Antytezą muzycznego partnerstwa jest układ solista-akompaniator. Generalnie, w takim układzie, jeden z wykonawców jest a priori uprzywilejowany, drugi - a priori subordynowany. Nie waham się użyć wobec niego określenia anachroniczny, a nawet artystycznie szkodliwy.
Podobnie z układem solista-akompaniator w tzw. życiu. Z odcieniem pewnego rozbawienia dostrzegam wokół siebie istnienie wielu przykładów takiego układu.
poniedziałek, 19 września 2011
wtorek, 6 września 2011
Partnerstwo, jak każda wartość, nie dzieje się samo. Podobnie jak kultura czy cała sfera uczuć, oczekuje troski, wysiłku, mądrości. Trudno jest mi sobie wyobrazić udane partnerstwo bez poczucia wolności, szacunku do partnera, akceptowania postawy dialogu i otwartości, świadomego starania o rozumienie drugiego człowieka, poszanowania jego wewnętrznej przestrzeni i intymności.
Partnerstwo muzyczne, oprócz sygnalizowanych wartości, oczywiście oczekuje ewidentnej profesji.
W partnerstwie rozumiem ważność ról jako wartość wymienną, zależną od sytuacji i dziejącej się rzeczywistości.
Partnerstwo muzyczne, oprócz sygnalizowanych wartości, oczywiście oczekuje ewidentnej profesji.
W partnerstwie rozumiem ważność ról jako wartość wymienną, zależną od sytuacji i dziejącej się rzeczywistości.
piątek, 2 września 2011
Partnerstwo, w moim pojmowaniu, stanowi rodzaj dobrowolnego układu pomiędzy dwoma lub wieloma wolnymi osobami, dla osiągnięcia celu, jakim może być wspólne dobro, sukces, korzyść, zysk, wartość wszelkiego autoramentu, czyli – jednym słowem – kreowanie życia.
Muzyczne partnerstwo pomiędzy wykonawcami, to wspólne starania o możliwie najdoskonalsze, najbardziej zrozumiałe, najprawdziwsze, najpiękniejsze przekazanie odbiorcy myśli i uczuć twórcy, zamkniętych w zapisie nutowym.
Muzyczne partnerstwo pomiędzy wykonawcami, to wspólne starania o możliwie najdoskonalsze, najbardziej zrozumiałe, najprawdziwsze, najpiękniejsze przekazanie odbiorcy myśli i uczuć twórcy, zamkniętych w zapisie nutowym.
Subskrybuj:
Posty (Atom)