista – wykonawca uniwersalny”. Osobistych, ponieważ jedynie za takie jestem odpowiedzialny. Żadną miarą nie mogłem i nie mogę się wpasować w jakąś doktrynę, system czy metodę.
Refleksja pierwsza, o środowiskowej, psychologicznej presji, również uczelnianej, że dla pianisty, tzw. kariera, to być solistą, a granie zespołowe, to rezygnacja, kompromis, tzw. urządzenie się w życiu i temu podobne. Czułem się szalenie niewygodnie z tą presją od samego zarania studiów. Rychło też sobie uświadomiłem, że uczenie się gry na fortepianie, oczywiście dzieje się głównie indywidualnie, solo, ale artystyczny pożytek z tej umiejętności, to już sprawa o wiele bardziej rozległa.
Refleksja druga, o zmianach, które dokonały się w czasie mego życia. Jeszcze w okresie studiów i tuż po nich, dla mnie samego pianistą był wyłącznie muzyk, który grał solo, sam. A kiedy grał z kimś, stawał się akompaniatorem, lub kimś do akompaniatora podobnym. Kiedy zacząłem grać z innymi rychło sobie uświadomiłem, że wcale nie przestawałem być pianistą, a moje oczekiwania od własnej gry niczym się nie różnią od tych, kiedy gram solo. Czyli, że zawsze jestem pianistą, bez względu na to czy gram sam czy z kimś, bez względu na to, jak mnie postrzega i klasyfikuje środowisko. I to przekonanie pozostało fundamentem całej mojej profesjonalnej aktywności.
Refleksja trzecia, o urzeczywistnianiu, na miarę swych możliwości, wspomnianego wymogu perfekcji. Otóż świadomie i z wyboru, całą moją aktywnością starałem się je realizować. Podjąłem ryzyko przekonywania o jego słuszności studentów, z którymi przez pół wieku pracowałem. Z pełną determinacją mówiłem głośno o nim wobec całego środowiska, ze szczególnym zaangażowaniem na forum Rady Wydziału II Akademii im.Fryderyka Chopina. Nie szczędząc wysiłku, z pomocą kilku entuzjastów, których „zainfekowałem” moimi ideami, doprowadziłem do powstania unikatowej Katedry Kameralistyki Fortepianowej (KKF).
Refleksja czwarta, o dwu katedrach. W naszej Uczelni, na wydziale fortepianu, działają dwie, pełnoprawne katedry: gry solowej i gry zespołowej. Jest to sytuacja absolutnie unikatowa. W innych uczelniach są oczywiście organizmy zajmujące się graniem zespołowym pianistów ale działają one poza wydziałem fortepianu. Nasza Katedra Fortepianu kształci z założenia pianistów, mistrzów posługiwania się instrumentem, artystów gry solowej; KKF, z założenia kształci pianistów, artystów gry zespołowej, mistrzów partnerstwa. Czyni to zarówno w aspekcie profesjonalnym, jak i nade wszystko psychologicznym, mentalnym.
Refleksja piąta, o akompaniatorze i partnerze. Ośmielam się twierdzić, że partnerstwo jest najbardziej kreatywną postawą współpracy pomiędzy wykonawcami, a może nawet, po prostu, pomiędzy ludźmi. Natomiast obrośnięte pejoratywnymi konotacjami pojęcie akompaniatora i relacje pomiędzy wykonawcami typu solista-akompaniator, pomijając dokuczliwe rekwizyty postrzegania środowiskowego, są – w moim odczuciu – szkodliwe artystycznie i jako takie , powinny być unikane, od podstawowego szkolnictwa poczynając.
Refleksja szósta, o impasie solistycznym. Jakże często będącym główną przyczyną udręki, zawodu, rozczarowania i frustracji dla, wydaje mi się, całej rzeszy zagubionych pianistów. I o niemal nieograniczonych możliwościach artystycznej ekspresji i wartościowego spełnienia, które oferuje granie zespołowe. Pianista może się zrealizować w bardzo wielu formach współpracy. Może uczestniczyć w aktywności koncertowej instrumentalistów, która bez udziału pianistów, stałaby się po prostu wirtualna. Cała rzesza śpiewaków w swej aktywności artystycznej nie byłaby w stanie obyć się bez pianistów. Kształcenie i instrumentalistów i śpiewaków bez udziału pianisty, jest trudne do wyobrażenia sobie. Teatry operowe bez pianisty, musiałyby, w zasadzie zamknąć swe podwoje. Fakty te jasno wskazują, że pianiści są - być może - najbardziej liczną i najbardziej poszukiwaną grupą pośród wykonawców. Na dobrą sprawę, całe środowisko wykonawców bez pianisty po prostu nie mogłoby się obyć. Wyjście z impasu wyłącznie solistycznej aktywności, drastycznie zmienia obraz sytuacji profesjonalnej pianisty, otwiera cały ten wspomniany teren ogromnych możliwości, nie stojąc zresztą w żadnej opozycji wobec kontynuowania aktywności solistycznej.
Refleksja siódma, ostatnia, o pewnym micie pianistycznej rzeczywistości. Jest to dość powszechny pogląd, jakoby wybitnie utalentowani zostawali solistami, a ci, mniej utalentowali byli skazani na działalność zespołową. Otóż twierdzę, że każdy pianista może być artystą wybitnym lub pospolitym, niezależne od tego, czy gra sam czy z kimś. Wszystko zależy od talentu i profesjonalnej perfekcji. Jest wiele marnych wykonań solistycznych; jest również wiele wybitnych kreacji kameralistycznych. Są na to żywe dowody, że tzw. pianista-korepetytor możne być artystą znakomitym a tzw. solista może być artystą żenująco niepotrzebnym nawet wtedy, kiedy mu się udaje niekiedy występować solistycznie na estradach filharmonicznych.
Takie są moje wprowadzające refleksje, z konieczności szkicowe i wybiórcze. Wierzę, że komplet wypowiedzi dzisiejszego Panelu przyczyni się do promocji w środowisku pojęcia pianisty, jako wykonawcy uniwersalnego.
Wypowiedź na spotkaniu panelowym w UMFC, 13 lutego 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)